Patrząc na efekty wyborów sprzed dwóch tygodni ten rozkład wyglądałby tak: Trzecia Droga wprowadziłaby do europarlamentu 8 posłów, Konfederacja 4 a Lewica 3. Te wyniki są najbardziej miarodajnym sondażem obecnych nastrojów panujących wśród wyborców, którego nie można zamówić w żadnej firmie badającej opinię publiczną.
- Będzie ciężko, ale będziemy bić się o więcej, o 21-22 mandaty – zapowiada w rozmowie z Dziennikiem Gazetą Prawną Bogdan Zdrojewski z Platformy Obywatelskiej. Również PiS nie zamierza odpuszczać, tym bardziej że komercyjne sondaże obu partiom dają podobne wyniki od 18 do 20 miejsc w PE. – Mamy bardzo dobrą pozycję wyjściową, praktyka pokazuje, że zawsze w wyniku kampanii Prawo i Sprawiedliwość zyskuje w stosunku do tego, co było na starcie. Jesteśmy zawsze bardziej przekonujący na finałach kampanii, niż na początku – mówi Karol Karski z PiS, dodając, że jego formacja będzie walczyła o większość z 53 mandatów, które są do wzięcia. Dlaczego dla dwóch największych partii bój o zaledwie kilkadziesiąt intratnych stanowisk jest taki ważny? Oficjalnie usłyszymy, że są to wybory, które zadecydują o przyszłym kształcie Europy. Ale to tylko część prawdy. Donald Tusk chce jednoznacznie udowodnić, że może wygrać wybory, a Jarosław Kaczyński chce jak najbardziej zbliżyć się do wyniku z 2019 roku, kiedy jego partia zdobyła aż 26 miejsc w europarlamencie (a po Brexicie przypadł jej jeszcze jeden, 27 mandat dla Dominika Tarczyńskiego).
Szykuje się więc bardzo zacięty bój o ogłoszenie zwycięstwa 9 czerwca 2024 roku. Tym bardziej że sytuacja jest napięta również wewnątrz najważniejszych ugrupowań. Walka o pierwsze miejsca na listach była zawzięta. W przypadku PiS zakończyła się nawet awanturą pod drzwiami prezesa w siedzibie na Nowogrodzkiej. – Bycie jedynką jest o tyle ważne, że, niezależnie od partii, są to w praktyce mandaty biorące. Można nie lubić Mariusza Kamińskiego, Daniela Obajtka czy Macieja Wąsika, ale w elektoracie PiS to są bohaterowie, podobnie jak kandydaci na czele naszych list – przyznaje Krzysztof Lisek, były europoseł PO. Ciekawie zapowiada się jednak pojedynek o niepewne miejsca, czyli drugie, albo jak w przypadku Warszawy, trzecie mandaty. Posłużmy się właśnie przykładem stolicy. Tutaj Koalicja Obywatelska ma dwa pewne mandaty, ale istnieje możliwość uzyskania trzeciego. Podobnie sytuacja wygląda w Gdańsku, gdzie PO może mieć pewność co do jednego miejsca w PE, ale bardzo prawdopodobne jest to, że zawalczy jeszcze o drugi fotel w Brukseli. Na razie żadne badania opinii publicznej nie uwzględniają jednak głosów Polonii, choć niemal na pewno wiadomo, że większość z nich przypadnie KO.
Zacięta rywalizacja zapowiada się również wewnątrz PiS, co też może mieć wpływ na przebieg wyborów. Układanie list przebiegało tutaj w atmosferze awantury. Najbardziej gorąca atmosfera towarzyszyła temu, jak rozstrzygnie się pojedynek pomiędzy podsłuchiwanym Pegasusem Markiem Suskim, a tymi, którzy ten proceder zlecili, czyli Mariuszem Kamińskim i Maciejem Wąsikiem. Ci ostatni wygrali tę bitwę. Wielkie emocje budziła również kwestia, gdzie i na jakim miejscu wyląduje Jacek Kurski. Były prezes TVP mocno zabiegał o miejsce biorące, na razie (bo prezes PiS zastrzegł sobie jeszcze prawo do zmian) znalazł się na „dwójce” na Mazowszu, za Adamem Bielanem. – Prezes widział polityczne, wyborcze wygibasy Kurskiego i Bielana, ale nie chciał tracić ani jednego ani drugiego, więc postanowił, żeby się pobawili sami ze sobą – mówi DGP jeden z polityków PiS. Jak te wewnętrzne wojenki w dwóch największych ugrupowaniach przełożą się na wynik wyborów, przy założeniu niższej frekwencji, okaże się 9 czerwca. Jeśli chodzi o mniejsze ugrupowania to komercyjne sondaże dają Trzeciej Drodze od 6 do 7 mandatów, 3 do pięciu dla Lewicy i 3 do pięciu dla Konfederacji.