Ostatni telegram na świecie 14 lipca 2013 r. wysłano w Indiach. Nie brzmiał on zrozumiale ani tym bardziej wzniośle. Ktoś napisał: „Babcie poważnie. Przedłużenie 15 dni urlopu”.

W dobie internetu życie bez błyskawicznego obiegu informacji wydaje się niewyobrażalne. A jednak ludzkość przedsmak takich możliwości poczuła dopiero półtora stulecia temu za sprawą prostego urządzenia wykorzystującego właściwości energii elektrycznej. Nie przypadkiem Samuel Morse, przeczuwając szanse, jakie stwarza telegraf, na pierwszą depeszę przesłaną 24 maja 1844 r. kablem łączącym Waszyngton z Baltimore wybrał werset z biblijnej Księgi Liczb. A brzmiał on: „Co Bóg uczynił”.

Elektryczność pewniejsza od wzroku

„Telegraf elektryczny niebywale przyspieszył wymianę informacji. W roku 1801 wieść o śmierci cara Pawła I dotarła do Londynu po trzech tygodniach. W 1855 roku o śmierci jego syna Mikołaja I dowiedziano się tam po paru godzinach” – podkreśla na łamach „Najkrótszej historii wynalazków” Bolesław Orłowski. Ludzie już od starożytności budowali systemy przesyłania sygnałów: dźwiękowych, świetlnych lub dymnych. Jednak ich udoskonalanie długo szło opornie. Pierwszego znaczącego przełomu dokonał dopiero po rewolucji francuskiej niedoszły ksiądz Claude Chappe, który zaprojektował tele graf optyczny. „Było to pięciometrowej wysokości rusztowanie, z którego za pomocą dźwigni obrotowej można było wysuwać ramię sygnalizacyjne, wyposażone w 86 różnych znaków. Urządzenia te rozmieszczane co sześć – siedem kilometrów, pozwalały przy dobrej widoczności przesyłać wiadomość z nadzwyczajną prędkości” – opisuje w książce „Geniusze i spekulanci. Jak rodził się kapitalizm” Günter Ogger. Dzięki wysiłkom brata wynalazcy, Ignace’a Chappego, deputowanego do parlamentu, który dbał też o rodzinny biznes, państwo francuskie sfinansowało budowę wież telegraficznych między Lille a Paryżem. Telegraf Chappe zaczął pracę w październiku 1792 r. Po opanowaniu do perfekcji jego obsługi jedna wiadomość między miastami szła dwie minuty, co zachwyciło przede wszystkim generałów, na czele z Napoleonem Bonaparte. Francja zyskała potężny atut – system przekazywania informacji w czasie wielo krotnie krótszym, niż potrafiły to robić inne mocarstwa. Nic zatem dziwnego, że na jej terenie powstało ponad 500 stacji przekaźnikowych łączących komunikacyjnie 29 miast. Jednak telegraf Chappe miał też mnóstwo trudnych do usunięcia wad. Na dłuższych dystansach jego obsługa wymagała licznego personelu, co czasem przemieniało się w zabawę w głuchy telefon. Drobny błąd popełniony przez jednego telegrafistę z każdą kolejną wieżą przekazową mógł stać się jeszcze większy, zniekształcając treść depeszy.

Od takiej nieprzewidywalności wolny był ładunek elektryczny. Pierwszy twórczo to wykorzystał w 1809 r. pochodzący z Torunia lekarz Samuel Thomas von Sömmering. „Pomysł opierał się na obserwacji, że prąd elektryczny rozkłada wodę na jej składniki gazowe. Sömmering wprowadził więc druty do pojemnika napełnionego wodą i kiedy podłączał je do prądu, końce drutów zaczynały pokrywać się bąbelkami gazu” – opisuje Günter Ogger.

