-W okresie prezydencji belgijskiej (w pierwszej połowie przyszłego roku) Komisja Europejska zaproponuje, w jaki sposób widzi reformy Unii Europejskiej i funkcjonowanie UE z Ukrainą czy państwami Bałkanów Zachodnich - mówi Virginijus Sinkevičius komisarz ds. środowiska, litewski polityk i ekonomista.

UE utrzyma dotychczasowe wsparcie Ukrainy czy wydaje się to niemożliwe?
ikona lupy />
Virginijus Sinkevičius komisarz ds. środowiska, litewski polityk i ekonomista / UE / fot. Claudio Centonze/UE

UE jest w pełni zaangażowana we wsparcie Ukrainy i jesteśmy w stałym kontakcie, jeśli chodzi o zapewnianie go. Chociaż mamy też proces akcesyjny i reformy, które są wdrażane przez Ukrainę. Do tego dochodzi kwestia wysiłków na rzecz odbudowy po wojnie. Monitorujemy i upewniamy się, że dokumentowane są wszystkie zbrodnie rosyjskie – zarówno przeciwko ludzkości, jak i środowiskowe. Ostatnio mieliśmy też wizytę ministrów spraw zagranicznych UE w Kijowie, gdzie ponownie potwierdziliśmy zobowiązania podjęte wobec Ukrainy. Wojna trwa o wiele dłużej, niż ktokolwiek się spodziewał, więc w niektórych państwach jest odczuwalne zmęczenie, ale nie w UE. W orędziu o stanie UE przewodnicząca Komisji Europejskiej szczegółowo wspominała o Ukrainie, która była głównym tematem tego wystąpienia. KE zobowiązała państwa członkowskie do wspierania Ukrainy aż do zakończenia wojny oraz wsparcia po wojnie w wysiłkach na rzecz odbudowy kraju.

Co UE może jeszcze zaoferować Ukrainie? Ostatnio słyszeliśmy o produkcji amunicji na terenie Ukrainy, mamy stałe programy wsparcia makroekonomicznego, ale machina sankcyjna wydaje się już zamknięta.

Jeśli chodzi o sankcje, to musimy się skupić znacznie bardziej na zapewnieniu, że nie będą one obchodzone. Udało nam się przyjąć 11 pakietów, dodaliśmy kolejne 104 osoby na listy indywidualne. Wszystkie przyjęte pakiety są bezprecedensowe – dwa lata temu nikt nawet nie pomyślałby, że możemy przyjąć takie rozwiązania, ale musimy je wdrożyć w pełni i skupić się na tych krajach, które pomagają w obchodzeniu sankcji. Jeśli chodzi o ofertę dla Ukrainy, to przez cały czas powtarzamy, że proces akcesyjny jest oparty na spełnieniu określonych warunków, ale Kijów potrzebuje wskazówek, jak te warunki spełnić. To, co robi Ukraina, nie ma precedensu w historii – prowadząc działania wojenne, w tym samym czasie przeprowadza kluczowe reformy. Naród ukraiński krwawi dzisiaj za europejską ideę wolności, za porządek świata, który znamy od czasu upadku Związku Radzieckiego. Dlatego musimy dołożyć wszelkich starań, żeby ten świat ocalić. Jednym z takich zadań jest docieranie z informacjami i dyplomacja, bo wciąż wiele państw trzecich współpracujących z Unią nie podziela naszego punktu widzenia. Otrzymaliśmy dużo wsparcia w ONZ, ale potrzeba go jeszcze więcej. Naszym zadaniem jest zapewnienie Ukrainie zdolności do wygrania tej wojny, odzyskania wszystkich okupowanych terytoriów i dopiero wtedy możliwe byłoby przeprowadzenie rozmów pokojowych – wyłącznie na ukraińskich warunkach.

Przy okazji dyskusji o rozszerzeniu powraca kwestia reform UE – niektóre zostały zaproponowane już przez Francję i Niemcy. Podoba się panu pomysł „unii wielu prędkości”? Na jakim etapie są obecnie te rozmowy?

