Sprawy ewentualnego śledztwa przeciwko prezydentowi, dalszych środków dla Ukrainy oraz możliwości tymczasowego ograniczenia działalności rządu, poróżniły republikanów.

Izba Reprezentantów na dobre nie zaczęła jeszcze pracy po powrocie z wakacyjnej przerwy, a Partia Republikańska już uwikłała się w wewnętrzne spory. Tym razem dotyczą one tego, czy próbować wszcząć impeachmentowe śledztwo przeciwko prezydentowi Joemu Bidenowi i jak uniknąć rządowego shutdownu.

W centrum burzy na Kapitolu znajduje się spiker Izby Reprezentantów Kevin McCarthy, który choć ma opinię zręcznego negocjatora, tym razem za potknięcie może zapłacić nawet stanowiskiem. Tym bardziej że zabiegając o głosy przy wyborze na to stanowisko, zgodził się na ułatwienie procedury usunięcia go z niego. A prawe skrzydło jest nim rozczarowane.

McCarthy mówił publicznie, że impeachmentowe śledztwo to „naturalny następny krok” po wielu dochodzeniach, które prowadziły kontrolowane przez republikanów komisje parlamentarne. Dotyczyły one zagranicznych biznesów rodziny prezydenta, zwłaszcza jego mającego skomplikowany życiorys syna – Huntera. Partia Donalda Trumpa uzyskała dostęp do 12 tys. stron wyciągów bankowych, 2 tys. raportów, prowadzono też rozmowy ze świadkami. Mimo to nie ma w niej jedności, część kongresmenów uważa, że zgromadzony materiał uzasadnia śledztwo, część – jak senator Mitt Romney – mówi, że rodzi jedynie „niezręczne pytania dla prezydenta”.

Parlamentarzyści zgrupowani wokół Trumpa naciskają jednak na procedurę impeachmentu, grożąc nawet, że nie poprą nowych ustaw budżetowych, jeśli ta nie zostanie rozpoczęta. A to potencjalnie oznaczałoby shutdown, czyli tymczasowe ograniczenie działalności rządu. Bezpośrednio grożą też McCarthy’emu, że pozbawią go stanowiska, jeśli nie poprze ich postulatów. A te nie kończą się na śledztwie – zagorzali zwolennicy Trumpa chcą także więcej środków na działania służb na południowej granicy państwa oraz wycofania z projektów ustaw zapisów, które ich zdaniem wprowadzają do wojska liberalną ideologię.

Przeciwni otwieraniu „puszki z impeachmentem” są republikańscy senatorzy. Z ich strony podnoszą się dwojakie argumenty. Po pierwsze, wskazują oni, że ich partyjni koledzy w Izbie Reprezentantów nie zgromadzili odpowiednich dowodów. Po drugie, bardziej nieoficjalnie, wskazują, że zamieszanie wokół impeachmentu odciągnie uwagę wyborców od tematów, które nabijają prawej stronie słupki poparcia, czyli problemów gospodarczych kraju oraz bezpieczeństwa na granicy z Meksykiem. Krótko mówiąc, w większości są wyraźnie negatywnie nastawieni do współpracy z niższą izbą parlamentu.

Ciekawy, choć nieco zapomniany argument przytacza Marco Rubio, republikański senator z Florydy. Jego zdaniem próby usunięcia z urzędu prezydenta „generalnie powinny być unikane ze względu na interes kraju”. – Obawiam się, że w którymś momencie dojdzie do trywializacji, impeachment stanie się rutyną. Nagle okaże się narzędziem regularnie używanym przez polityków przeciwko innej partii. Są w końcu kraje, jak np. Peru, gdzie impeachment stał się wręcz sportem narodowym – tłumaczył. Sprzeciw wobec „inflacji impeachmentu” był jedną z głównych linii republikańskiej obrony Trumpa przeciwko dwóm procedurom, które rozpoczęli przeciwko niemu demokraci w latach 2019 i 2021.

Nawet jeśli w najbliższych tygodniach śledztwo się nie rozpocznie, to dyskusja o impeachmencie zapewne szybko nie minie, a republikanie wrócą do tematu z pewnością w roku wyborczym. Mniej czasu jest na uniknięcie shutdownu, do osiągnięcia porozumienia zostały tylko dwa tygodnie. Spekuluje się, że zanim dojdzie do zgody co do ustaw budżetowych na cały rok fiskalny (zaczyna się w październiku), dojdzie do zgód tymczasowych, oddalających na kilka tygodni widmo częściowego zamknięcia działalności rządu i dających parlamentarzystom więcej czasu na negocjacje.

Dla Europy najważniejsze są przy tym losy zaproponowanego przez administrację pakietu, który przewiduje 24 mld dol. do wykorzystania przez rząd w roku fiskalnym 2024 na sprawy powiązane z rosyjską agresją (w większości dla Ukrainy). Czołowi senatorzy z obu partii są za, jednak McCarthy obiecywał wcześniej, że nie będzie już żadnych „czeków in blanco” dla Kijowa. Istnieją obawy, że propozycja administracji może zostać okrojona na poziomie Izby Reprezentantów. ©℗