Aby przesłać wiadomość, trzeba było używać tylu osobnych drutów, ile jest liter w alfabecie. Jak sobie z tym poradzić, wymyślił dopiero dwie dekady później rosyjski dyplomata Paweł Szyling. Jego telegraf składał się z pojemnika wypełnionego elektrolitem, tarczy i wskazówki. Ta ostatnia wychylała się w różnym zakresie, w zależności od natężenia impulsu elektrycznego. To dawało możliwość zakodowania w jej wychyleniach informacji. Oryginalna koncepcja stała się inspiracją dla kolejnych wynalazców. W 1833 r. matematyk Carl Friedrich Gauss i fizyk Wilhelm Weber przeciągnęli po dachach domów w Getyndze kabel, na którego końcach umieścili wyposażone w elektromagnesy odbiorniki oraz komutator zmieniający kierunek przepływu prądu. Ich telegraf przekazywał wiadomości zapisane w impulsach elektrycznych. Jednak niemieckim uczonym zabrakło pomysłu na proste kodowanie treści depesz. Cztery lata później wpadli na to Anglicy William Cooke i Charles Wheatstone.

Od kolei do pieniędzy

Mechanizm przekazu informacji od strony technicznej niewiele jednak się różnił od tego, który wymyślili Gauss i Weber. Ich oryginalnym wkładem był nowatorski czytnik impulsów elektrycznych złożony z tablicy i pięciu igieł zdolnych wskazywać 26 liter alfabetu. System telegraficzny Cooke’a i Wheatstone’a jako pierwsza zamówiła w 1838 r. spółka kolejowa Great Western Railway, dostrzegając, jak ważny dla prowadzenia takiego biznesu jest szybki przepływ informacji. Wkrótce w jej ślady poszły inne firmy z branży, a kładzione wzdłuż linii kolejowych kable telegraficzne oplotły Wyspy Brytyjskie. O tym, że mogą one służyć nie tylko do nadawania wiadomości o kursach pociągów, przekonano się 1 stycznia 1845 r.

Tego dnia operator telegrafu igłowego na stacji kolejowej w Slough zadepeszował do Paddington: „W Salt Hill zostało popełnione morderstwo, a morderca był widziany, jak wsiada z biletem pierwszej klasy do londyńskiego pociągu, który odjechał z Slough o 7:42 pm. Jest w stroju kwakra we wspaniałym płaszczu, który sięga prawie do nóg. Znajduje się w ostatnim przedziale wagonu drugiej klasy”. Chemik John Tawell, chcąc ukryć romans przed żoną, kilka godzin wcześniej zaaplikował swej kochance Sarze Hart kwas pruski. Gdy kobieta umierała, on sam spokojnie udał się na dworzec. Wszystko zauważyli wścibscy sąsiedzi Sary i szybko powiadomili policjanta. Posterunkowy w Slough w przebłysku geniuszu pognał na dworzec do pokoju telegrafisty, by nadać depeszę do Paddington. Tam na mordercę czekał już ubrany po cywilnemu sierżant policji William Williams. Następnego dnia przed świtem, już w obstawie dwóch policjantów, aresztował kompletnie zaskoczonego Tawella. Po krótkim procesie zabójca trafił na szubienicę. A o możliwościach telegrafu igłowego rozpisywała się cała brytyjska prasa.

Z początkiem 1846 r., po wykupieniu praw patentowych od Charlesa Wheatstone’a, William Cooke wraz z politykiem i biznesmenem Johnem Lewisem Ricardo utworzyli pierwszą na świecie firmę telegraficzną – Electric Telegraph Company (ETC). Dziesięć lat później spółka mogła się już pochwalić zarządzaniem liniami telegraficznymi o łącznej długości 5,2 tys. mil angielskich (około 8,3 tys. km). W 1855 r. przesłano nimi ponad 750 tys. depesz, z czego najwięcej nadały banki i redakcje gazet. Za każdą nadawca musiał zapłacić operatorowi 4 szylingi. Trzy lata wcześniej angielska spółka położyła pierwszy podmorski kabel na dnie kanału La Manche łączący stację telegraficzną na mierzei Orford Ness z wieżą w Scheveningen na przedmieściach Hagi.