W swoim orędziu przewodnicząca Komisji wyraźnie wskazała, że nadszedł czas, żeby UE składała się z co najmniej 30 państw. Tylko musi być to funkcjonująca UE, dlatego w okresie prezydencji belgijskiej Komisja zaproponuje, w jaki sposób widzi reformy UE, jej funkcjonowanie z Ukrainą czy państwami Bałkanów Zachodnich. Podczas prezydencji belgijskiej przywódcy wszystkich państw będą dyskutować na ten temat i myślę, że to będzie podstawa do dalszego etapu tego procesu. Mamy więc zarysowane daty początkowe, ale na spekulacje, kiedy i jak cały proces się zakończy, jest jeszcze za wcześnie. Przed przystąpieniem 10 państw w 2004 r. również pojawiały się sceptyczne opinie, że Unia w takim kształcie nie będzie w stanie funkcjonować z krajami takimi jak Polska, a przecież w wyniku tego rozszerzenia Unia stała się tylko silniejsza. Przystąpienie krajów Europy Środkowo-Wschodniej, państw bałtyckich wzmocniło UE. Czy zrobiliśmy wszystko w stu procentach tak, jak marzyliśmy i planowaliśmy? Prawdopodobnie nie, ale i tak rozszerzenie z 2004 r. to sukces. Żyjemy w tak dynamicznych warunkach geopolitycznych, że musimy znaleźć sposób na poszerzenie swoich wpływów, ochronę państw, które podzielają nasze wartości. Musimy dużo zainwestować w takich regionach jak Bałkany Zachodnie, ale także w Ukrainie, Mołdawii czy Gruzji.

Rozszerzenie z 2004 r. było sukcesem, ale obecne relacje w regionie, zwłaszcza w świetle kryzysu zbożowego, takim sukcesem chyba nie są. Czy Ukraina, państwa bałtyckie, Polska, kraje Grupy Wyszehradzkiej mówią o wojnie i bieżących wyzwaniach tym samym językiem?

Jak wiemy, w Polsce zbliżają się wybory, retoryka sporu jest zorientowana na wyborców, a Ukraina odpowiada w sytuacjach napięcia tym samym językiem. Polska od początku wojny była krajem nr 1, jeśli chodzi o wspieranie Ukrainy. Oczywiście cały region tego wsparcia dostarczał, w tym państwa bałtyckie, ale myślę, że nasz trójkąt: Polska, Litwa, Ukraina to bardzo efektywny format. Dowodem tego jest porozumienie zawarte w ubiegły wtorek, na mocy którego kontrole będą przeprowadzane w porcie w Kłajpedzie. Nie wiem, na ile pojemność przeładunkowa pozwoli na wykorzystanie portu w Kłajpedzie, bo to trudna i kosztowna pod względem logistycznym operacja, ale to jest już jakieś pozytywny zwiastun. Nie powinniśmy zapominać, że wróg nie śpi i próbuje znaleźć sposób, jak nas podzielić, dlatego jestem bardzo zadowolony, że Litwa próbuje mediować w tej trudnej sytuacji i znajdować rozwiązania. W kwestii zboża mamy też grupę roboczą, monitorujemy sytuację na jednolitym rynku, mamy narzędzia do zapobiegania sytuacjom kryzysowym i zachęcamy państwa, żeby jednak nie podejmowały następnym razem jednostronnych środków, bo jeśli mówimy o handlu, to są to kompetencje wspólnotowe. Powinniśmy przyglądać się faktom, oceniać sytuację, ale podejmować takie decyzje wspólnie, w gronie 27 państw, a nie w pojedynkę.

Kryzys zbożowy pokazał, że pewne kwestie po rozszerzeniu UE ewidentnie będą do przeformułowania. Czy nie obawia się pan, zmieniając nieco temat, że również przeformułowaniu będzie musiał być poddany flagowy projekt KE – Zielony Ład?

Mamy dziś większe niż kiedykolwiek szanse na osiągnięcie sukcesu, jeśli chodzi o Zielony Ład. Sam plan został przedstawiony jako pierwsza inicjatywa tej Komisji, ale później mieliśmy pandemię koronawirusa, dalej konieczność ożywienia gospodarki po pandemii, następnie rozpoczęcie haniebnej inwazji Rosji na Ukrainę. Przy tym wszystkim bez zakłóceń wdrażaliśmy kolejne elementy Zielonego Ładu i obecnie państwa członkowskie mają wszystkie narzędzia oraz pieniądze potrzebne do tego, żeby Europejski Zielony Ład wdrożyć. Ponadto widzimy, że nielegalna rosyjska agresja wytworzyła jeszcze większe zapotrzebowanie na OZE, co widać po reakcjach obywateli. W zeszłym roku mieliśmy w UE wzrost sprzedaży pomp ciepła o 41 proc., paneli fotowoltaicznych o 39 proc. i wreszcie samochodów elektrycznych o 15 proc. Jesteśmy faktycznie w dość newralgicznym momencie – zbliżają się wybory do PE, więc im do nich bliżej, tym bardziej grupy polityczne kierują swój przekaz przede wszystkim do własnych wyborców, ale uważam to za naturalny proces w cyklu politycznym. Mamy jeszcze ok. 16 inicjatyw z Zielonego Ładu, które musimy sfinalizować przed upływem obecnej kadencji KE, ale jestem przekonany, że zdążymy to zrobić.

