Polskie firmy sektora zbrojeniowego są dobrze zarządzane i mają zaplecze techniczne, teraz czas na zwiększenie ich skali produkcji - mówi w rozmowie z DGP Thierry Breton, unijny komisarz ds. jednolitego rynku.

Milion sztuk amunicji do dostarczenia Ukrainie w 12 miesięcy – jak UE zamierza to zrobić przy obecnych zapasach i zdolnościach produkcyjnych?

Mamy do tego wiele ścieżek. Po pierwsze, jest to wynik decyzji, którą w miniony czwartek i piątek zaproponowali wszyscy ministrowie obrony i KE. Ten wniosek opiera się na trzech filarach. Zaproponowaliśmy, żeby wszystkie państwa członkowskie przekazywały jak najwięcej amunicji z własnych zapasów. Wtedy zwrócimy połowę wartości przekazanej amunicji z Europejskiego Instrumentu na rzecz Pokoju, w którym na ten cel jest zapewniony 1 mld euro. Drugim filarem jest ogłoszenie przetargów dla europejskiego przemysłu obronnego. To kilkanaście miliardów euro, które firmy sektora zbrojeniowego w Europie mogłyby otrzymać. Następnie mamy trzeci filar – w 11 krajach rozpoznaliśmy 15 firm działających w przemyśle obronnym, mających dziś zdolność do produkcji amunicji, jaką przekazujemy do Ukrainy, i chcielibyśmy je wesprzeć w zwiększeniu produkcji także na rzecz państw członkowskich i ich potrzeb.

Jak KE zamierza wpłynąć na zwiększenie produkcji amunicji?

Zdecydowałem się odbyć podróż po tych 11 państwach członkowskich, aby odwiedzić te firmy i upewnić się, że mogą to zrobić. Chcemy jako KE pomóc przedsiębiorstwom sektora obronnego we zwiększaniu ich mocy produkcyjnych w różny sposób. To zarówno pomoc ekspercka, podnoszenie kwalifikacji, jak i wsparcie bezpośrednie na rzecz zwiększania produkcji sprzętu i komponentów wykorzystywanych do produkcji amunicji. Jesteśmy gotowi przeznaczyć dodatkowe pieniądze ze strony KE, żeby pozwolić tym firmom rozwinąć linie produkcyjne. Oczywiście jest to wyzwanie, ale jestem pewien, że damy radę. Ostatecznie celem jest znaczne zwiększenie potencjału europejskiego przemysłu obronnego. Bardzo ważną kwestią jest też to, że wszystkie państwa członkowskie ostatecznie zdecydowały się na wydawanie 2 proc. PKB na obronę. Niektóre, jak Niemcy czy Holandia, są od tego dalekie, ale też zobowiązały się to robić. Jestem przekonany, że mamy wystarczająco mocną bazę produkcyjną w Europie. Wyzwaniem pozostaje znaczne zwiększenie skali produkcji.

Czy firmy takie jak polski Dezamet będą mogły liczyć na wsparcie finansowe z UE? Jeśli tak, o jakich kwotach mówimy?

Byłem pod wrażeniem ich działalności i wszystkiego, co tam zobaczyłem, w tym jakości sprzętu, który jest nowoczesny. Produkcja jest w dużej mierze zautomatyzowana, co jest szczególnie istotne dla tego sektora. Polskie firmy sektora obronnego są dobrze zarządzane, mają odpowiednie zaplecze techniczne, ale musimy się przyczyniać do znacznego zwiększenia produkcji. Wszystkie drzwi są tutaj otwarte – nie tylko dla polskich, ale dla wszystkich wskazanych przez nas europejskich przedsiębiorstw produkujących amunicję. Dziś jest nieco za wcześnie, żebym mógł wskazać, jakie konkretnie wsparcie finansowe mogłyby otrzymać ze strony UE te przedsiębiorstwa. Ale mogę zapewnić, że takie firmy jak Dezamet są bardzo dobrymi kandydatami, żeby je otrzymać w przyszłości. Obecnie pracujemy w Komisji Europejskiej nad trzecim filarem tego planu, który znajdzie odzwierciedlenie w konkretnych przepisach. Chcemy jak najszybciej zaproponować odpowiedni akt dotyczący zwiększenia produkcji amunicji w UE, o czym w miniony piątek poinformowała przewodnicząca KE Ursula von der Leyen.

Głównym celem jest zwiększenie produkcji amunicji natowskiej kalibru 155 mm, ale czy UE zamierza również zwiększyć produkcję amunicji typu sowieckiego używanej w Ukrainie?