ETC szybko wyrośli groźni konkurenci. Telegraf konstrukcji Wernera Siemensa oferowała od 1847 r. na terenie państw niemieckich firma Siemens & Halske. Za Atlantykiem triumfy święcił Samuel Morse, który „używał do odbioru przesyłanych impulsów nie wskaźnika, jak Siemens, lecz ołówka osadzonego w kotwicy elektromagnesu. Pod wpływem impulsów prądu kotwica opuszczała się na równomiernie przesuwającą się taśmę papierową, na której ołówek pozostawiał w zależności od czasu trwania impulsu – dłuższe lub krótsze kreski” – wyjaśnia Günter Ogger. Depeszy nie notował więc telegrafista, lecz zapisywała się ona automatycznie, co zmniejszało ryzyko przeinaczania treści. Wymyślony przez Morse’a banalnie łatwy alfabet, złożony z kombinacji kresek i kropek, znacznie przyśpieszył zaś nadawanie i odbieranie wiadomości. Żaden inny system nie mógł mu się równać. Tę samą depeszę przekazywał on siedem razy szybciej niż urządzenie Cooke’a i Wheatstone’a. Z czasem pogodziło się z tym nawet szefostwo ETC oraz Siemens & Halske, zamawiając aparaty Morse’a i wykupując licencję na ich użytkowanie.

Okablować cały świat

„Nowa technologia stworzyła podstawy pracy agencji informacyjnych” – pisze w monografii „Historia XIX wieku. Przeobrażenie świata” Jürgen Osterhammel. „Pochodzący z Kassel Julius Reuter otworzył w 1851 r. swoje biuro w Londynie, w którym czas transmisji danych przez kanał La Manche uległ skróceniu do kilku godzin. Jeszcze przed nim dwóch innych żydowskich przedsiębiorców założyło agencje informacyjne, ewentualnie «biura telegraficzne»: Charles Havas w Paryżu i Bernhard Wolff w Berlinie. W 1848 r. powstała w USA «Associated Press»” – wylicza Osterhammel. Głównymi klientami agencji informacyjnych stali się ci, którzy musieli wiedzieć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie: politycy, bankierzy, maklerzy giełdowi, biznesmeni i dziennikarze. „Po obu stronach Atlantyku wybuchła (…) prawdziwa gorączka kablowa. Powstało bez liku firm zajmujących się układaniem życiodajnych elektrycznych arterii. A wszystkim im przyświecał jeden wielki cel: trwała łączność telegraficzna między Ameryką i Europą” – pisze Günter Ogger.

Choć potrafiono wytwarzać wodoodpor ne kable, nikt nie wiedział, jak dokładnie zaplanować przeciągnięcie długiego na ponad 4 tys. km łącza między dwoma kontynentami po dnie oceanu. „Za każdym razem problem polegał na obliczeniu właściwej prędkości opuszczania kabla na dno morskie znajdujące się trzy kilometry pod powierzchnią wody” – wyjaśnia Ogger. Wszystko rozbijało się o szczegóły. „Jeśli kabel opuszczany był zbyt szybko, układał się faliście na dnie morskim i kończył się, zanim statek dotarł do wybrzeży. Jeśli natomiast podczas opuszczania był zbyt naprężony, mógł zostać przerwany przez prąd morski lub występy skalne na dnie morza” – dodaje Ogger. Pięć pierwszych prób podjętych w latach 1857–1866 zakończyło się fiaskiem. Choć przy drugiej było o włos od sukcesu: okręt marynarki USA „Niagara” i brytyjski „Agamemnon” w 1858 r. spotkały się na środku Atlantyku, gdzie udanie połączyły ciągnięte przez siebie kable, wykonane z siedmiu splecionych, miedzianych drutów, izolowanych trzema warstwami gutaperki (naturalnej gumy uzyskiwanej z mleczka drzewa gutaperkowca). Aby uczcić tę chwilę, królowa Wiktoria przesłała 16 sierpnia 1858 r. prezydentowi Jamesowi Buchananowi depeszę gratulacyjną składającą się z 98 słów. Wiadomość ta szybko dotarła po drutach telegrafów do redakcji największych gazet po obu stronach Atlantyku. Przełomem nie cieszono się długo. Na początku września główny elektryk spółki Atlantic Telegraph Company, zarządzającej transatlantyckim połączeniem telegraficznym, Edward Wildman Whitehouse wpadł na pomysł zwiększenia efektywności łącza. Z powodu odległości przesyłanie depesz trwało bowiem bardzo długo – w dwa tygodnie przekazano między kontynentami jedynie 732 wiadomości. Whitehouse podłączył telegraf do napięcia 2 tys. woltów, co wywołało krótkie spięcie, które przepaliło leżący na dnie oceanu drut.

