Amerykanie są zaniepokojeni brakiem strategii wyjścia izraelskiego wojska ze Strefy Gazy. I przedstawiają swoje pomysły.

Wojska izraelskie posuwają się w głąb Strefy Gazy i przekonują, że po tygodniu walk lądowych całkowicie otoczyły już główne miasto tego terytorium, w efekcie dzieląc strefę na dwie części. – Dziś mamy północną Gazę i południową Gazę – powiedział rzecznik Sił Obronnych Izraela Daniel Hagari, określając to „znaczącym postępem” w wojnie z Hamasem.

Hagari przekonuje, że armia koncentruje się na niszczeniu tuneli Hamasu wszędzie tam, gdzie znajdują się wejścia do nich. Niektóre z nich mają być położone w pobliżu struktur cywilnych, takich jak szpitale i szkoły. Wciąż trwają także ostrzały z powietrza. W niedzielę izraelskie samoloty uderzyły w dwa obozy dla uchodźców w centrum Strefy, zabijając co najmniej 53 osoby – wynika z informacji tamtejszego ministerstwa zdrowia. Na początku tygodnia enklawa po raz kolejny została odcięta od sieci. – Straciliśmy łączność z większością członków zespołu Agencji Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie – powiedziała rzeczniczka instytucji Juliette Touma.

W takich warunkach pojawia się pytanie o przyszłość enklawy po zakończeniu walk. Izraelski „Ha-Arec” pisze, że administracja prezydenta Stanów Zjednoczonych Joego Bidena jest „zaniepokojona i sfrustrowana” brakiem strategii wyjścia Izraela ze Strefy Gazy. Sekretarz stanu Antony Blinken miał rozmawiać na ten temat z premierem Binjaminem Netanjahu i członkami rządu jedności narodowej podczas podróży na Bliski Wschód w miniony weekend. „Odniósł wrażenie, że dotychczas kwestia ta nie była przedmiotem dyskusji w izraelskim rządzie” – cytuje dziennik swoje amerykańskie źródła. Netanjahu powiedział co prawda w poniedziałek w wywiadzie dla telewizji ABC News, że po wojnie jego kraj przejmie na czas nieokreślony „ogólną odpowiedzialność za bezpieczeństwo” Strefy Gazy, ale nie podał żadnych szczegółów.

Swoimi pomysłami na przyszłość enklawy dzielą się za to Amerykanie. Postulują oni, by stopniowo przekazywać kontrolę nad Strefą Gazy Autonomii Palestyńskiej, która obecnie zarządza tylko Zachodnim Brzegiem. – Wszyscy zgadzamy się, że w definiowaniu i kształtowaniu przyszłości Gazy, Zachodniego Brzegu, a ostatecznie i państwa palestyńskiego, głosy Palestyńczyków muszą być kluczowe. Autonomia Palestyńska jest przedstawicielem tych głosów, więc jest ważne, aby odgrywała wiodącą rolę – komentował Blinken. Przeciwni są temu jednak nie tylko skrajnie prawicowi członkowie izraelskiego rządu, jak minister finansów Becalel Smotricz i minister bezpieczeństwa narodowego Itamar ben Gewir. Udziału w tego typu inicjatywie obawia się nawet prezydent Autonomii Mahmud Abbas. Podczas niedzielnego spotkania z szefem amerykańskiej dyplomacji tłumaczył, że wejście do Strefy Gazy byłoby ryzykowne, bo w rezultacie Autonomia mogłaby zostać odebrana przez Palestyńczyków jako sojusznik Izraela. Abbas podkreślał, że taki ruch mógłby zostać podjęty tylko, jeśli państwo żydowskie zdecydowało się na ustępstwa na Zachodnim Brzegu.

„Blinken nie zaprezentował żadnych pomysłów, jak uczynić z Autonomii skutecznego gracza. Zasugerował jedynie niejasno, że w międzyczasie możliwe będą inne tymczasowe rozwiązania” – stwierdził Nathan Brown w analizie dla Carnegie Endowment for International Peace. Jedną z opcji rozważanych przez amerykańską administrację jest utworzenie sił wielonarodowych, które po wojnie miałyby nadzorować Strefę Gazy w ramach ograniczonego czasowo mandatu. Waszyngton chciałby zaangażować w inicjatywę państwa regionu, w tym Arabię Saudyjską i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Te miałyby być wspierane przez wojska Francji, Niemiec, USA czy Wielkiej Brytanii. Z tym, że Amerykanie nie chcą podejmować bezpośrednich działań w palestyńskiej enklawie. Wolą uniknąć umieszczania tam swojego kontyngentu, ale pomysł zaangażowania państw arabskich w zarządzanie Gazą może okazać się równie problematyczny. Ich rządy byłyby postrzegane przez Palestyńczyków i pozostałe społeczeństwa arabskie jako współwinne działań Izraela.

– Oznaczałoby to polityczne samobójstwo – mówił DGP Hasan Alhasan z International Institute for Strategic Studies. Inną możliwością, o której rozmawia się w Waszyngtonie, byłoby tymczasowe oddanie Strefy pod administrację Organizacji Narodów Zjednoczonych. Zaletą tego rozwiązania byłaby legitymizacja nadana przez ONZ, ale – jak pisał Bloomberg – Izrael uważa takie rozwiązanie za niepraktyczne. Na razie pewne jest tylko to, że w enklawie dojdzie do trwałych przesiedleń. „Część północnej części Strefy Gazy może zostać w praktyce zaanektowana – przynajmniej pod względem bezpieczeństwa – i przekształcona w zamkniętą izraelską strefę wojskową” – pisze Brown. ©℗