Jednym z wyzwań jest także plan odbudowy przyrody w UE, który spotkał się z nieprzychylną oceną części państw, w tym Polski. Uda się skutecznie wyegzekwować te przepisy?

Egzekwowanie tych przepisów to już rola państw członkowskich, nawet jeśli publicznie lubią zrzucać winę na UE i mówić, że to jakieś ustalenia komisarzy. Ostatecznie my jako KE możemy jedynie podejmować działania zmierzające do wdrożenia prawa, ale samo wdrożenie to już domena poszczególnych stolic. Mamy już podejście całościowe, mamy stanowisko PE, ale nadal jest sporo rozbieżności. Państwa członkowskie sygnalizują, że będą w stanie wdrożyć plany odbudowy przyrody, choć publicznie mówią często co innego. Mam nadzieję, że po zakończeniu niektórych krajowych wyborów będziemy mieć do czynienia z inną retoryką, która pozwoli znaleźć tu kompromis.

Á propos egzekucji prawa, to jakie najważniejsze procedury naruszeniowe obecnie toczą się wobec Polski w kontekście środowiskowym? Jak Polska wygląda na tle innych państw?

Właściwie wszystkie kraje mają na swoim koncie procedury – w różnych obszarach – w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego. Wszystkie te procedury są istotne. Jeśli chodzi o Polskę, to pod takim emocjonalnym względem najpoważniejsza wydaje się wycinka Puszczy Białowieskiej. To jeden z niewielu tak historycznie ważnych obszarów w UE i musimy znaleźć rozwiązanie. Innym problemem jest zanieczyszczenie powietrza – środki, które podejmuje Polska, są niewystarczające, widzimy, że wzrasta liczba przedwczesnych zgonów w kraju i jest ona wysoka w porównaniu z innymi państwami członkowskimi. Te dwie kwestie wyróżniłbym jako najbardziej palące w Polsce i to nie tylko ze względów prawnych, lecz także emocjonalnych, bo to po prostu sprawy bliskie obywatelom.

A jak oceniłby pan w tym kontekście polską tzw. ustawę ocenową, zgodnie z którą rząd mógłby przeforsować dane inwestycje jako „strategiczne”, pomijając przepisy ochrony środowiska? Czy to kolejna potencjalna oś sporu z KE?

Przeprowadzimy dokładną analizę i dokonamy oceny tej ustawy w Komisji. Najważniejsze dla nas jest zapewnienie możliwości przeprowadzenia ocen oddziaływania na środowisko, ponieważ to jedyny sposób na zachowanie równowagi między interesami przemysłu a zapewnieniem ochrony środowiska. Mam nadzieję, że polska nowelizacja nie będzie miała negatywnego wpływu na ten proces, a oceny oddziaływania na środowisko będą przeprowadzane zgodnie z unijnym prawodawstwem.

Na bezpieczeństwo środowiskowe regionu wpływa pana zdaniem także zanieczyszczenie Morza Bałtyckiego – na ile zalegające tam pozostałości nabojów i broni z okresu II wojny światowej to realne zagrożenie środowiskowe i jak KE zamierza ten problem rozwiązać?

Na dnie Bałtyku leży ok. 300 tys. t niewybuchów i amunicji. Doprowadza to do zanieczyszczenia wody morskiej, ale także może mieć negatywny wpływ na rozwój OZE na tym obszarze. Ponadto tylko ok. 20 proc. spośród niewybuchów jest oznaczonych, dlatego KE przeznaczy dodatkowe 2 mln euro na projekty koordynacyjne, które pozwolą oznaczyć niewybuchy i amunicję i oczyścić dno Bałtyku. Nie zapominajmy, że te doświadczenia mogą się okazać też bardzo cenne w Ukrainie, gdzie już teraz dostrzegamy podobne problemy choćby w Morzu Czarnym. Po wojnie Ukraina prawdopodobnie będzie najbardziej zaminowanym krajem na świecie – to wszystko będzie trzeba zabezpieczyć, żeby zapobiec dalszym tragediom po ustaniu walk. ©℗

Rozmawiał Mateusz Roszak