Przyłączenie kolejnych państw członkowskich budzi pytania o przyszłość powiększonej Unii. Gotowe propozycje reform Berlina i Paryża, choć mają przyspieszyć rozszerzenie, mogą przy okazji podzielić UE na wiele prędkości.

Podczas gdy Kijów próbuje realizować kolejne wytyczne Brukseli niezbędne do otwarcia negocjacji akcesyjnych, UE rozpoczyna dyskusję nad reformami. Powinny one – zdaniem największych unijnych graczy – towarzyszyć przyjęciu kolejnych państw. Choć to dopiero wstępny etap dyskusji, rozwiązania suflowane przez Paryż i Berlin, mimo ubiegłorocznej fali entuzjazmu wobec rozszerzania UE na pozostałe części Starego Kontynentu, pokazują, jakie są cele: przede wszystkim postawić na szybszy proces podejmowania decyzji.

Idea Unii wielu prędkości wydawała się pogrzebana w świetle zagrożenia ze strony Rosji oraz gospodarczej dominacji Waszyngtonu i Pekinu, a tymczasem powraca w pełnym wymiarze. Ukraina mimo widocznego zbliżenia z Berlinem, czego pokłosiem było choćby zaproponowanie przez Wołodymyra Zełenskiego Niemiec jako stałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ, wyraźnie jednak zaznaczyła, że nie zadowoli się „członkostwem drugiej kategorii” jako państwo któregoś z dalszych kręgów UE. Kijów chce zostać pełnoprawnym członkiem. Niemcy i Francja, początkowo sceptyczne wobec przyjęcia nowych państw do UE (nie tylko Ukrainy, lecz także Mołdawii czy krajów z Bałkanów Zachodnich), wykorzystują dziś okoliczności geopolityczne do przyspieszenia debaty nad zniesieniem weta jednego kraju i wzmocnieniem zasad praworządności. Chcą też dyskutować nad pomysłem, by kraj aspirujący szybciej dostał unijne pieniądze, ale niekoniecznie samo członkostwo.

Jak na plany największych unijnych graczy patrzą polskie ugrupowania w przededniu wyborów? Są krytyczne wobec flagowych pomysły Berlina i Paryża. Negatywnie ideę Unii wielu prędkości oceniają zarówno PiS, jak i KO – jak rzadko mówiąc w sprawie podziałów w UE jednym głosem. Koalicja jednak – w przeciwieństwie do PiS – nie jest tak kategoryczna wobec osłabienia zasady jednomyślności.

Piątkowy nieformalny szczyt w Grenadzie może pokazać, jak wiele stolic udało się Emmanuelowi Macronowi i Olafowi Scholzowi przekonać do swojej wizji nowej UE.

Każdy większy spór uniemożliwiający podjęcie wiążących decyzji na poziomie 27 państw rodzi pytania o skuteczność Wspólnoty w obecnych warunkach geopolitycznych, a to z kolei skłania unijnych liderów do dyskusji o reformach, w tym zmianach traktatowych. O ile debata nad zniesieniem zasady jednomyślności podejmowania decyzji w kluczowych sprawach dla polityki zagranicznej powraca niemal każdorazowo po pojawieniu się weta któregoś z państw członkowskich, o tyle obecne dyskusje na temat gruntownych reform nabierają zawrotnego tempa w ostatnich tygodniach. W tle jest przyszłość kilku krajów w UE, przede wszystkim Ukrainy, i kształt całego bloku, który w powiększonym składzie ma się stać pełnoprawnym partnerem międzynarodowym w dobie amerykańsko-chińskiej rywalizacji.

Deklaracja z Granady

Najgłośniej dyskutowanym dokumentem z kierunkowymi propozycjami reform jest ten zlecony przez rządy niemiecki i francuski. Jego publikacja wywołała konsternację szczególnie wśród mniejszych państw, w tym regionu Europy Środkowo-Wschodniej, ze względu na postulowane podziały wewnątrz Unii na kilka „kręgów” lub, jak to określano wcześniej, „prędkości”. Zgodnie z ekspertyzą zleconą przez Berlin i Paryż Unia (oraz państwa aspirujące lub współpracujące) miałaby podzielić się na cztery bloki w zależności od stopnia integracji – od głównego jądra decyzyjnego po macronowską Europejską Wspólnotę Polityczną, czyli blok luźno związanych z UE państw. Propozycje zostaną omówione podczas szczytu UE w Granadzie w piątek, jednak z uwagi na nieformalny charakter tych rozmów nie zostaną przyjęte konkluzje, lecz deklaracja, która będzie mieć dużo bardziej ogólny wymiar. Berlin i Paryż poza Unią wielu prędkości i przejściem na głosowanie większością kwalifikowaną także w sprawie strategicznych projektów chcą położyć większy nacisk na wzmocnienie zasad praworządności w obrębie obecnej UE oraz znacząco odchudzić unijne instytucje. Zmniejszone miałyby zostać liczba posłów do Parlamentu Europejskiego oraz liczba komisarzy, natomiast jeszcze większe znaczenie zyskałaby Rada UE, czyli organ składający się z ministrów państw członkowskich.

