Amerykanie zbombardowali ponad 85 celów w Iraku i Syrii, ale nie zdecydowali się na bezpośrednie uderzenie na Iran.

W piątek amerykańskie wojsko przeprowadziło pierwszy etap militarnego odwetu za atak dronowy na bazę w Jordanii z końca stycznia, w którym śmierć poniosło trzech żołnierzy ze Stanów Zjednoczonych, a kilkudziesięciu zostało rannych. Na cel wzięto ponad 85 miejsc w Iraku i Syrii, wykorzystywanych przez szyickie oddziały, z których część jest powiązana z Iranem. W Iraku, zgodnie z informacjami rządu w Bagdadzie, zginęło 16 osób, w tym nieokreślona liczba cywili. Po stronie syryjskiej, jak szacują grupy od lat monitorujące konflikt w tym kraju, zabito od kilkunastu do kilkudziesięciu bojowników. Prezydent USA Joe Biden nie zdecydował się za to na uderzenie na Iran, mimo wezwań pojawiających się ze strony republikanów.

Jeśli wierzyć zapowiedziom urzędników z Waszyngtonu, piątkowe bombardowanie stanowi zaledwie pierwszą część szerszej odpowiedzi, która ma trwać tygodniami i w której są zaplanowane także cyberataki. Operacja była starannie przygotowywana, a do inauguracyjnego odwet ostrzału doszło pięć dni po ataku w Jordanii. Stany Zjednoczone wykorzystały ten czas na przegrupowanie wojsk i kontakty specjalnymi kanałami z Iranem. Zwaśnione strony zapewniały siebie nawzajem o tym, że nie chcą gwałtownej eskalacji konfliktu, Iran zastrzegł sobie do tego prawo w przypadku bezpośredniego ataku na własne terytorium.

Niemal równolegle do ostrzału Syrii i Iraku Amerykanie w weekend przeprowadzili kolejne naloty na pozycje jemeńskich rebeliantów Ansar Allah, zajdyckiego ruchu polityczno-wojskowego, który wypowiedział wojnę Izraelowi i atakuje dronami oraz rakietami statki handlowe przepływające przez kluczową dla światowego handlu cieśninę Bab al-Mandab. Misją Amerykanów, a także wspierających ich na Półwyspie Arabskim Brytyjczyków, jest ograniczenie potencjału wojskowego rebeliantów i zmuszenie do zaprzestania działań zaczepnych. Większość ekspertów wątpi, czy naloty okażą się skuteczną strategią. Wskazują, że bojownicy Ansar Allah ukrywają się w trudno dostępnych górach i by wyeliminować zagrożenie z ich strony, potrzeba operacji lądowej na wzór tej z Afganistanu. Amerykanie są świadomi wyzwania. O tym, że dotychczasowe naloty na Jemen nie przynoszą rezultatów, przyznał sam Biden, zapowiadając jednocześnie ich kontynuację.

W ciągu 24 godzin Stany Zjednoczone zbombardowały więc trzy kraje na Bliskim Wschodzie. Bojowników z Iraku i Syrii oraz jemeński Ansar Allah łączy sprzeciw wobec brutalnej operacji wojskowej Izraela w Strefie Gazy. Brak wpływu USA na politykę premiera Binjamina Netanjahu budzi w regionie frustrację, w tym wśród sojuszników USA, takich jak: Arabia Saudyjska, Egipt czy Jordania. Zabiegi sekretarza stanu Antony’ego Blinkena o polityczne rozwiązanie konfliktu i uspokojenie sytuacji nie przynoszą rezultatów, tymczasem od października 2023 r. doszło do prawie 200 ataków na bazy Stanów Zjednoczonych w regionie. – Mamy wyjątkowo niestabilny czas na Bliskim Wschodzie. Moim zdaniem nie mierzyliśmy się tam z tak niebezpieczną sytuacją od co najmniej 1973 r., a może i dłużej – mówił w ubiegłym tygodniu Blinken. Od października 2023 r. w Strefie Gazy zginęło tymczasem ponad 27 tys. osób, Netanjahu odrzuca apele o rozwiązanie pozamilitarne, a jego celem politycznym wydaje się wygnanie lokalnej ludności oraz okupacja Strefy.

Weekendowe bombardowania spotkały się z powszechnym potępieniem ze strony polityków tworzących iracką koalicję rządową. Bagdad uznaje je za pogwałcenie suwerenności Iraku. Nie chce, by kraj stał się miejscem zastępczego konfliktu amerykańsko-irańskiego. „Te agresywne ataki spowodują, że Irak oraz cały region znajdą się na granicy chaosu” – zakomunikowano w oświadczeniu irackiego rządu. Zaprzeczono też informacjom płynącym z Waszyngtonu, wedle których Amerykanie konsultowali się z Irakijczykami przed piątkowym atakiem. Oficjalnie Bagdad nalega, by Amerykanie wycofali się z Iraku. W kilku bazach przebywa tam ich co najmniej 2,5 tys., a ich misja po neutralizacji zagrożenia ze strony Państwa Islamskiego ma tu oficjalnie charakter szkoleniowo -doradczy. Sytuacja jest skomplikowana, gdyż część szyickich bojówek walczących z Amerykanami jest zintegrowana z irackimi siłami zbrojnymi. ©℗

Iran i USA zapewniają się nawzajem, że nie chcą eskalacji