Komisje śledcze w Polsce od lat są rodzajem nieformalnej nagrody po zwycięskich wyborach. Zanim jednak posłowie większości rządzącej zaczną wyważać otwarte drzwi, warto, żeby prześledzili, czym skończyły się dotychczasowe śledztwa i prace różnych komisji badających inwigilację oprogramowaniem szpiegowskim.

Kanadyjski CitizenLab potwierdził stosowanie Pegasusa bądź zbliżonego w zastosowaniu oprogramowania Predator w co najmniej 38 państwach, w tym 10 państwach UE. I warto w tym miejscu zaznaczyć, że jest to jedyny duży ośrodek, którego informacje przyczyniły się najpierw do nagłośnienia sprawy, a później stanowiły dowody w prowadzonych postępowaniach.

Najdalej sprawy posunęły się w Grecji – szeroka debata na temat wykorzystywania oprogramowania szpiegowskiego (w tym przypadku głównie Predatora) trwa tam do dziś. Niestety z marnymi skutkami. Za symboliczną można uznać karę grzywny w wysokości 100 tys. euro, którą grecki urząd ds. bezpieczeństwa komunikacji próbował nałożyć na przedstawicieli służb, ale i to się nie udało, kiedy rząd Kiriakosa Mitsotakisa wymienił praktycznie cały skład urzędu. Mitsotakis był szeroko krytykowany w UE, a europosłowie podejmowali kolejne inicjatywy, rezolucje, a nawet powołali komisję śledczą, do której jeszcze wrócimy. Efekty były takie, że poza zdymisjonowaniem kilku szeregowych urzędników nikomu właściwie włos z głowy nie spadł. Mało tego, w czerwcu tego roku partia Mitsotakisa kolejny raz wygrała wybory, a szefowa KE Ursula von der Leyen dwa miesiące później spędziła wakacyjny urlop w prywatnej rezydencji szefa greckiego rządu na Krecie, wskazując bez wątpliwości, że premier cieszy się jej pełnym poparciem.

Z dużą determinacją do wyjaśniania afery podeszli europosłowie, którzy w ramach prac komisji śledczej zarówno przesłuchiwali przedstawicieli krajowych władz, jak i wizytowali państwa, w których miało dochodzić do nadużyć. Skutki? Komisja potępiła nadużycia w Polsce, Hiszpanii, Grecji i na Węgrzech. I to właściwie tyle. W toku prac politycy albo nie znajdowali czasu na rozmowy z komisją, albo delegowali niskich rangą urzędników, którzy nie mieli uprawnień do mówienia o czymkolwiek. Kompetencje komisji śledczej PE są bowiem tak niewielkie, że po niestawieniu się i odmowie rozmów europosłowie mogą co najwyżej wyrazić ubolewanie.

Znacznie większe uprawnienia mają jednak polskie komisje śledcze. Dodatkowo wyjaśnieniu afery ewidentnie może służyć fakt, że Polska jest jedynym krajem, w którym po jej ujawnieniu doszło do zmiany władzy. W Hiszpanii, Grecji, na Węgrzech zwyciężyły ugrupowania, które w toku swoich rządów były odpowiedzialne za stosowanie oprogramowania szpiegowskiego. I naprawdę potrzeba dużej naiwności, żeby sądzić, że te ugrupowania z otwartością i determinacją podejdą do wyjaśniania procederu, który obnaża ich niepraworządność, podcinając gałąź, na której siedzą. Patrząc jednak na dyskusję wokół Pegasusa, mam wrażenie, że opinia publiczna nie dowie się zupełnie niczego – ci sami świadkowie będą się powoływać na te same informacje, a politycy unikną odpowiedzialności. Nagroda w postaci grillowania politycznych oponentów z pozycji władzy może się przyczynić do wyjaśnienia afery, ale posłowie musieliby wznieść się ponad tani, populistyczny rewanżyzm. A to byłaby istotnie rewolucja na polskiej scenie politycznej. ©℗