Macron chce przejąć wyborców Le Pen przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Pomóc ma śpiewanie „Marsylianki” w szkołach i zwiększenie obecności policji na ulicach.

Emmanuel Macron obiecuje, że „Francja pozostanie Francją”. Prezydent zapowiedział przy tym wiele tradycjonalistycznych reform. Do szkół mają wrócić mundurki i lekcje wychowania obywatelskiego. Najmłodsi uczniowie będą się uczyć „Marsylianki”, a nastolatki odbędą obowiązkowe szkolenia wojskowe. – Kraj musi na nowo nauczyć się dzielić wartościami, kulturą i uprzejmością w szkołach i miejscach publicznych – mówił szef państwa. Jego plany obejmują też zwiększenie obecności policji na ulicach i politykę nastawioną na zwiększenie liczby urodzeń. Zreformowany ma zostać m.in. system urlopów rodzicielskich. W 2023 r. współczynnik dzietności nad Sekwaną wynosił 1,68 dziecka na kobietę wobec 1,79 rok wcześniej.

Zapytany przez reportera, czy nie forsuje przypadkiem zbyt „staromodnego programu”, Macron wskazał na rolę „porządku” i „symboli”, które – jego zdaniem – są niezbędne do przywrócenia znaczenia wspólnych wartości w „płynnym społeczeństwie”. Krytycy twierdzą jednak, że proponowane środki w niewielkim stopniu przyczynią się do wzmocnienia harmonii społecznej. Zwrot w kierunku tradycji ma przede wszystkim przyciągnąć do liberalnego obozu Macrona wyborców prawicy. Z grudniowego sondażu Politico wynika, że niezadowolonych z prezydentury Macrona, która zakończy się w 2027 r., jest 68 proc. Francuzów. A jego Odrodzenie wyprzedza dziś zarówno skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe pod wodzą Marine Le Pen, jak i lewicowa Nowa Unia Ludowo-Ekologiczno-Społeczna. Przeprowadzone w ubiegłym miesiącu badanie Ifop wskazuje, że na partię Macrona w wyborach parlamentarnych zagłosowałoby zaledwie 19 proc. społeczeństwa. Stronnictwo Le Pen mogłoby liczyć na 28 proc. głosów, a lewicowy sojusz – 24 proc.

Zdaniem prasy Macron wchodzi w buty Nicolasa Sarkozy’ego

„Macronizm umarł, niech żyje sarkomacronizm!” – napisał dziennikarz Franz-Olivier Giesbert na łamach konserwatywnego magazynu „Le Point” o ukłonie prezydenta w kierunku prawicy. Termin nawiązuje do byłego prawicowego prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego, który także przejął za swoich rządów część haseł tradycyjnie wiązanych z partiami spoza głównego nurtu prawicy. Dla Macrona to nie pierwszy raz. W 2021 r., kiedy stało się jasne, że pozycja Le Pen jest coraz silniejsza, prezydent skupił się na kwestiach społecznych, by wzmocnić swoje notowania przed walką o reelekcję w 2022 r. Pięć lat wcześniej przedstawicielkę skrajnej prawicy pokonał, zdobywając w II turze aż 66 proc. głosów. Ale popularność Macrona zaczęła spadać. Pierwsza kadencja u władzy odznaczyła się serią kryzysów – od protestów „żółtych kamizelek” po pandemię koronawirusa.

Macron chciał odciągnąć uwagę od niepowodzeń, przyjmując niektóre postulaty Le Pen. Związani z jego obozem politycy coraz odważniej wypowiadali się w okresie przedwyborczym na temat szkodliwości „radykalnego islamu” i „islamolewicy” dla francuskiej spójności społecznej. W 2022 r. strategia ta zakończyła się sukcesem. Macron pokonał Le Pen, choć ze słabszym wynikiem niż w pierwszym wyścigu o fotel prezydencki. W tym roku testem dla prezydenta będą czerwcowe wybory do Parlamentu Europejskiego. „W 2019 r. wybory te wprowadziły skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe do Parlamentu Europejskiego. Dalsze rządzenie Francją z partią słabo reprezentowaną w PE byłoby dla Macrona poważną porażką wewnętrzną” – przekonują Léonie Allard i Marie Jourdain na portalu Atlantic Council. ©℗