Ostre przesłuchanie w Kongresie i groźba całkowitego zakazu działania – tak amerykańscy politycy próbują poradzić sobie z TikTokiem. Unia kibicuje, Polska przygląda się z boku.

Pięć godzin – tyle czasu szef TikToka odpowiadał przed amerykańskim Kongresem. Platforma społecznościowa, która ma na świecie ponad miliard użytkowników, stoi u progu zakazu działania w Stanach Zjednoczonych.

Shou Zi Chew odpowiadał na pytania o ochronę danych osobowych amerykańskich użytkowników, dezinformację dotyczącą COVID-19, blokowanie informacji o masakrze na placu Tiananmen w Pekinie, powiązania z Komunistyczną Partią Chin, przepływy finansowe w spółkach czy zagrożenia dla dzieci. Kongresmeni byli wobec szefa platformy bardzo stanowczy, przerywali mu, a hasłem przewodnim wysłuchania stało się: tak czy nie? Kongresmeni powtarzali to wobec Chew wielokrotnie, gdy tylko próbował rozwinąć wypowiedź.

Osią konfliktu z platformą jest to, że spółka matka TikToka, ByteDance, pochodzi z Chin i jest uzależniona od wpływów Państwa Środka. Menedżer serwisu próbował odciąć się od tych informacji. Wyjaśniał, że platforma uruchomiła tzw. projekt Texas, który zapewni zamknięty obieg danych Amerykanów. – Amerykańskie dane będą trzymane na amerykańskiej ziemi, przez amerykańską spółkę, będą nadzorowane przez amerykański personel – mówił. Podobnie zresztą ma być do 2025 r. w Europie. Spółka właśnie inwestuje tu 1,2 mld euro, by otworzyć trzy centra danych i przenieść do nich wiadomości o europejskich użytkownikach.

Chew przypomniał też, że sam jest obywatelem Singapuru, a jego żona – Amerykanką. Zwracał uwagę, że TikTok pomaga w pozyskiwaniu klientow ok. 5 mln amerykańskich firm. Jego wysiłki nie przekonały jednak polityków. Niebezpodstawnie. Kiedy media opisały, że Biały Dom ponownie chce wymusić na ByteDance sprzedaż TikToka amerykańskiej spółce (takie zakusy były już w trakcie prezydentury Donalda Trumpa), zaprotestowała… strona chińska.

Przesłuchanie przed Kongresem więcej niż o spółce powiedziało jednak o samych amerykańskich politykach. Po pierwsze – o ich klęsce dotyczącej obrony prywatności obywateli USA. Przypomniano, że istnieją projekty przepisów mających uregulować wielkie platformy. Żaden z tych aktów nie został jednak przyjęty. – Wiem, że to przesłuchanie dotyczy TikToka, ale ja poświęcam uwagę szerzej rozumianym social mediom – mówił Frank Pallone (Partia Demokratyczna).

Po drugie, kongresmeni otwarcie porównali relacje chińsko-amerykańskie do stosunków ze Związkiem Radzieckim. „Mówi się, że to (przyzwolenie na działanie TikToka w USA – red.) jest jak gdyby pozwolić Związkowi Sowieckiemu produkować sobotnie kreskówki dla dzieci podczas zimnej wojny” – powiedziała szefowa komisji ds. energii i handlu Izby Reprezentantów Cathy McMorris Rodgers (Partia Republikańska). W podobnym tonie brzmiały wypowiedzi niemal wszystkich polityków.

Po trzecie, wreszcie przyznali, że mają z TikTokiem poważny problem m.in. dlatego, że pozwolili urosnąć nieamerykańskiej platformie tak bardzo, iż zaczęła mieć poważny wpływ na obywateli (TikToka ma 150 mln Amerykanów). Kongresmen z Teksasu Dan Crenshaw zwrócił się nawet z apelem do młodzieży: „Dane dają władzę. Oni mogą decydować, kiedy będziecie coś widzieć (...). Mogą sprawić, że będziecie wierzyć w rzeczy, które nie są prawdziwe. Mogą zachęcać do zachowań, które zniszczą wasze życie. Nawet jeśli to nie dzieje się teraz, może się dziać w przyszłości (...). I w każdym momencie oni mogą zażądać, by wszystkie dane TikToka były użyte, by zaprojektować algorytm AI, którego celem będzie promowanie chińskich interesów i zniszczenie naszego społeczeństwa” – przekonywał.

Chew nie pozostał dłużny. Zastosował wobec amerykańskich polityków chwyty, które są znane z zachowania wielkich korporacji w innych częściach świata, w tym w Europie. Jeszcze w trakcie wysłuchania zaznaczył, że potrzeba jasnych zasad dla wszystkich spółek technologicznych (czyli także pochodzących z USA Facebooka czy Google’a). Dzień później umieścił na TikToku filmik, w którym zwrócił się natomiast do użytkowników: „mam nadzieję, że informacją, dlaczego TikTok jest dla was ważny, podzielicie się z przyjaciółmi, rodziną i wybranymi politykami”.

Dziennikarka „The Washington Post” mówiła, komentując na żywo przesłuchanie: – (Młodzi Amerykanie – red.) są w szoku, bo zorientowali się, że ci starszej daty politycy, na których głosują, faktycznie mogą mieć wpływ na ich życie. Mogą im zabrać TikToka.

Rozmowy o tym, co zrobić z TikTokiem, trwają nie tylko w USA. Zakaz używania aplikacji na urządzeniach służbowych wprowadziły m.in. Komisja Europejska i Parlament Europejski. Polska natomiast wciąż nie wydała w sprawie jasnych deklaracji. Jak poinformowała Sylwia Czubkowska, autorka podcastu Techstorie, nad stanowiskiem popierającym blokadę platformy ma głosować Rada ds. Cyfryzacji przy KPRM. W stanowisku znalazł się zapis popierający działania analogiczne jak w USA i instytucjach UE. Czy premier weźmie go pod uwagę? Nie ma takiej gwarancji. Jak podał serwis Cyberdefence24.pl, KPRM będzie trzymał się linii, że już dziś pracownicy administracji państwowej nie mogą instalować bez zgody administratora żadnych aplikacji. Ci z kolei umieszczają na telefonach jedynie programy niezbędne do zadań służbowych. ©℗