Jadący na wspólnym koniu republikanie i stacja Fox News stoją na rozdrożu. Wynaleźć po Tuckerze Carlsonie nowego krzykacza lub przedwyborczo złagodzić wizerunek w stylu Rona DeSantisa.

Nie ma takiego kłamstwa i manipulacji, po którą nie sięgnąłby w poszukiwaniu najniższych instynktów odbiorców Tucker Carlson. Zza Oceanu z politowaniem mogliśmy patrzeć na szerzone przez niego dezinformacje dotyczące amerykańskich spraw wewnętrznych, jak np. szturmu na Kapitol w 2021 roku (gdzie zresztą doskonale wie, że kłamie). Ale gdy zaczął mocniej interesować się naszą częścią globu i Ukrainą, czuliśmy nie tylko zniesmaczenie, ale i zaniepokojenie. Bo od rozpoczęcia przez Rosję szerokiej wojny przeciwko naszemu sąsiadowi najbardziej znany prawicowy czy pseudoprawicowy dziennikarz w USA był równocześnie największym amerykańskim pudłem rezonansowym propagandy Kremla (skala tego była aż niewyobrażalna, mówił m.in. o biolaboratoriach USA w Ukrainie). Nie ma chyba w Stanach Zjednoczonych osoby, która bardziej niż Carlson przyczyniłaby się do widocznego w sondażach odwrotu od poparcia dla Ukrainy wśród konserwatywnych wyborców.

Stacja Fox News długo go tolerowała, bo zapewniał ratingi. Kontrowersje schodziły na dalszy plan, a on sam wydawał się teflonowy, mógł powiedzieć absolutnie wszystko. Trzy miliony Amerykanów nastawiały wieczorem odbiorniki na stację Roberta Murdocha tylko dlatego, by posłuchać właśnie Carlsona. A on nigdy nie zawodził, codziennie był nad wyraz egzaltowany i wzburzony, codziennie Ameryka znajdowała się na granicy upadku, na granicy tak daleko posuniętej dekadencji, że mała przy tym wydaje się sama apokalipsa. Jednocześnie nikt po prawej stronie, wyłączając Donalda Trumpa, nie potrafił tak narzucać narracji. To, co jednego wieczoru mówił Carlson, następnego dnia rano powtarzał cały tabun republikańskich parlamentarzystów.

Dlaczego więc gwiazda zaczęła ciążyć stacji tak bardzo, że ta nagle i niespodziewanie zdecydowała się go pozbyć? Tak właściwie nie wiemy tego dokładnie, oficjalne komunikaty są lakoniczne. Nieoficjalnie wśród możliwych przyczyn jest pozew sądowy przeciwko Carlsonowi ze strony jego byłej producentki Abby Grossberg. W grę wchodzić może też ubiegłotygodniowa ugoda Fox News z firmą Dominion, która produkuje maszyny do liczenia głosów. Dziennikarze stacji bez poważnych dowodów podważali jej wiarygodność po przegranych przez Trumpa wyborach w 2020 roku. W ramach ugody Fox News zapłacił Dominion blisko 800 milionów dolarów.

Cóż teraz pocznie Carlson bez Fox News? W poważnych mediach miejsca nie zagrzeje, być może więc wystartuje ze swoim projektem. Bez machiny Fox będzie mu jednak trudno o rozgłos. Wystarczy spojrzeć na losy innych gwiazd stacji, które w niej już nie pracują – Glenna Becka, Billa O’Reilly’ego czy Megyn Kelly. Żadna z nich nie ma dziś zasięgów i wpływów większych niż w czasach zatrudnienia w Fox. Być może Carlson będzie chciał wejść w politykę, może znajdzie miejsce w ekipie Donalda Trumpa, który wyraził już ubolewanie, że stacja pozbyła się swojej sławnej osobistości.

Znacznie ważniejsze niż to, co wydarzy się z Carlsonem jest jednak to, co wydarzy się z Fox News, które ma przemożny wpływ na konserwatywny elektorat oraz Partię Republikańską. Imperium Murdocha może próbować wykreować nową wielką gwiazdę ze swoich szeregów, może Jesse’go Wattersa, który romansował z teorią spiskową QAnon, albo Grega Gutfelda, niezadowolonego z tego jak zachodnie media relacjonują wojnę w Ukrainie. Niewykluczone jednak, że stacja uzna, że czas na złagodzenie wizerunku i próbę przekonania do konserwatywnej agendy elektoratu wahającego się. I odetnie się mocniej od teorii spiskowych oraz Trumpa, a jednoznacznie postawi na konserwatywnego gubernatora Florydy Rona DeSantisa.