Ron DeSantis pozwala sobie na coraz odważniejsze komentarze wobec Donalda Trumpa, ale w sondażach ma do niego sporo do nadrobienia.

Po oficjalnym ogłoszeniu na Twitterze, nie bez problemów technicznych, swojego startu w wyborach prezydenckich w 2024 r. gubernator Florydy Ron DeSantis rozpoczyna we wtorek podróż po kilkunastu miastach w Stanach Zjednoczonych. Początkiem będzie Des Moines w Iowa. Nieprzypadkowo, bo to tutaj już w styczniu odbędą się pierwsze republikańskie prawybory. Po stanie znanym z kukurydzy kolejne są New Hampshire oraz Karolina Południowa (odpowiednio drugie i trzecie prawybory). Wszystko pod szyldem „Great American Comeback” (wielki amerykański powrót). Środki do dyspozycji DeSantis ma spore, tylko z funduszu komitetu wyborczego Never Back Down na stany z pierwszymi czterema prawyborami wyasygnowano dla niego 100 mln dol.

Najważniejsze jednak na ten moment jest Iowa, gdzie dwa dni po DeSantisie przyjedzie Donald Trump, który udzielić ma tu wywiadu Seanowi Hannity’emu, czołowemu dziennikarzowi konserwatywnej stacji Fox News. Komentatorzy spodziewają się w Iowa zaostrzenia rywalizacji między dwoma faworytami do uzyskania republikańskiej nominacji prezydenckiej. DeSantis powoli przechodzi ostatnio z zachowawczych czy wymijających komentarzy na temat Trumpa w kierunku kwestionowania jego przywiązania do konserwatywnych wartości.

Niedawno gubernator Florydy bezpośrednio skrytykował podejście byłego prezydenta do pandemii koronawirusa, oskarżając nowojorczyka o „oddanie kraju” Anthony’emu Fauciemu, byłemu głównemu doradcy medycznemu Białego Domu i twarzy restrykcyjnej walki z pandemią w USA. To właśnie COVID-19 pozwolił wypłynąć DeSantisowi na szersze ogólnokrajowe wody i zyskać rozpoznawalność. 44-latek był jednym z pierwszych gubernatorów, którzy zaczęli znosić restrykcje pandemiczne, otwarcie proponował, by jego „wolnościowy model” stosowany był także poza Florydą.

Do momentu, gdy jasne stało się, że ambicje DeSantisa sięgają Białego Domu, jego relacje z Trumpem były przyjazne. Wychowany na Florydzie absolwent Harwardu i Yale zagorzale bronił byłego prezydenta przed oskarżeniami demokratów o współpracę jego otoczenia z Rosjanami. W 2017 r. Trump udzielił mu oficjalnego poparcia w wyborach na gubernatora Florydy, walnie przyczyniając się do wygranej tego byłego wojskowego oraz kongresmena. Ale teraz, wyczuwając z jego strony polityczne zagrożenie, wyśmiewa go, nazywając „niewdzięcznym” i „świętoszkowatym” (nawiązując do nazwiska).

Sam DeSantis lubi przedstawiać się jako gorliwy konserwatysta, z modelową patriotyczną karierą, bez skandali obyczajowych. Przy coraz bardziej oczywistych ambicjach sięgających Gabinetu Owalnego przez ostatnie miesiące coraz mocniej angażował się w sprawy kulturowe. Podpisał m.in. akt prawny „Stop WOKE”, wprowadził na Florydzie zakaz aborcji po szóstym tygodniu ciąży, a także wszedł w spór ideologiczny i podatkowy z lokalnym gigantem, Walt Disney World Resort, gdzie zresztą w 2009 r. wziął ślub. Nie jest zarazem uznawany za polityka płynnie poruszającego się w obszarze polityki zagranicznej. – Wątpię, by debata u republikanów toczyła się wokół spraw zagranicznych, izolacjonizmu czy wojny w Ukrainie. Spodziewam się, że ważniejsze będą kwestie wewnętrzne, jak gospodarka czy ideologia, tu będzie licytacja – tłumaczył DGP Christopher McKnight Nichols, profesor historii na Uniwersytecie Stanu Ohio.

Przy zbliżającej się kluczowej rywalizacji o Iowa (w którym Trump w 2016 r. przegrał w prawyborach z senatorem Tedem Cruzem, co jednak nie przeszkodziło mu w późniejszym uzyskaniu partyjnej nominacji) DeSantis nieprzypadkowo uderza w tony podobające się wyborcom na zmagającym się z deindustrializacją środkowym zachodzie. Na inauguracji kampanii mówił o tym, że „upadek Ameryki nie jest nieunikniony” oraz o „drodze do amerykańskiego ożywienia”. Sondaże nie są jednak dla niego łaskawe, w najnowszym z Iowa, przeprowadzonym przez Emerson College, gubernator Florydy może liczyć na poparcie 20 proc. wyborców republikańskich, Trump na aż 62 proc. Znacznie lepiej wyglądały one dla DeSantisa na jesieni gdy w wyborach środka kadencji uzyskał świetny wynik na Florydzie, a jego zdjęcie z nocy wyborczej z żoną i trójką dzieci na tle amerykańskiej flagi znalazło się na pierwszych stronach niemal wszystkich gazet w USA. ©℗

Debata po prawej stronie marginalizuje sprawy międzynarodowe