Kolejny kraj oficjalnie ostrzega przed chińską aplikacją, a jej właściciel jest gotów wydać 1,2 mld euro, by przekonać do siebie użytkowników

Krajowe Biuro Cyberbezpieczeństwa i Informacji Czech (NUKIB) ostrzega, że TikTok stwarza poważne ryzyko dla bezpieczeństwa urządzeń, zwłaszcza jeśli mają one dostęp do systemów infrastruktury krytycznej. Agencja nie wydała oficjalnego zakazu używania aplikacji, ale zaleciła przeprowadzenie analizy ryzyka dla wszystkich, którzy ze względu na charakter wykonywanej pracy muszą być szczególnie ostrożni w dziedzinie cyberbezpieczeństwa. „Obawy wynikają przede wszystkim z ilości i sposobu gromadzenia i przetwarzania danych użytkowników, a także, co nie mniej ważne, z otoczenia prawnego i politycznego w Chińskiej Republice Ludowej” – czytamy w oświadczeniu NUKIB. Chodzi o to, że spółka matka TikToka, czyli ByteDance została założona w Chinach i nadal prowadzi tam interesy.

Czechy są kolejnym krajem, który oficjalnie przestrzega przed platformą. Już wcześniej zrobiła to Holandia. Parlament Europejski, Rada Unii Europejskiej i Komisja Europejska wydały natomiast zakazy używania aplikacji na urządzeniach służących urzędnikom do komunikacji służbowej. Mają czas na jej usunięcie do środy.

Ryzyko dla bezpieczeństwa urządzeń

Choć oficjalnie tylko Czechy powołały się na chińskie pochodzenie firmy, prawdopodobnie to ono jest też przyczyną pozostałych zakazów. Chińskie korzenie stanowią obecnie największy problem dla platformy, a wizerunkowe odcięcie się od nich jest dziś najważniejszym celem spółki. Siedziba TikToka znajduje się w Singapurze, a jego dyrektor generalny Shou Zi Chew jest Singapurczykiem z pochodzenia. TikTok posiada biura m.in. w Los Angeles, Nowym Jorku, Londynie, Paryżu, Berlinie, Tel Awiwie, Dubaju, Bombaju, Dżakarcie, Seulu, Tokio i Warszawie. W komunikacji przedstawiciele firmy przedstawiają ją jako „globalną korporację”. Przekonanie partnerów, że TikTok nie ma nic wspólnego z Chinami, to jednak karkołomne zadanie. Zwłaszcza że jest tylko jednym z biznesów prowadzonych przez założoną w Chinach spółkę. Prowadzi ona jeszcze m.in. serwis społecznościowy Douyin, który działa tylko na chińskim rynku, oraz, również działający w Chinach i oparty na algorytmie rekomendacyjnym, informacyjny serwis Toutiao.

Poza próbą wizerunkowego odcięcia się od chińskich korzeni TikTok stara się też poprawić swoje notowania na Starym Kontynencie – właśnie ogłosił start nowego projektu, który ma zwiększyć zaufanie europejskich instytucji. „Clover” (ang. koniczyna) zakłada m.in. przeniesienie danych 150 mln europejskich użytkowników na serwery znajdujące się w Irlandii i Norwegii. Dziś są one przechowywane w Singapurze i USA, co rodzi problemy prawne związane z ich transferem. Nowe centra danych będą prowadzone przez zewnętrzne firmy, a TikTok chce wydać na tę przeprowadzkę 1,2 mld euro. Migracja ma potrwać do 2024 r.

Lepsze zabezpieczenie danych Europejczyków

Jak zapowiada Theo Bertram, wiceprezes TikToka ds. polityki publicznej, w ramach projektu dane Europejczyków mają też zostać lepiej zabezpieczone przed transferami poza kontynent. Mechanizm ma być audytowany przez „niezależną europejską firmę”. Jaką? Tego Bertram jeszcze nie zdradza – dopiero trwają na ten temat negocjacje.

Rozwiązania projektowane dla Europy są wzorowane na tych, które firma podejmuje już w Stanach Zjednoczonych. Tam audytorem i partnerem technologicznym stał się Oracle. TikTok musiał zawrzeć z nim umowę po tym, jak administracja Donalda Trumpa groziła właścicielowi aplikacji całkowitym zakazem prowadzenia działalności w USA. Ostatecznie groźby nie zostały spełnione. W ostatnich tygodniach sprawa TikToka jednak powróciła – podobnie jak w Europie, zakazują go na urządzeniach pracowniczych organy administracji.

Jak zapowiada Bertram, za technologicznymi zmianami niebawem ma pójść też ofensywa dyplomatyczna. Erich Andersen, konsul generalny TikToka, ma się pojawić m.in. w Wielkiej Brytanii, we Francji i w Belgii, by rozmawiać z urzędnikami o planach platformy i jej zgodności z unijnymi regulacjami. ©℗