Dzisiaj na Węgrzech powinny odbywać się centralne obchody dnia przyjaźni polsko-węgierskiej. Powinny, bowiem się nie odbywają. Ostatni raz na szczeblu centralnym prezydenci spotkali się w marcu 2019 r. w Kielcach.

W 2020 i 2021 r. obchody odwoływano z uwagi na pandemię COVID-19. Z kolei w 2022 r. Biuro Polityki Międzynarodowej w oświadczeniu informowało, że dni przyjaźni „zostały za obopólną zgodą przełożone, z powodu toczącej się w Ukrainie wojny, na późniejszy termin”. Pod tym enigmatycznym zwrotem kryła się polska reakcja na odmienne podejście Budapesztu do trwającej w Ukrainie wojny.

W lutym 2022 r. Polska i Węgry stanęły po dwóch stronach barykady. Sympatycy Węgier wierzyli, że podejście Budapesztu do wojny jest wynikiem wyłącznie politycznych kalkulacji. Tego, że w wyniku strachu przed wojną uda się Fideszowi wygrać wybory w kwietniu 2022 r. Ufano, że nazajutrz po wyborach Węgry dołączą do państw Zachodu i wesprą Ukrainę. Zarówno w zakresie dostaw broni, jak i poparcia aspiracji Kijowa związanych ze zbliżeniem z UE i NATO.

Tak się jednak nie stało. Intensywność polsko-węgierskich relacji zmalała, podobnie jak ich polityczna ranga. Dzisiaj trudno byłoby stać obok węgierskiej prezydent Katalin Novák i opowiadać o historycznym dziedzictwie polsko-węgierskich relacji.

Wydaje się uzasadnione twierdzenie, iż Budapeszt był przekonany, że Polska nie będzie zdolna do tak stanowczego opowiedzenia się po stronie Ukrainy i Zachodu. Był pewien, że niesnaski uda się przykryć frazami o zepsuciu UE, o ataku na suwerenność państwową czy chrześcijańską tożsamość. Tak odmiennego postrzegania rzeczywistości nie było nigdy. Nawet w czasach II wojny światowej, kiedy Węgry formalnie wspierały Państwa Osi, oba państwa były razem.

„Polska mogłaby włączyć się do wojny”, informuje czerwony pasek informacyjny w sympatyzującym z rządem portalu Origo. Tekstów o nadmiernym zaangażowaniu Polski w pomoc Ukrainie jest zresztą dużo więcej. Ostatnia krytyka dotyczy przekazywania Ukrainie myśliwców.

Wciąż pod tekstami polskich polityków bądź publicystów, którzy na łamach węgierskich mediów starali się tłumaczyć polskie stanowisko, znajdują się dziesiątki nieprzychylnych komentarzy. Nawet kiedy z okazji pierwszej rocznicy wybuchu wojny w ramach projektu „Opowiadamy Polskę światu” próbowano dotrzeć do węgierskich mediów z artykułem premiera Mateusza Morawieckiego, nie pojawił się on w mediach prorządowych, a opozycyjnych. Dopiero po pewnym czasie portale związane z gazetami prorządowymi zamieściły ten tekst nie tyle jako przedruk, co relację dotyczącą publikacji w innym medium. Trudność w dotarciu z przekazem ukazującym polską rację stanu do prorządowych mediów na Węgrzech ma jednak długą „tradycję”.

Tym co warto docenić i podkreślić, jest postępująca refleksja dotycząca polsko-węgierskich relacji. Warszawa zaczyna traktować Budapeszt z należnej jej pozycji – państwa, które prowadzi bardzo aktywną politykę na rzecz Ukrainy. Z prawego skrzydła sceny politycznej coraz głośniej słychać krytyczne głosy pod adresem Węgier. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia. Dziś to norma. ©℗