Rozmieszczanie żołnierzy i zamykanie przejść granicznych – państwa UE reagują na sytuację na Białorusi. A ta rozwija współpracę z sojusznikami Kremla.

Zachód już nie tylko przygląda się sytuacji na Białorusi, lecz także wykonuje kroki, które mają zwiększyć bezpieczeństwo państw UE graniczących z dyktaturą Alaksandra Łukaszenki. Efektem będzie pełna izolacja Mińska i militaryzacja granicy z Białorusią.

Najszybciej zareagowała Polska, która już w pierwszej połowie sierpnia poinformowała o przerzuceniu w okolice granicy 10 tys. dodatkowych żołnierzy, spośród których 4 tys. ma bezpośrednio wesprzeć Straż Graniczną. Z kolei Litwa pod koniec ubiegłego tygodnia zamknęła dwa z sześciu działających przejść granicznych z Białorusią – w Szumsku i Twereczu – w reakcji na doniesienia o przemieszczaniu się najemników Grupy Wagnera za ich granicami. Po tej decyzji ambasada USA w Mińsku zaapelowała do obywateli amerykańskich o opuszczenie Białorusi i niepodróżowanie do tego kraju. W poniedziałek szef łotewskiej straży granicznej powiedział z kolei, że migranci, którzy próbują przedostać się z Białorusi, są coraz bardziej agresywni.

Istnieje ryzyko, że białoruskie władze zorganizują prowokację polegającą na zgromadzeniu w jednym miejscu nawet kilkuset migrantów – mówił szef łotewskiej straży granicznej Guntis Pujats, cytowany przez agencję LETA. Podkreślił, że migrantom pomagają białoruscy strażnicy graniczni – eskortują ich i psują infrastrukturę graniczną Łotwy.

Unia Europejska na razie nie reaguje na doniesienia o wzmożonych ruchach wagnerowców i trwających ćwiczeniach wojskowych rosyjsko-białoruskich. Kompetencje dotyczące granic zewnętrznych UE leżą w gestii państw członkowskich, a Bruksela milczy o możliwych działaniach dyplomatycznych.

Wzmocnienie Związku Rosji i Białorusi

Izolacja przez Zachód idzie w parze ze wzmocnieniem współpracy Mińska z sojusznikami Rosji. W ubiegłym tygodniu Białoruś odwiedził minister obrony Chin Li Shangfu, czego skutkiem mają być wspólne ćwiczenia wojskowe w przyszłym roku. Mińsk złożył też wniosek o członkostwo w grupie BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA), której szczyt trwa właśnie w Johannesburgu. Władze ChRL chcą, by BRICS mógł stanowić gospodarczą i polityczną alternatywę dla G7. Dlatego dążą do przyjęcia Białorusi, Iranu czy Arabii Saudyjskiej. Dla Pekinu zamknięcie granic z Białorusią przez państwa UE może okazać się zresztą sporym wyzwaniem.

Jeśli doszłoby do zamknięcia granic dla przejazdów towarowych, Chiny straciłyby kluczową trasę eksportu kolejowego na rynki europejskie. Ta wiedzie z Państwa Środka przez Białoruś i Polskę.

Jak wygląda sytuacja w kwestii legalnego przekraczania granicy Polski z Białorusią? – Obecnie na tym odcinku granicy działa tylko jedno przejście dla ruchu osobowego w Terespolu i jedno dla ruchu towarowego w Kukurykach – wyjaśnia por. Anna Michalska, rzeczniczka prasowa komendanta głównego Straży Granicznej. – Przejścia kolejowe działają normalnie. Całkowicie zawieszony został ruch turystyczny, ale Białorusini mogą do nas przyjeżdżać na studia, do pracy czy na leczenie. Obywatele polscy mogą jeździć w obie strony, to dotyczy również ich białoruskich małżonków oraz dzieci – dodaje.

Jeśli spojrzeć na liczby, to w pierwszym półroczu granicę polsko-białoruską przekroczyło 1,44 mln ludzi, co stanowi 7 proc. ruchu na wszystkich granicach RP. W stosunku do tego samego okresu poprzedniego roku wzrost wyniósł 9 proc. Co może zaskakiwać, tych wyjeżdżających z Polski było o 30 tys. więcej niż przyjeżdżających do naszego kraju, a tylko ok. 5 proc. tego ruchu stanowią Polacy.

Co się może zdarzyć, jeśli granica zostanie zupełnie zamknięta? Przez pierwszych kilka dni, tygodni byłaby ona dla obywateli RP jeszcze przejezdna, a jeśli nie, to z Białorusi do Polski musieliby się dostawać przez kraje trzecie.

O ile ruch Białorusinów i Polaków utrzymuje się na względnie stałym poziomie, o tyle w ostatnich miesiącach na znaczeniu zyskuje szlak migracyjny wiodący przez Białoruś (choć trzeba przyznać, że cieszy się on znacznie mniejszą popularnością niż trasy śródziemnomorskie). Z informacji publikowanych przez Straż Graniczną wynika, że w poniedziałek granicę z Białorusią próbowały przekroczyć 42 osoby. W niedzielę było ich 85. Niemiecka policja wskazuje z kolei, że w lipcu zatrzymała niemal 9,5 tys. migrantów, którzy nielegalnie przekroczyli granicę z Niemcami.

Profesor Maciej Duszczyk z Uniwersytetu Warszawskiego szacuje, że ok. 4 tys. z nich przejechało przez Polskę. Dla podróżujących przez Polskę migrantów Niemcy (i inne państwa Europy Zachodniej) są głównym celem przeprawy.

Łatwiejszy szlak dla imigrantów

Obawy o wykorzystanie trasy białoruskiej rosną z uwagi na jej stosunkowo bezpieczny charakter. Podróż na granicę polsko-białoruską rozłożona jest na kilka etapów. Zamiast wyprawy pontonem – często bez kamizelek ratunkowych – migranci lecą samolotem do Moskwy. Na przykład liniami ChamWings z Damaszku lub Iraqi Airways z Bagdadu. Następnie przeprawiają się samochodem do Mińska. Trasa przebiega bezproblemowo, bo między Rosją a Białorusią nie ma kontroli granicznych. Problemy mogą wystąpić dopiero na polskim pograniczu.

Dodatkowym powodem wzrostu niepokojów w UE jest wpływ sytuacji w Nigrze – uchodzącym za stabilizatora sytuacji migracyjnej w tej części Afryki. Tym bardziej że w tym tygodniu po raz pierwszy od połowy czerwca lider wagnerowców Jewgienij Prigożyn opublikował materiał wideo, w którym twierdzi, że wraz ze swoimi najemnikami przebywa obecnie w Afryce.

Wagnerowcy zyskali duże wpływy w Mali, Republice Środkowoafrykańskiej i Burkina Faso, dlatego w Europie rośnie obawa o ich zaangażowanie w Nigrze. Bruksela na razie liczy na pozytywny skutek negocjacji prowadzonych przez grupę państw Afryki Zachodniej zgromadzonej w bloku ECOWAS i nie zamierza podejmować kolejnych kroków poza wstrzymaniem wsparcia finansowego dla Nigru.

Komisja wprost wskazała wczoraj na obawy związane z sytuacją w zachodniej części Afryki. – Mamy obawy związane z tą poważną i złożoną kwestią, nadal będziemy uważnie monitorować sytuację migracyjną, choć do tej pory nie byliśmy świadkami poważniejszych zmian – mówiła wczoraj rzeczniczka KE Anitta Hipper. ©℗