Przedstawiciele siedmiu państw między czwartkiem a sobotą odwiedzili Warszawę, Kijów i Petersburg, by zaproponować Ukraińcom i Rosjanom własny plan zakończenia wojny.
10 punktów afrykańskiego planu zakłada m.in. wstrzymanie ognia w zamian za poluzowanie sankcji. Prezydent Wołodymyr Zełenski odniósł się do pomysłu z dużym dystansem. – Nie da się dobrymi słowami czy krokami wobec prezydenta Federacji Rosyjskiej powstrzymać jego agresji. Odwrotnie, izolacja dyplomatyczna, pokazanie, że świat rozumie, iż on jest agresorem i terrorystą, a jego otoczenie to zbrodniarze wojenni tacy jak on, mogą wpłynąć na jego społeczeństwo – przekonywał ukraiński przywódca.
– Do zakończenia wojny musi dojść w ramach negocjacji – mówił jednak prezydent Republiki Południowej Afryki Cyril Ramaphosa po sobotnich rozmowach z Władimirem Putinem w Petersburgu. Rosyjski prezydent przekonywał wówczas, że to Kijów nie chce słyszeć o pokoju, na dowód czego pokazał projekt porozumienia rzekomo uzgodnionego w kwietniu 2022 r., którego efektem miało być wycofanie rosyjskich wojsk spod Kijowa i Czernihowa. Tyle, że Rosjanie opuścili te tereny dwa tygodnie przed datą widniejącą na pokazanym dokumencie.
Ramaphosa był członkiem delegacji przedstawicieli państw afrykańskich. W misji pokojowej uczestniczyli też prezydenci Komorów Azali Assoumani, który obecnie sprawuje przewodnictwo w Unii Afrykańskiej, Senegalu Macky Sall i Zambii Hakainde Hichilema. Towarzyszyli im również premier Egiptu Mustafa Madbuli oraz przedstawiciele władz Konga i Ugandy. To zwrot w polityce tamtejszych przywódców, którzy nie angażowali się dotychczas w rozwiązywanie konfliktów poza kontynentem, choć w październiku 2022 r. Kijów i Moskwę odwiedził już prezydent Gwinei Bissau Umaro Embaló, bezskutecznie namawiając gospodarzy do rozmów pokojowych.
Ramaphosa przekonywał, że państwa afrykańskie są gotowe uczestniczyć w dalszych wysiłkach na rzecz pokoju i dzielić się afrykańską perspektywą na sprawę. – Nie jest jasne, jaki jest strategiczny cel tej misji. Czy jest to dla głów państw afrykańskich po prostu okazja do wykonania sesji zdjęciowej? – pytał ironicznie w rozmowie z BBC południowoafrykański analityk i były dyplomata Kingsley Makhubela.
Ale ich interes w zakończeniu wojny jest jasny. Państwa te przed rozpoczęciem inwazji były kluczowymi odbiorcami rosyjskich i ukraińskich produktów rolnych. Zaburzenie dostaw po 24 lutego 2022 r. doprowadziło do rozprzestrzenienia głodu na kontynencie oraz do wzrostu cen żywności i nawozów, co zagraża stabilności rządów. – Nasza misja ma również na celu poszukiwanie drogi do pokoju, który złagodzi cierpienia, jakich doświadczają Ukraińcy – powiedział rzecznik prezydenta RPA Vincent Magwenya. W Europie przywódcy wzywali m.in. do ułatwienia swobodnego przepływu zboża i nawozów. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow w rozmowie z „Izwiestijami” powiedział jednak, że Rosja nie widzi szans na przedłużenie umów eksportowych.
Wysuwane przez przedstawicieli kontynentu propozycje uwzględniają też wycofanie rosyjskich wojsk z terytorium Ukrainy (nie wiadomo jednak, wzdłuż jakich granic), uwolnienie jeńców, w tym porywanych przez Rosjan dzieci, złagodzenie sankcji wobec Moskwy i zawieszenie nakazu aresztowania Putina przez Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK).
