Po zakończeniu czterodniowej przerwy humanitarnej Izrael planuje wznowić działania wojskowe w Strefie Gazy. Rośnie jednak presja międzynarodowa na rząd Netanjahu, by zgodził się na zawieszenie broni.

Porozumienie o zakładnikach było pierwszym dyplomatycznym sukcesem od wybuchu wojny między Izraelem a Hamasem. W piątek z niewoli wypuszczona została 13-osobowa grupa kobiet i dzieci. Premier kraju Binjamin Netanjahu pozostaje jednak daleki od osiągnięcia swoich celów, które – poza uwolnieniem wszystkich przetrzymywanych w Strefie Gazy mieszkańców Izraela – zakładają całkowite zniszczenie zdolności wojskowych Hamasu. – Izraelska ofensywa posuwa się do przodu powoli, ale systematycznie. Dzieje się tak, ponieważ staramy się w miarę możliwości uniknąć ogromnych strat w ludności cywilnej. Ale musimy też atakować i aresztować bojowników czy niszczyć system obrony, który Hamas zbudował – tłumaczy DGP Miri Eisin, emerytowana pułkowniczka Sił Obronnych Izraela (IDF) i szefowa izraelskiego Institute for Counter-Terrorism.

Podkreśla, że sytuacja na południu Strefy Gazy wkrótce będzie wyglądać podobnie jak na północy.

Eldad Szawit, były pracownik służby wywiadowczej IDF i Mosadu, mówi DGP, że państwu żydowskiemu udało się osiągnąć pewne sukcesy, w tym utrudnić dalszą działalność palestyńskiej bojówki na północy. – Zarówno nad, jak i pod ziemią. Nie doszłoby do tego bez operacji lądowej – wskazuje.

Izraelscy urzędnicy szacują, że dotychczas zginęło ok. 5 tys. bojowników (przed wojną mogło ich być ok. 25 tys.). Inwazja miała również wpływ na zdolność Hamasu do wystrzeliwania rakiet w kierunku Izraela. W pierwszych dniach wojny organizacja regularnie podejmowała próby uderzeń na Aszkelon czy Tel Awiw. Jednak wraz z zajęciem przez izraelskie wojsko pozycji wyrzutni na północy enklawy ostrzał stał się sporadyczny i mniej precyzyjny. Izrael rozwinął także zdolności wywiadowcze, zdobywając m.in. lepsze dane na temat sieci tuneli Hamasu w Strefie Gazy. – Nie oznacza to, że niemożliwe będzie przeprowadzenie ataku terrorystycznego na Izrael. Nie kontrolujemy przecież Zachodniego Brzegu. Możemy jednak zrobić wszystko, co w naszej mocy, by jak najbardziej osłabić struktury wojskowe Hamasu – przekonuje Szawit.

Tylko że – jak ocenia Yossi Mekelberg z think tanku Chatham House – obrana przez władze Izraela strategia może zawieść w przyszłości. – Ogrom ofiar śmiertelnych wśród cywilów może doprowadzić do sytuacji, w której Palestyńczycy nie będą skłonni do jakichkolwiek kompromisów i porozumień pokojowych. Oddalamy się od rozwiązania dwupaństwowego. Nie jest to korzystne z perspektywy bezpieczeństwa Izraela w dłuższym terminie – stwierdza w rozmowie z DGP.

Większość północnej części terytorium nie nadaje się dziś do zamieszkania. W wyniku izraelskich działań wojennych miało zostać uszkodzonych co najmniej 50 tys. budynków. W rezultacie zostało wysiedlonych już ok. 1,7 mln osób (Strefę Gazy przed wojną zamieszkiwało 2,3 mln Palestyńczyków). Liczba ofiar śmiertelnych przekroczyła 14 tys. – wynika z informacji podawanych przez Hamas. Mieszkańcy mierzą się z katastrofą humanitarną, a system opieki zdrowotnej niemal upadł.

Na razie IDF zintensyfikowało wysiłki w celu przedstawienia dowodów na to, że Al-Szifa, największy szpital w Strefie Gazy, był wykorzystywany przez Hamas jako centrum dowodzenia. W ostatnich dniach izraelskie wojsko opublikowało serię filmów i zdjęć, które przedstawiają odkryty tam tunel – jak twierdzi Izrael – i dwóch zakładników, którzy zostali przywiezieni do Al-Szify 7 października. – Wyraźnie widać, że Hamas wykorzystuje tego typu miejsca jako żywą tarczę – mówi Szawit. Wielu analityków zgadza się, że dowody ujawnione przez władze państwa żydowskiego w coraz większym stopniu wskazują na obecność Hamasu w szpitalu. Choć – jak podkreśla Mekelberg – nie wykazały dotychczas, by znajdowało się tam centrum dowodzenia bojówki.

Stawka jest wysoka, bo Izrael stara się w ten sposób utrzymać poparcie sojuszników dla inwazji. Zwłaszcza USA. – Wojsko jest przygotowane do długich walk, ale ze względu na rosnącą liczbę ofiar cywilnych presja międzynarodowa jest coraz większa. Myślę, że Izraelowi zostało maksymalnie kilka tygodni – twierdzi Mekelberg. Wskazywał na to również minister spraw zagranicznych Eli Kohen, przekonując w połowie listopada, że to kwestia dwóch, trzech tygodni.

Zdaniem Szawita dalsze losy wojny są jednak uzależnione od działań Amerykanów. – Tylko oni mają wpływ na władze Izraela. Tylko oni mogą zmusić je do zmiany planów – przekonuje. I podkreśla, że Waszyngton nie wywarł dotychczas znaczącej presji na państwo żydowskie. – Wydaje mi się, że w gruncie rzeczy oni podzielają nasz plan. Też chcą całkowitego zniszczenia Hamasu. Z punktu widzenia amerykańskiej administracji to duża szansa. Taka, która umożliwi zmianę dynamiki na Bliskim Wschodzie – podsumowuje.

Mało kto wierzy dziś, że cel ten jest osiągalny. – Nie da się aktywnością militarną zniszczyć idei – twierdzi Mekelberg. Uważa, że w takiej sytuacji konieczne jest uwzględnienie działań politycznych: przedstawienie kontridei, która okazałaby się bardziej atrakcyjna dla mieszkańców Gazy. ©℗