Tak, jak najbardziej. Zdecydowanie chcemy zwiększyć produkcję każdego rodzaju amunicji oraz sprzętu, który jest potrzebny zarówno Ukrainie, jak i nam. Nadal mamy w UE choćby czołgi oraz różnego rodzaju sprzęt, który używa tego rodzaju amunicji sowieckiego typu.

Kiedy mogą ruszyć inwestycje w przemyśle obronnym?

Chcemy, żeby te inwestycje ruszyły jak najszybciej, właściwie natychmiast. Czasu jest mało, ale państwa członkowskie muszą zwiększyć moce produkcyjne. Ostatecznie myślę, że będzie to raczej kwestia miesięcy niż lat.

Do tej pory kraje UE raczej przenosiły produkcję przemysłową poza kontynent, dziś chcemy jak najwięcej produkować sami – czy to będzie trwały zwrot, nie tylko w przemyśle obronnym?

Bardzo intensywnie pracujemy nad naszymi możliwościami przemysłowymi w Europie w wielu strategicznych obszarach. Udało nam się to zrobić chociażby na rynku półprzewodników, staramy się też zwiększać produkcję wszystkich czystych i neutralnych klimatycznie technologii. Teraz przyszedł czas na przemysł obronny i tak, myślę, że to będzie trwały zwrot. W dalszej kolejności z pewnością powinniśmy intensyfikować produkcję w obszarze medycyny czy surowców krytycznych. Musimy zwiększać naszą bazę przemysłową, a Polska jest pod tym względem bardzo dobrym kandydatem. Myślę, że Polska może odegrać bardzo ważną rolę w procesie reindustrializacji Europy.

Jednym z kluczowych wyzwań dla jednolitego rynku będzie zielona transformacja. Nie boi się pan, że tak restrykcyjne cele klimatyczne mogą nie zostać osiągnięte? Czy UE ma na to pieniądze?

Zielona transformacja jest absolutnie konieczna, aby osiągnąć nasz cel, jakim jest neutralność klimatyczna kontynentu do 2050 r. Po tym, jak Władimir Putin zdecydował się rozpocząć tę straszliwą wojnę, mamy tego jeszcze większą świadomość – chcemy wykorzystać tę okazję także do pozbycia się jakiejkolwiek zależności od Rosji, oczywiście przede wszystkim zależności energetycznej, bo widzimy, jak Rosja wykorzystuje to jako broń przeciwko Europie. Dlatego właśnie wojna w Ukrainie przyspieszyła proces odzyskiwania niezależności energetycznej od Rosji. Teraz musimy też podwoić moce produkcyjne energii, potrzebujemy na to dużo pieniędzy, ale jesteśmy gotowi. Mamy ustawę o bezemisyjnym przemyśle, musimy mówić o pełnej dekarbonizacji i będziemy walczyć ze zmianami klimatycznymi. Ale musimy także być w stanie zwiększyć naszą autonomię energetyczną, co jest obecnie zadaniem absolutnie krytycznym. Wiemy, że dziś płacimy za te wszystkie procesy wysoką cenę, ale naszym celem jest zdecydowane przyspieszenie osiągnięcia niezależności energetycznej.

Jaka będzie rola międzynarodowych partnerów w europejskiej zielonej transformacji? Mówi się o nowych umowach handlowych z Mercosurem, współpracy z USA i wreszcie o rozmowach UE z Chinami.

My nie jesteśmy protekcjonistami. Mamy i potrzebujemy międzynarodowych partnerów. Co ważne, straciliśmy część naszych zdolności do produkcji kluczowych komponentów w łańcuchach dostaw. Musimy być w stanie dostarczyć to, co jest potrzebne przemysłowi w początkowej fazie procesu produkcji. Potrzebujemy nowego podejścia geopolitycznego. Musimy zrozumieć, że Europa to potęga – jesteśmy silni, mamy duży kontynent, prawie 450 mln ludzi i jeden wspólny rynek. Chcemy współpracować z naszymi międzynarodowymi partnerami, ale stawiamy pewne warunki. Ważne, by wykorzystać siłę rynku wewnętrznego jako zwykłego narzędzia politycznego. Oczywiście powinniśmy być również otwarci na rozmowy z Chinami, ale nie bądźmy naiwni. Jesteśmy otwarci na współpracę, ale na zasadach partnerskich i zgodnie z naszymi celami, w tym celami klimatycznymi. Nie chcemy, aby kraje trzecie czerpały korzyści z naszego jednolitego rynku bez przestrzegania zasad i wymogów obowiązujących w całej UE. ©℗

Rozmawiał Mateusz Roszak