Choć ekspertyza została zlecona przez Berlin i Paryż kilka miesięcy temu, to jej publikacja zbiegła się z pogorszeniem relacji wśród państw regionu Europy Środkowo-Wschodniej, które od lat stanowią forpocztę rozszerzania UE. Najbardziej jastrzębie państwa bałtyckie i Grupę Wyszehradzką, które (poza Węgrami) przez minione 1,5 roku na każdym szczycie upominały się o miejsce Ukrainy w Unii, dzieli dziś bardzo wiele. Choć to Budapeszt od początku wojny konsekwentnie wstrzymywał wsparcie dla Kijowa, to dopiero pogorszenie relacji polsko-ukraińskich uruchomiło ciąg wydarzeń z pozwami Ukrainy wobec Polski do WTO na czele, które znacznie rozbiły jedność państw regionu wobec wydarzeń za wschodnią granicą UE. Dziś to nie Warszawa, Wilno czy Ryga będą inicjować debatę o potrzebie szybkiego rozszerzania Unii, a Paryż i Berlin, które uzależniają je od przeprowadzenia wewnętrznych reform.

Dziewięć w kolejce

– Jest oczywiste, że rozszerzenie UE i reforma UE idą ręka w rękę. I musimy zacząć teraz – twierdzi niemiecka minister ds. Europy Anna Lührmann. I choć poprzedzające szczyt czwartkowe spotkanie Europejskiej Wspólnoty Politycznej ma wskazać nastroje w Brukseli dotyczące opinii o wniosku akcesyjnym Ukrainy i potencjalnej rekomendacji negocjacji akcesyjnych, to dopiero piątkowe rozmowy pokażą, jak bardzo droga Kijowa będzie uzależniona od wewnętrznych unijnych sporów. Według Niemiec i Francji postulowane w ekspertyzie reformy nie wymagałyby zmiany traktatu, a reformy instytucjonalne byłyby możliwe ze względu na klauzulę pomostową zawartą w obecnych przepisach. To znacznie przyspieszyłoby rozmowy nad konkretnymi projektami, ale za ich realizację najpewniej będzie odpowiadać już Komisja Europejska w nowym składzie, wyłonionym po przyszłorocznych wyborach do PE. Na wewnętrzne układanki w UE spoglądają wszyscy potencjalni kandydaci: od Ukrainy, Mołdawii, Macedonii Północnej, Albanii po Gruzję, Bośnię i Hercegowinę, Czarnogórę, Kosowo i – wciąż oficjalnie kandydującą – Serbię. Bruksela musi jednak pogodzić finalizację prac nad opiniami o postępach kandydatów, które mają pojawić się w październiku, z bieżącymi reformami, które chce ukończyć przed upływem tej kadencji. A wśród nich jest nowy Pakt o migracji i azylu budzący sprzeciw m.in. Polski, Węgier oraz najpewniej nowego rządu Słowacji, jeśli Robert Fico ostatecznie zostanie wybrany na premiera. Również i w tym przypadku można się spodziewać znacznego podsycania nastrojów na osłabienie weta, które wciąż może zahamować jedną z flagowych reform obecnej KE – reformę całej polityki migracyjnej. ©℗

OPINIE

Unia wielu prędkości to recepta na rozpad

ikona lupy />
Jan Dziedziczak, sekretarz stanu w KPRM, były szef sejmowej komisji ds. UE (PiS) / Materiały prasowe

Jeśli spojrzymy na ideę Europy ojców założycieli, to jest ona niemal tożsama z wizją PiS – UE jako projektu rozwoju ekonomicznego, wolnego handlu. To inne kraje i środowiska odchodzą od tej wizji i wypaczają te idee, budując federacyjne państwo. Zniesienie zasady jednomyślności będzie przekazaniem kompetencji do wskazywania kierunków przyszłości UE dla Niemiec i kilku ich sojuszników – to pokazuje obecna praktyka również. Taki krok zagraża suwerenności państw członkowskich i osłabia zdolności poszczególnych stolic do wpływania na politykę europejską zdominowaną przez Berlin. Jeśli chodzi o Unię wielu prędkości, to każda osoba, która ją wspiera, w istocie źle życzy Europie. Ten pomysł nie może się udać, to jest prosta recepta na rozpad jednego z najważniejszych założeń – niwelowania różnic gospodarczych między zachodnią a wschodnią Europą”. ©℗

Tylko jedna prędkość Unii Europejskiej

ikona lupy />
Cezary Tomczyk, wiceszef sejmowej komisji ds. UE (PO/KO) / Materiały prasowe

Prędkość w UE powinna być jedna i od początku jako PO stoimy na takim stanowisku. Nie może istnieć żadna wewnętrzna czy zewnętrzna UE. Chcemy integracji europejskiej, która leży w interesie naszego regionu, ale dziś Polska niestety nie jest żadnym punktem odniesienia przy takich dyskusjach. Jesteśmy skłóceni z wieloma partnerami, nie ma integracji Grupy Wyszehradzkiej, a są za to mocarstwowe zapowiedzi zmiany traktatów. W sprawie osłabienia jednomyślności podejmowania decyzji to poczekałbym na konkrety i dyskusję nad gotowymi, precyzyjnymi projektami reform. To dylemat między sprawiedliwością a sprawnością, a samą sprawiedliwość też można tutaj różnie definiować. Wiele będzie też zależało, w jakich sprawach miałoby zostać zniesione prawo weta. ©℗