Córka migrantów z Indii rzuca wyzwanie faworytowi. To pewna siebie konserwatystka o jastrzębim zacięciu w polityce zagranicznej.

Przy mrozach sięgających nawet minus 25 st. C republikanie z Iowa zainaugurowali w poniedziałek amerykański sezon prawyborów. Gdy zamykaliśmy numer, nie były jeszcze znane wyniki, ale faworyt był jeden i był nim Donald Trump. Ostatnie sondaże dawały mu ok. 50 proc. głosów. Na drugim miejscu w badaniach była Nikki Haley z mniej więcej 20 proc. 51-latka dystansowała Rona DeSantisa, który w Iowa zainwestował mnóstwo energii i pieniędzy, odwiedzając nawet wszystkie 99 hrabstw. Jeśli taki rozkład głosów się potwierdzi i ostatecznie Haley osiągnie rezultat lepszy niż gubernator Florydy, to jej kampania nabierze wiatru w żagle. Stanie się właściwie ostatnim i jedynym rywalem Trumpa w rywalizacji o prezydencką nominację republikanów.

Kim jest Nikki Haley? Wprawna polityk, którą trudno zbić z pantałyku, urodziła się w 1971 r. w Bambergu w Karolinie Południowej jako Nimarata Nikki Randhawa. Jej rodzice, Sikhowie z Pendżabu, działający w branży tekstylnej, na co dzień nazywali ją po prostu „Nikki”, co oznaczało „mała”. Choć oficjalnie przeszła na chrześcijaństwo prawie 30 lat temu, to do dziś co najmniej raz w roku uczestniczy też w sikhijskich ceremoniach religijnych. Od 1996 r. żona weterana armii USA, po ukończeniu księgowości i finansów przez kilka lat próbowała swoich sił na rynku. Polityczną karierę rozpoczęła dopiero po 30. urodzinach, w 2004 r., ruszając z kampanią do Izby Reprezentantów Karoliny Południowej. Zakończonej sukcesem, bo jako pierwsza osoba o korzeniach z Indii zasiadała w tej izbie stanowego parlamentu nieprzerwanie od 2005 r. do 2011 r. Następnie przez siedem lat była gubernatorem Karoliny Południowej, co pozwoliło jej uzyskać szerszą rozpoznawalność w USA. Po latach dawni współpracownicy opisują ją jako zdeterminowaną, skuteczną, pewną siebie, profesjonalną, a przy tym pamiętliwą i gdy wymagają tego okoliczności, potrafiącą zagrać twardo łokciami. Wypada dobrze i w telewizyjnych debatach, i w luźniejszych spotkaniach z wyborcami w pubach.

Gdy osiem lat temu Trump ubiegał się po raz pierwszy o prezydenturę, Haley zachowywała do niego dystans, na poziomie prawyborów wspierając jego partyjnych rywali. Miała mu za złe m.in. małą wrażliwość na sprawy rasowe. W starciu republikanina z Joem Bidenem postawiła jednak na nowojorczyka, zastrzegając przy tym zarazem, że nie jest jego fanem. Trump, jak się później okazało, szanował jej charakter, doceniał zręczność polityczną i umiejętność postawienia na swoim. W 2017 r. opuściła więc Karolinę Południową i po decyzji ówczesnego prezydenta została ambasadorem USA przy ONZ. Choć czasami miała zdanie odrębne od opinii Białego Domu, to ogólnie popierała linię administracji. Przez dwa lata w Nowym Jorku dała się poznać jako zagorzała obrończyni Izraela, popierała wyjście USA z międzynarodowego porozumienia nuklearnego z Iranem czy paryskiego porozumienia klimatycznego. Opowiadała się za ostrzejszą od prowadzonej przez Biały Dom polityką wobec Rosji, zabiegając o mocniejsze sankcje.

Po zakończeniu pracy w ONZ Haley nazywała Trumpa „przyjacielem”, deklarowała, że nie będzie przepraszać za swoją rządową pracę. Polityków poróżnił szturm na Kongres z 6 stycznia 2021 r. „Nikki” nie oszczędza byłego prezydenta (choć była przeciwna jego impeachmentowi). Na przełomie dekad zaczęto szerzej spekulować o jej ambicjach prezydenckich, szczególnie gdy w 2019 r. wydała książkę ze wspomnieniami (With All Due Respect: Defending America with Grit and Grace), uśmiechając się na okładce w eleganckim różowym kostiumie. Marzenia o Białym Domu i przepaść w ocenie 6 stycznia spowodowały, że Trump zaczął się jej obawiać; gdy zabiegała o spotkanie z nim w jego rezydencji z Mar-a-Lago, miał odmówić. Haley jest sprytna, doskonale wie, że krytykę byłego przywódcy USA musi dozować, by pozostać atrakcyjna dla elektoratu po prawej stronie. – Większość najważniejszych decyzji Trumpa była wybitna i uczyniły one Amerykę silniejszą, bezpieczniejszą oraz bogatszą. Wiele jego działań było jednak błędnych i będą surowo oceniane przez historię – tłumaczyła w artykule dla „Wall Street Journal” w 2021 r.

Ponad dwa lata później Haley jest pierwszą kobietą o innym kolorze skóry niż biały (ang. coloured person), która na poważnie ubiega się o prezydencką nominację republikanów. Nie popadając w teorie spiskowe, pozostaje tradycyjnie konserwatywna, zarówno w życiu prywatnym, jak i publicznym. Ma dobre wyniki sondażowe wśród kobiet i mniejszości, czyli w grupach, które tradycyjnie są piętami achillesowymi republikanów. Jest pro-life, w swojej karierze wspierała ograniczanie dostępu do aborcji, regularnie występowała przeciwko pomysłom progresywnej lewicy w sprawach związanych z seksualnością. Opowiada się za niskimi podatkami i wydatkami rządowymi, nie lubi związków zawodowych. Zgadza się, że człowiek wpływa negatywnie na zmiany klimatu, ale obecne regulacje nałożone na przemysł ciężki uznaje za idące zbyt daleko. Choć za priorytet uznaje zapewnienie bezpieczeństwa na południowej granicy, to jest przeciwniczką zyskujących na prawicy w USA na popularności izolacjonistycznych tendencji. W kampanii wielokrotnie przypominała o konieczności pomocy sojusznikom USA, w tym Ukrainie. Zarzucała Bidenowi, że ten dla Kijowa robi zbyt mało, ale w szczegóły nie wchodziła. ©℗