Polska zyskała kolejny tydzień na dodatkowe negocjacje – dzisiejsze posiedzenie kolegium komisarzy, na którym miała zapaść decyzja o przedłużeniu bezcłowego handlu z Ukrainą, zostało odwołane.

Dziś w Strasburgu na posiedzeniu kolegium komisarzy miało zostać zatwierdzone przedłużenie umowy o wolnym handlu z Ukrainą, obowiązującej od prawie dwóch lat. Przez wiele miesięcy umowa nie była przedmiotem sporu, jednak trwający z przerwami od 6 listopada ubiegłego roku protest polskich przewoźników oraz powracający z różnym natężeniem protest rolników znacznie wpłynął nie tylko na dyskusje w UE, lecz także relacje polsko-ukraińskie. Wczoraj o wątpliwościach polskich przedsiębiorców w sprawie przedłużenia liberalizacji handlu z wiceszefem KE Valdisem Dombrovskisem odpowiedzialnym za te przepisy rozmawiali ministrowie rolnictwa oraz przedsiębiorczości i technologii – Czesław Siekierski i Krzysztof Hetman. Swoje konsultacje z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim ma przeprowadzić także Donald Tusk. Do momentu zamknięcia wydania DGP nie były znane efekty rozmów ministrów z unijnym komisarzem. Ostatecznie, jak dowiedzieliśmy się w KE, dzisiejsze kolegium komisarzy wraz z agendą, na której znajdowało się wyłącznie przedłużenie umowy z Ukrainą, zostało przesunięte na przyszły tydzień. Niewykluczone też, że umowa stanie się jednym z głównych tematów rozmów podczas najbliższego posiedzenia ministrów rolnictwa 23 stycznia, o co wnioskuje Polska.

Przedłużane zasady

Rozporządzenie, które formalnie pozwala na zwolnienie z ceł i ograniczeń ilościowych w handlu między państwami UE a Ukrainą zostało w maju ubiegłego roku przedłużone do 5 czerwca tego roku. Wtedy wyłącznie Węgry wstrzymały się od głosu, Polska głosowała za. Samo rozporządzenie jest pewnego rodzaju uzupełnieniem do porozumienia o wolnym handlu „27” z Kijowem, które jest częścią umowy stowarzyszeniowej. Po ustaleniu treści rozporządzenia jest ono przedłużane większością kwalifikowaną (15 państw reprezentujących minimum 65 proc. ludności UE). Pojedynczy sprzeciw Polski, który artykułował zarówno rząd PiS w końcówce swojej kadencji, jak i obecny rząd Donalda Tuska, to za mało, żeby powstrzymać przedłużenie obowiązujących przepisów w obecnej formie.

Swój protest złożyli już komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski oraz minister rolnictwa Czesław Siekierski. Problem w tym, że w kolegium komisarzy – niezależnie od tego, czy posiedzenie w tej sprawie odbędzie się w przyszłym, czy kolejnym tygodniu – właściwie nie ma głosów poparcia dla postulatów Wojciechowskiego.

Największy problem Polska ma z importem zboża na zasadach określonych w rozporządzeniu. Skutkowało to wprowadzeniem w ubiegłym roku jednostronnego embarga na import ukraińskiej pszenicy, kukurydzy, rzepaku i nasion słonecznika. Obecnie rząd podkreśla także destabilizujący wpływ rozporządzenia na rynek cukru, drobiu i jaj. Rządowi udało się doprowadzić do porozumienia z rolnikami protestującymi na granicy polsko-ukraińskiej, którzy zdecydowali się zawiesić swój protest w zamian za obietnice uruchomienia dopłat do kukurydzy w wysokości 1 mld zł, zwiększenie akcji kredytowej i utrzymanie wysokości podatku rolnego na poziomie z 2023 r. Dużo mniej usatysfakcjonowani są transportowcy, którzy – jak pisał DGP w ubiegłym tygodniu – oczekują wprowadzenia zgłoszeń, które wjeżdżający do Polski ukraińscy przewoźnicy musieliby składać, informując o charakterze ładunku i miejscu docelowym.

Bez ograniczeń ilościowych

Zgodnie z unijnym prawem Polska musi z jednej strony przestrzegać zapisów rozporządzenia znoszącego cła i ograniczenia ilościowe dla handlu UE–Ukraina, a z drugiej zapewnić obywatelom – niezależnie od tego, czy będą to transportowcy, czy ponownie także rolnicy – prawo do protestu. Rząd Donalda Tuska zapewnia jednak, że będzie wspierał postulaty obu grup ze względu na niekontrolowany napływ produktów rolno-spożywczych do krajów sąsiadujących z Ukrainą, a co za tym idzie spadek cen oraz wypychanie z rynku transportowego polskich przewoźników przez ukraińskich konkurentów. Czego oczekują rząd Tuska i komisarz Wojciechowski? Przede wszystkim wyłączenia z zapisów rozporządzenia objęcia bezcłowym handlem cukru, drobiu i jaj. Ponadto Polska chce wzmocnienia klauzuli ochronnych, które pozwalałyby KE na wprowadzenie embarga na określone produkty, jeśli ich import z Ukrainy przyczyni się do poważnych zakłóceń na europejskim jednolitym rynku. A z takimi zakłóceniami – jak argumentują polski rząd i komisarz – mamy do czynienia właśnie we wspomnianych grupach produktów.

Bruksela jak na razie nie przewiduje możliwości rewizji treści rozporządzenia, a co za tym idzie zamierza zdecydować jedynie o jego przedłużeniu. Wiele zależy jednak od obecnych konsultacji prowadzonych zarówno przez resort przedsiębiorczości i technologii, jak i resort rolnictwa w KE. Obecnie według naszych informacji Bruksela nie chce się zgodzić na wprowadzenie ograniczeń ilościowych na jakiekolwiek grupy produktów i oczekuje, że Warszawa i Kijów rozwiążą tę kwestię na mocy porozumienia dwustronnego. Takie zostało zawarte w ubiegłym roku między Ukrainą a Rumunią. Import czterech zbóż, na które w ubiegłym roku Bukareszt również wprowadził jednostronne embargo, jest dziś możliwy dzięki wydawaniu przez rumuńskie władze licencji eksportowych dla ukraińskich eksporterów. Wczoraj jednak rumuńscy rolnicy zdecydowali się wznowić swój protest, oczekując szybszej wypłaty dodatków za straty poniesione w wyniku importu produktów rolnych z Ukrainy. ©℗