W kraju trwają protesty, ale Macron z decyzji się nie wycofuje. W tym tygodniu ma ostatecznie zostać przesądzone podniesienie wieku emerytalnego z 62 na 64 lata.

Francja ma dziś jeden z najniższych wieków emerytalnych w Unii Europejskiej. Wcześniej na emeryturę od Francuzów mogą obecnie przechodzić wyłącznie kobiety w Austrii, Bułgarii, Polsce, Rumunii oraz osoby objęte licznymi wyjątkami w Czechach i Słowenii. Najdłużej dziś pracują Grecy, Duńczycy i Włosi. Długofalowo większość państw UE zamierza podnosić wiek emerytalny lub już podjęło taką decyzję. Rekordowo w Danii od 2030 r. będzie możliwe przejście na emeryturę dopiero w wieku 68 lat. Państwa członkowskie zrównują także wiek emerytalny kobiet i mężczyzn – różnicowanie wieku ze względu na płeć ma jeszcze miejsce tylko w sześciu krajach. Francja natomiast, wprowadzając nowe przepisy, dopiero dobija do średniej unijnej.

W niedzielę 195 francuskich senatorów zagłosowało za podwyższeniem wieku emerytalnego z 62 do 64 lat, przeciwnych było 112. Do wejścia w życie nowych przepisów od 2023 r. pozostał rządowi Élisabeth Borne ostatni krok – rozpatrzenie gotowej ustawy przez wspólną komisję obu izb parlamentu, tj. Senatu oraz Zgromadzenia Narodowego. Komisja zajmie się reformą prawdopodobnie w środę lub w czwartek.

– To kluczowy krok do przeprowadzenia reformy, która zagwarantuje przyszłość naszego systemu emerytalnego – mówiła po zakończeniu głosowania w Senacie szefowa francuskiego rządu. Istotnie podniesienie wieku emerytalnego z 62 do 64 lat to pierwszy etap zaplanowanej i zapowiedzianej jeszcze w kampanii wyborczej przez Emmanuela Macrona reformy systemy emerytalnego. Wiek będzie podnoszony od przyszłego roku o trzy miesiące co roku, aż do 2027 r. Ostatecznym celem Pałacu Elizejskiego jest zrównanie się ze standardami Niemiec i Hiszpanii, czyli ustalenie wieku przejścia na emeryturę w wieku 65–66 lat.

Zarówno Macron, jak i rząd Borne nie wycofują się z realizacji reformy mimo trwających w całym kraju protestów. Przez niemal cały ubiegły tydzień w trakcie dyskusji parlamentarnej nad reformą trwały strajki i demonstracje kierowane przez francuskie związki zawodowe. W wyniku protestów wstrzymywany był zarówno ogólnokrajowy, jak i lokalny ruch pociągów oraz samolotów, zablokowane zostały porty morskie i doszło do zakłóceń w dostawach paliwa. Rekordowa frekwencja, według danych francuskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, miała miejsce podczas protestów tydzień temu, kiedy to na ulice wyszło prawie 1,3 mln ludzi – najwięcej od początku akcji protestacyjnej rozpoczętej w połowie stycznia. W sobotę natomiast, kiedy nad reformą debatował Senat, frekwencja wyniosła już tylko 370 tys. demonstrantów.

O ile protesty we Francji kierowane są zwykle przez związki zawodowe działające w sektorze gospodarki dotkniętym zmianą przepisów, o tyle wobec podwyższenia wieku emerytalnego związki połączyły swoje siły. We wspólnym oświadczeniu wezwały bowiem rząd do zorganizowania konsultacji obywatelskich, do których – w ich ocenie – nie doszło w ciągu procedowania nowych przepisów i zapowiedziały, że będą kontynuować swoje demonstracje w całym kraju. Tym bardziej że rośnie dla nich poparcie społeczne. Sondaże społeczne prezentowane przez różne ośrodki badawcze wskazują, że jedynie około jednej trzeciej francuskiego społeczeństwa popiera reformę przygotowaną przez Macrona i rząd Borne.

Kolejne demonstracje zapowiedziane są na środę, kiedy to najpewniej spotkają się posłowie oraz senatorowie na posiedzeniu wspólnej komisji, aby ostatecznie omówić ustawę przed finalnym głosowaniem, które ma odbyć się w czwartek. Emmanuel Macron nie jest jednak pewny głosowania w niższej izbie parlamentu – w Zgromadzeniu Narodowym, w którym jego partia nie dysponuje samodzielną większością. Do przeforsowania tam reformy wieku emerytalnego będzie potrzebne wsparcie prawie 40 posłów opozycyjnych. Wątpliwe, by reformę wsparło Zjednoczenie Narodowe czy lewica – rząd najpewniej będzie zabiegał jedynie o głosy Republikanów dysponujących 62 mandatami. Rząd może jednak zastosować specjalną tzw. procedurę 49,3, która umożliwiłaby przyjęcie nowych przepisów bez poddawania ich pod głosowanie w parlamencie. Jak na razie szefowa francuskiego rządu nie ogłosiła, że zamierza z niej skorzystać, jednak niewykluczone, że ostatecznie sięgnie po procedurę, jeśli nie powiodą się rozmowy z opozycją. ©℗