Na tydzień przed publikacją opinii o postępach krajów kandydujących do UE Ursula von der Leyen odwiedzi kilka bałkańskich stolic, którym zaoferuje wart 6 mld euro pakiet pomocowy

Od ostatniej akcesji państwa bałkańskiego minęła już dekada. Kolejka realnie aspirujących do Unii w regionie powiększyła się w wyniku rosyjskiej inwazji w Ukrainie, ale najbliżej dołączenia do bloku są dziś Macedonia Północna i Albania. Wszyscy kandydaci muszą jednak spełnić wymagania stawiane przez Brukselę i 27 państw członkowskich, co może zająć jeszcze co najmniej kilka lat. Ze względu na aktywną rolę Rosji w regionie oraz niezliczone sąsiedzkie spory szefowa KE Ursula von der Leyen przez kilka dni będzie wizytować bałkańskie stolice na tydzień przed publikacją oceny dotychczasowych postępów integracyjnych. W Macedonii Północnej, Bośni i Hercegowinie czy Czarnogórze szefowa KE prawdopodobnie spotka się z pozytywnym przyjęciem. Znacznie trudniejsze rozmowy czekają von der Leyen w Serbii oraz Kosowie, którego władze chcą unijnych sankcji na swojego północnego sąsiada.

Plan wzrostu

Status oficjalnego kandydata do UE spośród państw bałkańskich mają dziś: Serbia, Czarnogóra, Bośnia i Hercegowina, Albania i Macedonia Północna, a Kosowo jest na etapie weryfikacji wniosku o nadanie statusu kraju kandydującego. Łącznie dla Bałkanów Zachodnich UE przygotowała plan inwestycyjny na lata 2021–2027 wart ok. 30 mld euro, ale tylko 9 mld euro stanowią w nim bezzwrotne granty będące formą pomocy przedakcesyjnej. „27” stara się przez uelastycznienie wydatków budżetowych wspierać też wspomniane państwa dotacjami celowymi, jak w przypadku przekazania w ubiegłym roku 80 mln euro Skopje na walkę z kryzysem energetycznym. Trudno będzie natomiast przyznać regionowi dodatkowe środki w ramach rewizji wieloletniego budżetu, która budzi wiele kontrowersji wśród państw UE. Bruksela zaproponowała w związku z tym wykorzystanie do tego celu Planu Wzrostu dla Bałkanów Zachodnich, który ma działać podobnie jak Fundusz Odbudowy. Jak zapowiedziała wczoraj w stolicy Macedonii Płn. von der Leyen, w planie zostanie zapewnione 6 mld euro, które będą rozliczane podobnie jak KPO w państwach unijnych na podstawie realizacji zobowiązań wynegocjowanych z Brukselą. Szefowa KE wyraźnie jednak wskazała w Skopje, że mimo pozytywnej oceny przeprowadzanych reform i zmian, w tym konstytucyjnych, państwa regionu muszą zrobić znacznie więcej, żeby stać się pełnoprawnymi partnerami na jednolitym rynku. Dziś bowiem średni dochód w Macedonii Północnej to 40–42 proc. średniego dochodu w UE. – Naszym wspólnym celem jest podwoić gospodarkę w ciągu dekady – mówiła wczoraj szefowa KE i zachęcała do większej współpracy w regionie i utworzenia „wspólnego rynku regionalnego” na Bałkanach Zachodnich, który według szacunków Brukseli mógłby zwiększyć PKB regionu o 10 proc. Wciąż jednak nie tylko Macedonia Płn., ale wszystkie pozostałe państwa kandydujące muszą zrealizować unijne wymogi dotyczące głównie walki z korupcją, budowy niezależnego sądownictwa, reformy administracji i otwarcia na europejski jednolity rynek. Największe trudności stoją jednak przed Prisztiną i Belgradem.

Serbsko-kosowskie mediacje

O ile przyszłość Macedonii Płn., Albanii, Bośni i Hercegowiny, Czarnogóry jest dziś zależna przede wszystkim od postępów akcesyjnych, o tyle status Serbii i Kosowa wyznacza głównie dwustronny konflikt. Podczas ubiegłotygodniowego szczytu UE po raz kolejny unijni liderzy podjęli się próby mediacji między premierem Kosowa Albinem Kurtim i prezydentem Serbii Aleksandarem Vucićem. I po raz kolejny była to próba nieudana. W marcu tego roku „27” przyjęła plan normalizacji stosunków między oboma krajami, który zakłada m.in. utworzenie stowarzyszenia 10 gmin w Kosowie z większością serbską – w 1,8-milionowym kraju mieszka bowiem 120 tys. Serbów. Pomysły Brukseli zeszły jednak na dalszy plan, kiedy doszło do zabójstwa policjanta z rąk paramilitarnych organizacji serbskich na północy Kosowa we wrześniu, co UE uznała za działanie terrorystyczne. Kosowo obwinia o zabójstwo serbskie władze, które zaprzeczają, jakoby miały z tym cokolwiek wspólnego. Napięcia na granicy serbsko-kosowskiej narastały od miesięcy, kiedy to kosowscy Serbowie zbojkotowali wybory i zaprotestowali przeciwko objęciu stanowisk przez burmistrzów pochodzenia albańskiego. Protesty i demonstracje, które towarzyszyły sprzeciwowi, przerodziły się w walki z siłami NATO, w wyniku których rannych zostało 30 oficerów Kosovo Force (KFOR). Prisztina oczekuje w związku tym unijnych sankcji na Serbię, ale wątpliwe, żeby Bruksela rozważała taki krok, który przyczyniłby się do znacznego osłabienia i tak już nie najlepszych relacji z Belgradem. Von der Leyen podczas dzisiejszej wizyty w Kosowie oraz jutrzejszej w Serbii podejmie kolejną próbę mediacji, ale jak na razie Komisja nie przygotowała żadnego konkretnego planu. Dla Kosowa kwestią fundamentalną jest uznanie niepodległości przez Serbię. Z kolei Belgrad – jak wyraźnie zaznaczył Vucić w czwartek w Brukseli – może podpisać każde porozumienie, z wyjątkiem takiego, które uznaje niepodległe Kosowo oraz daje możliwość Prisztinie bycia członkiem ONZ.

Serbia oficjalnie złożyła wniosek o członkostwo w UE w 2005 r., ale od tamtego czasu niespecjalnie wykazuje chęć większej integracji z państwami Unii, a sytuację dodatkowo komplikują wciąż dobre relacje z Rosją. Kosowo z kolei złożyło wniosek akcesyjny w grudniu ub.r., ale jego niepodległości nie uznaje kilka państw UE, w tym Hiszpania, Grecja, Cypr, Rumunia i Słowacja. ©℗