Kilka tygodni temu odbyliśmy dobre, nieformalne spotkanie ministrów spraw zagranicznych w Oslo. Otwarcie omówiliśmy również tę kwestię. Zgadzam się z Polską i niektórymi innymi krajami, że musimy zaoferować Ukrainie ścieżkę do członkostwa w NATO i ubrać ją w odpowiednie, precyzyjne słowa. Nie wystarczy po prostu powtórzenie tego, co powiedzieliśmy 15 lat temu w Bukareszcie (Ukrainie odmówiono wtedy przyznania planu działań na rzecz członkostwa, ale stwierdzono, że któregoś dnia stanie się ona częścią NATO – red.). Musimy wysłać jasny sygnał, jakie będą następne kroki. Ukraina nie stanie się częścią Sojuszu podczas gorącej fazy wojny. Ale NATO to jedyne działające gwarancje bezpieczeństwa. Pracujemy z sojusznikami nad znalezieniem przed szczytem odpowiednich sformułowań, które pozwolą wysłać Ukrainie jasny sygnał, co z jej członkostwem i jakie będą kolejne kroki do jego uzyskania. Istotny jest też pakiet wsparcia wojskowego i politycznego, dopóki Ukraina walczy z rosyjską agresją. To wszystko będzie także sygnałem dla Władimira Putina. Problem polega na tym, że poczekalnia przed wejściem do NATO jest najniebezpieczniejszym miejscem dla sąsiadów Rosji. Widzieliśmy to w Gruzji w 2008 r. i widzimy to od 2014 r. w przypadku Ukrainy.
Jedyne gwarancje daje pełne członkostwo. Wcześniej, przed akcesją, musimy pomóc Ukrainie wygrać wojnę. To musi być wsparcie długoterminowe, bo agresja nie zakończy się zapewne w najbliższych miesiącach. Pokój powinien opierać się na planie Wołodymyra Zełenskiego, podkreślającym rangę integralności terytorialnej. Pracujemy z Polską nad tym, by nikt nie mógł mieć immunitetu chroniącego przed odpowiedzialnością za zbrodnię agresji. Putin i jego poplecznicy muszą mieć między narodowy proces. To kwestia egzystencjalna. Inną ważną sprawą jest powojenna odbudowa Ukrainy. Aby prywatni inwestorzy przybywali nad Dniepr, Ukraina musi mieć prawdziwe gwarancje bezpieczeństwa, a takie daje tylko członkostwo w NATO. To wszystko są sprawy powiązane. Akcesja musi przyjść od razu po wygraniu wojny. Ukraina miała już wcześniej różne zapewnienia, które niewiele dały. Nie chcemy przecież, by Rosja powtórzyła napaść na Ukrainę albo napadła na jakikolwiek inny kraj.
Regionalne plany obronne. Cieszę się, że te plany są uzupełniane o realne zdolności po stronie naszych partnerów. Nasz nowy rząd zwiększył wydatki na obronę do poziomu 3 proc. PKB, a w przyszłym roku nawet 3,2 proc. Poziom 2 proc., i chcemy o tym głośno powiedzieć w Wilnie, powinien być dla wszystkich poziomem minimalnym, a w przewidywalnej przyszłości wzrosnąć do 2,5 proc. Niestety potrzebujemy większych inwestycji w obronę.
Wojna to nie gra komputerowa, a mimo to każdy czuje się ekspertem. Ukraina walczy. Prosi także nas, byśmy wyjaśniali, że nie przeprowadza się kontrataków za pomocą mediów czy serwisów społecznościowych. Wojna trwa, Ukraińcy stopniowo odzyskują swoje. Czy to już jest kontrofensywa, czy jeszcze nie – w ogóle nie stawiałbym pytania w ten sposób. Właściwe pytanie dotyczy efektów. Ukraińcy starają się nie zawyżać oczekiwań przykładem są, bo nie ma czegoś takiego, jak jeden kontratak, po którym wszystko wróci na swoje miejsce. Zwłaszcza w kontekście takich zbrodni jak wysadzenie tamy w Nowej Kachowce. Musimy być pewni, że zdołamy wspierać Ukrainę długoterminowo, bez zmęczenia.
Nie chciałbym komentować jego słów. Byłem kiedyś ministrem obrony i mogę powiedzieć, że naszym obowiązkiem jest wsparcie Ukrainy na różnych poziomach, także wojskowym. Długoterminowe, bo wojna nie skończy się po jednej kontrofensywie, choć wszyscy bylibyśmy szczęśliwi, gdyby tak się stało. Powtórzę: jeśli oczekiwania będą zawyżone, to po zakończeniu kontrofensywy ktoś może dojść do wniosku, że czas znaleźć rozwiązanie pokojowe. A to niebezpieczne, bo musimy wspierać Ukrainę aż do jej zwycięstwa. Wiemy, jak się skończyła II wojna światowa, ale wiemy też, jak się kończyły inne wojny. Musimy zakończyć agresję Rosji.
Nie musimy reagować na każde tego typu wystąpienie. Zawsze istnieje groźba eskalacji ze strony Rosji. Ale chciałbym zadać pytanie, czym jest w takim razie to, co obserwujemy teraz? Przecież to już jest eskalacja. Pełnowymiarowa wojna, której towarzyszą deportacje dzieci, inne zbrodnie wojenne, wysadzenie zapory wodnej. Dlatego jedyne wyjście to powstrzymanie agresji Putina. Nie możemy skupiać się na retoryce, choć oczywiście groźba użycia broni atomowej to poważna sprawa. Podobnie jak bezpieczeństwo elektrowni atomowych. To nie daje jednak pretekstu, by myśleć o układach z Rosjanami.
To nie jest już sprawa dyplomatów, bo mamy do czynienia z pełnowymiarową wojną, która zmieniła świat. Musimy przywrócić zasady funkcjonowania architektury bezpieczeństwa. Niektóre jej elementy z jakichś powodów nie zadziałały, więc ta architektura musi zostać przebudowana. Nasze stanowisko musi być jednoznaczne: nie chodzi o pokój dla samego pokoju, ale o wsparcie dla idei, którą w zeszłym roku zaproponował Zełenski. Najważniejszym punktem jest przywrócenie integralności terytorialnej Ukrainy.
Rosja pozostanie zagrożeniem nawet po zwycięstwie Ukrainy. Powinniśmy utrzymać sankcje i podejmować inne działania, które utrzymają Rosjan w obrębie ich własnych granic. ©℗