Administracja prezydenta USA Joe Bidena zabiega o włączenie pięciu nowych państw, w tym przedstawicieli Globalnego Południa, do Rady Bezpieczeństwa ONZ jako nowych członków stałych, którzy nie mieliby jednak prawa weta - informuje dziennik "Washington Post". Zaznacza, że dyplomatyczne starania USA rozpoczęły się w momencie, gdy zaufanie do ONZ i jej możliwości zapobiegania konfliktom na świecie zostało mocno nadszarpnięte.

Propozycja USA, która jest w trakcie opracowywania, miałaby odnieść się do "rosnącej frustracji" świata z powodu niezdolności Rady Bezpieczeństwa ONZ do tłumienia wojen, przede wszystkim do powstrzymania inwazji Rosji na Ukrainę - pisze "Washington Post". Amerykańska inicjatywa, jak zapowiedziano, miałaby także na celu odzwierciedlenie w Radzie "współczesnej, rozproszonej mapy światowych sił". Prezydent Biden zadeklarował swoje poparcie dla dołączenia pięciu nowych stałych członków do Rady Bezpieczeństwa na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ we wrześniu ubiegłego roku.

Waszyngton sygnalizował w przeszłości poparcie dla włączenia Niemiec, Japonii i Indii jako stałych członków - przypomina "Washington Post". Francja i Wielka Brytania opowiadały się za stałymi miejscami dla Niemiec, Japonii i Indii, a także Brazylii i co najmniej jednego kraju afrykańskiego. Od czasu powstania ONZ po II wojnie światowej Stany Zjednoczone, Francja, Wielka Brytania, Chiny i Związek Sowiecki, a później Rosja, jako pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa mają prawo weta. 10 rotacyjnych, niestałych członków Rady nie ma takich uprawnień.

Linda Thomas-Greenfield, amerykańska ambasador przy ONZ, prowadzi obecnie konsultacje z dyplomatami ze 193 państw członkowskich, aby pozyskać opinie na temat potencjalnego rozszerzenia Rady przed corocznym zgromadzeniem światowych liderów w Nowym Jorku jesienią bieżącego roku.

"Biden naciska na reformy pomimo niechęci mocarstw o ugruntowanej pozycji do zrzeczenia się ich tradycyjnej władzy i mimo że Waszyngton stoi przed poważnymi wyzwaniami związanymi z wypracowaniem jakiegokolwiek konsensusu w coraz bardziej podzielonym świecie. Stawka jest wysoka, ponieważ jego (Bidena) administracja stara się zapewnić, że ONZ pozostanie głównym narzędziem zapobiegania wojnom, nawet jeśli rosną wątpliwości co do jej zdolności w tym zakresie" - ocenia amerykański dziennik.

Wiodące kraje rozwijające się, w tym Brazylia i Indie, od dawna zabiegały o zmiany w Radzie, ponieważ ich zdaniem nie reprezentuje ona poglądów i interesów Globalnego Południa - Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej. Ronaldo Costa Filho, ustępujący ambasador Brazylii przy ONZ, powiedział, że problemy Rady wykraczają daleko poza te, które zauważono po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę.

"Moim zdaniem reforma Rady ma kluczowe znaczenie dla zapewnienia, że Globalne Południe poczuje, iż ma ważny udział w utrzymaniu systemu" - zaznaczył Costa Filho.

Wojna Rosji z Ukrainą, wraz z rosnącymi wyzwaniami ze strony Rosji i Chin, ilustrują zmieniający się charakter więzi USA z krajami rozwijającymi się - ocenia "Washington Post". Podczas gdy Biden chwalił się zbudowaniem zachodniej koalicji, która nałożyła sankcje na Rosję i dostarczyła broń na Ukrainę, niektóre narody, w tym Brazylia, Indie i RPA, utrzymały gospodarcze lub wojskowe więzi z Moskwą - dodaje dziennik.

Jak zauważa gazeta, mimo że panuje powszechna zgoda co do tego, że w Radzie Bezpieczeństwa ONZ muszą zostać dokonane zmiany, istnieje spór co do tego, jakie. Od momentu powstania Rada była zmieniana tylko raz, kiedy w latach 60. dodano cztery niestałe mandaty do ustanowionych wcześniej sześciu. Stała przedstawicielka Wielkiej Brytanii przy ONZ Barbara Woodward i przedstawiciel Francji Nicolas de Riviere zgadzają się, że nadszedł czas na reformy.

Rosja i Chiny wstępnie wyraziły poparcie dla zmian, choć Chiny będą blokować wstąpienie Japonii do nowej Rady - uważa "Washington Post". Niektóre kraje, takie jak Pakistan, sprzeciwiają się dołączeniu do niej Indii. Kraje Afryki, które stanowią 30 proc. państw członkowskich, zaproponowały, aby w nowej Radzie Bezpieczeństwa zasiadały dwa kraje afrykańskie oraz postulują nadanie im prawa do weta.

Reforma Rady Bezpieczeństwa wymagałaby zgody co najmniej 128 ze 193 państw członkowskich, a ponieważ pociągałaby za sobą zmiany w Karcie Narodów Zjednoczonych, konieczna byłaby również ratyfikacja ze strony parlamentów wszystkich stałych członków Rady Bezpieczeństwa.(PAP)

kjm/ adj/