Malejący glob

Prezes Atlantic Telegraph Company Cyrus Field nie zamierzał się jednak poddać i zaczął przygotowywać kolejną próbę położenia kabla między kontynentami. Udało się to dopiero po zakończeniu wojny secesyjnej w 1866 r. Wraz z rosnącym zapotrzebowaniem na szybką wymianę informacji przybywało również inwestorów zainteresowanych podwodnymi kablami. Triumfy na tym polu święcili zwłaszcza bracia Werner i Karol Siemens za sprawą swojego statku „Faraday”, nazwanego tak na cześć wielkiego fizyka. Jednostka została wyposażona w najczulsze w owym czasie urządzenia pomiarowe wykrywające ładunki elektryczne i specjalne kotwice do podnoszenia przewodu z dna morza. Dzięki nim załoga „Faradaya” potrafiła znaleźć miejsce, w którym podmorski kabel uległ uszkodzeniu, podnieść go z dna i naprawić. Nic już nie stało na przeszkodzie, by połączeniami telegraficznymi opleść całą Ziemię. „W 1862 r. lądowa sieć telegraficzna osiągnęła na świecie łączną długość 150 tys. mil, w 1876 r. Indie oraz wszystkie kolonie Imperium Brytyjskiego zostały połączone z metropolią i między sobą siecią telegraficzną. W 1885 r. niemal wszystkie wielkie miasta zamorskie dysponowały połączeniami telegraficznymi z Europą” – pisze Jürgen Osterhammel. Powstałe możliwości pierwszy w pełni wykorzystywał Julius Reuter, którego agencja informacyjna miała sieć korespondentów w Europie, ale także w Ameryce Północnej, Chinach, Indiach, Australii, Afryce Południowej, a nawet Nowej Zelandii. Reuter odsprzedawał informacje pozyskiwane przez reporterów redakcjom gazet, zarabiając na tym krocie. „Agencje informacyjne przyczyniały się do globalizacji zdobywania i rozpowszechniania informacji, które pozostawiały bez komentarza. Były one potężnym wyrazem ideologii «obiektywizmu». Z drugiej strony, wskutek ujednolicenia sposobu relacjonowania, sprzyjały jednolitemu dziennikarstwu, ponieważ we wszystkich gazetach pisano w zasadzie to samo” – podkreśla Osterhammel. „Tylko nieliczne wielkie dzienniki, w tym londyński «Times», tworzyły własne sieci korespondentów zagranicznych, zmniejszając w ten sposób swoją zależność od agencji informacyjnych” – dodaje. Niezależność oznaczała olbrzymie wydatki. Wedle sprawozdań budżetowych „Timesa” opłaty telegraficzne w 1898 r. pochłaniały 15 proc. rocznych dochodów gazety.

Dzięki możliwości szybkiej komunikacji firmy brytyjskie, amerykańskie, francuskie i niemieckie mogły też szukać zysków w coraz odleglejszych krajach. Kapitał wędrował najpierw między Europą a Stanami Zjednoczonymi, a stamtąd do Rosji, Indii, Chin, Turcji, Afryki Południowej. Dzięki stałej dostawie nowych wiadomości o Ameryce wielu mieszkańców przeludnionej Europy zaczęło się zastanawiać, czy nie szukać tam lepszego życia. Wielka fala emigracji ze Starego Kontynentu do USA ruszyła w latach 80. XIX w. W szczytowych okresach – jak lata 1905–1907 – za ocean uciekało ponad milion ludzi. Wśród Amerykanów szybko nasiliły się nastroje izolacjonistyczne, co zaowocowało zaostrzaniem przepisów imigracyjnych. W marcu 1891 r. agencja Reutera poinformowała, że prezydent Benjamin Harrison podpisał ustawę mającą ograniczyć napływ niechcianych osób – przede wszystkim ludzi chorych psychicznie, upośledzonych umysłowo, ułomnych fizycznie, a także prostytutek i rosyjskich Żydów. „Akt z 1891 r. dawał inspektorom imigracyjnym i władzom dodatkowe uprawnienia do odmowy wjazdu również tym sprawnym fizycznie i psychicznie pojedynczym osobom, które z braku pieniędzy lub niemożności podjęcia pracy prawdopodobnie staną się klientami instytucji dobroczynnych” – zauważa Rafał Wordliczek w opracowaniu „Ograniczenia imigracyjne w USA na początku XX w.”. Szybki obieg informacji niekoniecznie sprawił, że świat stawał się coraz przyjaźniejszym miejscem dla zwykłych ludzi.

