1 września ukraińscy prawosławni i grekokatolicy zmienili kalendarz liturgiczny. Odtąd święta nieruchome, w tym Boże Narodzenie, będą obchodzić tak jak katolicy, a nie 13 dni później. Dla państwa ukraińskiego oznacza to kolejny krok na drodze do mentalnego odrywania się od Moskwy. Rosyjska Cerkiew jest największym Kościołem prawosławnym, który trzyma się kalendarza juliańskiego. Ale nie jedynym. „Stary styl” obowiązuje także w kalendarzu polskich prawosławnych, co z kolei rodzi nowe wyzwania dla ukraińskich wiernych mieszkających nad Wisłą.

Dyskusja o zmianie wzmogła się po 24 lutego 2022 r. Rosyjska agresja wzmocniła dążenia do oderwania się od jakichkolwiek związków z Moskwą. Pierwszy krok do reformy zrobiono przy okazji ostatniego Bożego Narodzenia. Prawosławna Cerkiew Ukrainy (PCU) zezwoliła parafiom na odprawianie nabożeństw świątecznych 25 grudnia. Wkrótce zwierzchnik grekokatolików abp Światosław zaproponował kierującemu PCU metropolicie Epifaniuszowi utworzenie komisji, która miała wspólnie przygotować reformę kalendarza. Zmianę promowało państwo. W aplikacji Dija, będącej rozbudowanym odpowiednikiem polskiego mObywatela, pojawiła się ankieta, w ramach której każdy mógł wybrać odpowiadającą mu datę Bożego Narodzenia. Wypowiedziało się 1,5 mln Ukraińców, z których 59 proc. postawiło na zmianę kalendarza, a 25 proc. wybrało stary styl. 13 proc. zadeklarowało, że będzie świętować podwójnie. Także inne sondaże pokazywały wzrost liczby zwolenników reformy.

W efekcie w marcu Ukraiński Kościół Greckokatolicki, a w maju PCU ogłosiły, że 1 września przyjmą kalendarz nowojuliański dla ustalania świąt stałych. Kalendarz ten jest – z pewnymi niuansami – zbieżny z gregoriańskim i pozostanie taki do 2800 r. Święta ruchome pozostaną na razie bez zmian, ale nad ich losem także trwają dyskusje. Oznacza to, że najbliższe Boże Narodzenie Ukraińcy obu wyznań będą świętować 25 grudnia razem z katolikami, ale przyszłoroczna Wielkanoc będzie obchodzona oddzielnie. Nie dotyczy to wiernych patriarchatu moskiewskiego, z którym identyfikuje się wprawdzie malejąca liczba Ukraińców, ale który wciąż dysponuje większością parafii. Ten patriarchat pozostaje wierny Moskwie mimo deklaracji sprzeciwu wobec rosyjskiej agresji, ale zarazem – podobnie jak Moskwa – nie uznaje legalności PCU i traktuje jego wyznawców jak „raskolników”, rozłamowców.

Decyzja wprowadzi pewien zamęt wśród Ukraińców mieszkających w Polsce. Dotychczas ukraińscy i polscy unici i prawosławni obchodzili święta w tym samym czasie. Z grekokatolikami nie będzie problemu i teraz, ponieważ polscy hierarchowie uniccy poszli śladem ukraińskich kolegów i także przyjęli nowy styl. Ale Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny (PAKP) jest przywiązany do kalendarza juliańskiego. Co więcej, w ostatnich latach zaostrzył kurs. W 2014 r. Święty Sobór Biskupów PAKP przywrócił stary styl, wycofując się z niezrealizowanej nigdy w pełni decyzji z 1924 r. W II RP wprowadzono kalendarz nowojuliański, ale zarazem pozwolono diecezjom i parafiom pozostać przy starym stylu. Jak argumentowali hierarchowie, 96 proc. parafii nie wprowadziło reformy z 1924 r. PAKP nie uznał też autokefalii PCU i potępił ją za „raskolnictwo”, przez co Ukraińcy oskarżają go o prorosyjskość.

Zmiana kalendarza sprawia, że mieszkający nad Wisłą ukraińscy prawosławni będą mieli dylemat, czy obchodzić święta razem ze swoimi krewnymi z kraju, czy też pójść do polskiej cerkwi, pozostającej przy starym stylu. – Od miesiąca myślę, co z tym zrobić – przyznaje Ołena Miszczenko, dziennikarka mieszkająca w Polsce. – Chciałabym świętować równocześnie z całą rodziną, ale musiałabym w takim wypadku iść do greckich albo rzymskich katolików, a przecież zmiany wyznania nie planuję – dodaje. Historyk Roman Kabaczij dostrzega w zmianie kalendarza także ryzyko. – Różnice w datach świąt sprzyjały zachowaniu ukraińskiej tożsamości za granicą. Na Słowacji unici już wcześniej stosowali kalendarz zachodni, a prawosławni – juliański. W efekcie grekokatoliccy Ukraińcy łatwiej stawali się Słowakami niż prawosławni – dodaje.

PCU, zgodnie z założeniami tomosu, czyli dokumentu, który nadał mu autokefalię, nie ma prawa tworzyć parafii zagranicznych. Chodziło o to, by nie wywoływać konfliktów z innymi Cerkwiami, strzegącymi własnego terytorium kanonicznego. Ale po rosyjskiej agresji, gdy miliony Ukraińców opuściły ojczyznę, zakaz stał się nieżyciowy. W efekcie Konstantynopol zgodził się na tworzenie tzw. misji kapelańskich. Ma nad tym czuwać abp Hilarion. Nad Wisłą misje istnieją już w siedmiu miastach, a pierwszą mszę odprawiono 30 lipca w Warszawie, korzystając z gościny jednej z parafii katolickich. – Tym samym zaczęto budować równoległą strukturę prawosławia w Polsce. Jeśli misje zadziałają, Ukraińcy wybiorą je, a nie zorientowany na Rosję PAKP. Dużo też zależy od konkretnych duchownych. Uchodźcy częściej niż inni szukają wsparcia duchownego – mówi Kabaczij. Inny z Ukraińców zorientowanych w sytuacji powiedział nam, że parafiom PAKP zalecono wstrzymanie się od krytyki tworzenia misji, bo z ich punktu widzenia „to i tak lepiej, niż gdyby wierni mieli pójść do unitów”.

Zmiana kalendarza ma też jeszcze jeden, pośrednio dotyczący Polski, aspekt. Dotychczas Dzień Obrońców i Obrończyń Ojczyzny był obchodzony 14 października, w prawosławne święto Opieki Najświętszej Bogurodzicy. Data ta zbiegała się przy tym z rocznicą powstania Ukraińskiej Armii Powstańczej, odpowiedzialnej m.in. za rzeź wołyńską. W lipcu, w związku z reformą kalendarza, prezydent Wołodymyr Zełenski podjął decyzję, że święto wojskowe zostanie przeniesione razem z kościelnym na 1 października, odrywając je tym samym od rocznicy powstania UPA. ©℗