Ostatni punkt jest szczególnie ważny z perspektywy Pretorii, która zaprosiła rosyjskiego prezydenta do udziału w sierpniowym szczycie grupy BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i RPA). RPA i Uganda są uznawane za państwa skłaniające się ku Rosji. Widać to było po zachowaniu tamtejszej delegacji. Południowoafrykański portal News24 pisał, że gdy w trakcie piątkowej wizyty w Kijowie doszło do ostrzału miasta, Magwenya udostępnił nagranie, na którym zaprzeczył doniesieniom o eksplozjach w stolicy Ukrainy. – To bardzo dziwne, że nie słyszeliśmy ani nie widzieliśmy eksplozji. Najwyraźniej mamy do czynienia z celową dezinformacją – stwierdził, choć prezydent Ramaphosa potwierdził równolegle fakt ostrzału. Komory i Zambia są według analizy Economist Intelligence Unit bliższe stanowisku Zachodu, zaś Egipt, Kongo i Senegal pozostają w dużej mierze neutralne wobec rosyjskiej agresji.
Przejazd południowoafrykańskiej delegacji przez Polskę zakończył się skandalem dyplomatycznym. Warszawa nie wpuściła części delegacji i nie pozwoliła rozładować 12 kontenerów z bronią, którą prezydent Ramaphosa chciał zabrać ze sobą do Kijowa. „Na pokładzie samolotu znajdowały się materiały niebezpiecznie, na których wwóz przedstawiciele RPA nie mieli pozwolenia. Ponadto na pokładzie samolotu znajdowały się osoby, które nie zostały wcześniej notyfikowane stronie polskiej” – podało w oświadczeniu biuro rzecznika MSZ. Generał Wally Rhoode, szef ochrony Ramaphosy, nazwał zachowanie polskich władz mianem „zaskakującego i rasistowskiego” i oskarżył Warszawę o próbę sabotowania misji pokojowej. Ostatecznie Ramaphosa spotkał się w piątek z polskim prezydentem (Andrzej Duda przyjął też prezydentów Komorów i Zambii), po czym pojechał do Kijowa pociągiem bez broni i ochrony. Wcześniej ze względu na obecność broni na pokładzie Włochy nie pozwoliły południowoafrykańskiej delegacji na przelot przez jej przestrzeń powietrzną. ©℗
Nowa odsłona sporu o polsko-ukraińską historię
Szef Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej (UINP) Anton Drobowycz odniósł się w rozmowie z portalem Glavcom.ua do słów rzecznika polskiego resortu dyplomacji Łukasza Jasiny w sprawie przeprosin za zbrodnię wołyńską. – Zdziwiło mnie to oświadczenie, ale nie ma sensu przesadnie na nie reagować. Poza tym widziałem niedawno w mediach informację, że ten pracownik został już usunięty z pracy – powiedział Drobowycz. Jasina powiedział miesiąc temu Onetowi, że „prezydent Zełenski powinien wziąć jako Ukraina większą odpowiedzialność” zgodnie z formułą „wybaczamy i prosimy o wybaczenie”, choć zaznaczył, że „Zełenski także ma wiele innych spraw na głowie”. Po rozmowie rzecznik został wysłany na urlop i najpewniej nie wróci do resortu. Polskie źródła dyplomatyczne, z którymi rozmawialiśmy, nie spodziewają się, by 80. rocznica krwawej niedzieli, przypadająca 11 lipca, skłoniła Ukraińców do wyrazistego gestu pod polskim adresem.
Szef UINP przedstawił wobec Warszawy własne pretensje. – Nie może wyrazić zgody na nowe ekshumacje pochowanych na Ukrainie Polaków, bo ukraińskie groby w Polsce wciąż są w niebezpieczeństwie – powiedział i dodał, że „są w polskiej polityce ludzie gotowi przekraczać czerwone linie”. Oświadczenie idzie wbrew ubiegłorocznym obietnicom prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, który zapowiadał odblokowanie poszukiwań. Chodzi przy tym nie tylko o ofiary wołyńskiego ludobójstwa, lecz także innych wydarzeń historycznych, od I wojny światowej poczynając. Drobowycz przypomniał historię tablicy nagrobnej żołnierzy Ukraińskiej Powstańczej Armii w Monastyrzu, uszkodzonej dwukrotnie w latach 2015 i 2020. Strona polska miała przywrócić status quo ante, ale na nowej tablicy brakuje nazwisk poległych w walkach z oddziałami radzieckimi. – Mam całą listę miejsc ukraińskiej pamięci zniszczonych przez wandali na terenie Polski – oświadczył Drobowycz. I dodał, że dopóki sprawa Monastyrza nie zostanie rozstrzygnięta, zgody na ekshumacje nie będzie. ©℗