Bunt zawieszony na drucie

„Wprowadzenie telegrafu stworzyło zupełnie nowe możliwości komunikowania się w polityce zagranicznej, choć nie stało się to z dnia na dzień. Kiedy w marcu 1854 r. Francja i Wielka Brytania wypowiedziały wojnę Rosji, Wysoka Porta dowiedziała się o tym dopiero ponad dwa tygodnie później” – wspomina Jürgen Osterhammel. Stało się tak, gdyż depesza z Londynu dotarła jedynie do Marsylii. Stamtąd przekazano ją na statek kurierski, któremu dopłynięcie do Stambułu zajęło 14 dni. Szybko się to jednak zmieniło, bo przywódcom zachodnim zależało na stałym kontakcie z placówkami dyplomatycznymi i usprawnieniu zarządzania swoimi zamorskimi posiadłościami. To na cienkim telegraficznym drucie w 1857 r. zawisło brytyjskie panowanie w Indiach. Gdy zbuntowały się pułki dobrze wyszkolonych i uzbrojonych sipajów, pracownicy biura telegraficznego w Delhi zdążyli 11 maja rozesłać ostrzegawcze depesze po kraju. Dzięki temu liczące jedynie 45 tys. żołnierzy siły brytyjskie nie dały się zaskoczyć i skutecznie stawiły czoła powstaniu, które ogarnęło subkontynent. „Telegraf elektryczny ocalił Indie” – stwierdził gubernator tej kolonii sir Robert Montgomery, gdy w 1902 r. odsłaniał w Delhi wysoki na 20 metrów obelisk poświęcony pamięci bohaterskich telegrafistów. Zapewne Hindusi mieli w tej kwestii odmienne zdanie.

Ofiarą wynalazku mógł też się poczuć cesarz Francji Napoleon III, sprowokowany przez Ottona von Bismarcka sławną depeszą emską do wypowiedzenia w 1870 r. wojny Prusom. Pokazywało to, w jakim tempie następowały zmiany: niespełna 30 lat od powstania pierwszych linii telegraficznych sfałszowana przez kanclerza Prus depesza doprowadziła do konfliktu zbrojnego między mocarstwami, który przyniósł zjednoczenie Niemiec i zmianę układu sił w Europie.

Wedle prowadzonych w USA statystyk w 1870 r. przesłano tam 9 mln telegramów, w 1900 r. – już ponad 63 mln. W Europie wzrost był podobny. Redakcje prasowe, giełdowi maklerzy, banki, politycy potrzebowali coraz więcej informacji, zwykli ludzie pragnęli komunikować się w pilnych sprawach z bliskimi – gdy ci wyemigrowali na inny kontynent. Wprawdzie każde miasto średniej wielkości w Europie i Ameryce Północnej posiadało urząd telegraficzny, system się zatykał. Depesze przychodziły po trzech dniach lub później. Wynalazcy zastanawiali się więc, jak wysyłać je bez konieczności używania miedzianego drutu. Najlepsze rozwiązanie znalazł włoski fizyk Guglielmo Marconi, który zwrócił uwagę na możliwości fal radiowych odkrytych przez Heinricha Hertza. Wynalezienie radia, podobnie jak wcześniej telefonu, nie uczyniło telegrafu zbędnym. Przez następne sto lat krótkie wiadomości tekstowe słane kablem wciąż okazywały się ludziom potrzebne. Ostatni telegram na świecie wysłała 14 lipca 2013 r. w Indiach firma Bharat Sanchar Nigam Limited (BSNL). Trafił on do jednostki wojskowej w New Delhi. Nie brzmiał zrozumiale ani tym bardziej wzniośle. Ktoś napisał: „Babcie poważnie. Przedłużenie 15 dni urlopu”. I to by było na tyle. ©℗

Wymyślony przez Morse’a banalnie łatwy alfabet, złożony z kombinacji kresek i kropek, znacznie przyśpieszył nadawanie i odbieranie wiadomości. Żaden inny system nie mógł mu się równać. Tę samą depeszę przekazywał on siedem razy szybciej niż urządzenie Cooke’a i Wheatstone’a