Tysiące ofiar i zniszczona infrastruktura – Bliski Wschód mierzy się ze skutkami potężnego trzęsienia ziemi
Tysiące ofiar i zniszczona infrastruktura – Bliski Wschód mierzy się ze skutkami potężnego trzęsienia ziemi
Trzęsienie o magnitudzie 7,8 w skali Richtera nawiedziło wczoraj w nocy południową Turcję i północną Syrię. Niecałe 12 godzin później doszło do kolejnego nieco słabszego uderzenia. Oba trzęsienia odczuwalne były m.in. w Libanie, Iraku i na Cyprze.
Liczba ofiar śmiertelnych stale rośnie. Do zamknięcia tego wydania DGP wiadomo było, że w kraju Recepa Tayyipa Erdoğana zginęło ponad 1 tys. osób, a 5 tys. zostało rannych. Trzęsienie ziemi o podobnej sile, które nawiedziło turecki Izmit w 1999 r., zabiło ponad 17 tys. osób, a ponad ćwierć miliona zostawiło bez dachu nad głową. Na Haiti w 2010 r. zginęło ponad 316 tys. mieszkańców. Prezydent Erdoğan określił wczorajsze wydarzenia mianem najgorszej katastrofy od 1939 r., kiedy w wyniku trzęsienia zmarło ponad 32 tys. osób.
W Syrii według ministerstwa zdrowia do godz. 14 czasu polskiego zginęło 326 osób, a ponad 1 tys. zostało rannych. Działająca w północnej części kraju organizacja White Helmets mówi o co najmniej 220 dodatkowych zgonach na tamtejszym terytorium. – Zniszczenia są ogromne. Zawaliło się zbyt wiele budynków – mówi DGP Ismail al-Abdullah z White Helmets. W dotkniętym przez trzęsienie regionie przebywa ok. 4 mln przesiedleńców wewnętrznych. – Budynki, w których mieszkali, już wcześniej zostały zniszczone przez bombardowania. Inni żyli w namiotach, więc teraz tym bardziej nie mają gdzie się podziać – tłumaczy. Fared Al Mahlul, dziennikarz z regionu Idlib, dodaje, że mieszkańcy stracili dostęp do prądu i wody. „Temperatury spadają poniżej zera, tysiące ludzi będą w niebezpieczeństwie. Szczególnie kobiety i dzieci, które będą narażone na wykorzystywanie i znęcanie się, jeśli zostaną ponownie wysiedlone. Wiele osób w północno-zachodniej Syrii było przesiedlanych nawet 20 razy” – napisała w oświadczeniu dyrektorka ds. Syrii w organizacji pozarządowej International Rescue Committee Tanya Evans.
W akcji ratunkowej w Syrii uczestniczą mieszkańcy i lokalne grupy pomocowe. Do Turcji wyruszyła wczoraj ciężka grupa poszukiwawczo-ratownicza HUSAR Państwowej Straży Pożarnej. W jej skład wchodzi 76 strażaków i 8 psów ratowniczych. Podobne decyzje podjęły m.in. władze Chorwacji, Grecji, Francji i Holandii. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji nie odpowiedziało na pytanie DGP, czy podobne wsparcie udzielone zostanie Syryjczykom. Reuters donosi z kolei, że Unia Europejska jest gotowa zapewnić pomoc dotkniętym katastrofą mieszkańcom Syrii, ale nie otrzymała od tego kraju wniosku o uruchomienie unijnego mechanizmu ochrony ludności. Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że region kontrolowany jest przez siły opozycji, nie zaś reżim prezydenta Baszara al-Asada. A źródło DGP w Komisji Europejskiej tłumaczy, że takie prośby wychodzą zawsze ze strony władz państwowych. – Byłaby to bezprecedensowa sytuacja, gdyby regionalne ugrupowanie aktywowało ten mechanizm – mówi. I podkreśla, że UE współpracuje z organizacjami humanitarnymi w regionie, więc może upoważnić je do przekierowania części wsparcia humanitarnego do ofiar trzęsienia.
Akcje poszukiwawcze i ratunkowe utrudniają złe warunki pogodowe. Główne drogi w Turcji pokryte były wczoraj lodem i śniegiem. Stacje telewizyjne pokazywały mieszkańców, którzy – stojąc w piżamach na śniegu – obserwowali ratowników przekopujących się przez gruzy. A ci, którzy w pośpiechu próbowali opuścić dotknięte przez katastrofę regiony, doprowadzili do utworzenia korków utrudniających pracę ekip ratunkowych. Associated Press pisało, że władze wezwały mieszkańców, by nie wyjeżdżali na drogi. Schronienie znaleźć mogli za to w meczetach, które otworzyły swoje drzwi dla poszkodowanych.
Dwanaście godzin po pierwszym trzęsieniu wiadomo było o niemal 3 tys. zawalonych budynków na terenie Turcji. W nadmorskim mieście Iskenderun zniszczony został oddział intensywnej terapii lokalnego szpitala. Jak podaje dziennik Hürriyet Daily News, częściowo zawalił się też kilkunastowieczny zamek w Gaziantep i centrum handlowe w Diyarbakır.
Turecki przywódca, który znalazł się pod silną presją, by skutecznie zareagować na katastrofę w obliczu zbliżających się wyborów parlamentarno-prezydenckich, przekazał wyrazy współczucia i wezwał do jedności narodowej. „Mamy nadzieję, że wspólnie przejdziemy przez tę katastrofę tak szybko, jak to możliwe i z jak najmniejszymi szkodami” – napisał na Twitterze. Opozycja podważa jego wysiłki. „Jestem w regionie Iskenderun (...). Sytuacja jest bardzo zła. Minęło już tyle godzin, a prace ratownicze jeszcze się nie rozpoczęły. Nie ma z nami AFAD (Agencji ds. katastrof i sytuacji kryzysowych – red.) ani urzędników państwowych. Nie można rozdawać namiotów i koców. Nasi ludzie umierają. Mimo to nikt do nas nie przyszedł od 4 rano do 1 po południu” – cytował Suzan Şahin z opozycyjnej Republikańskiej Partii Ludowej turecki serwis BBC. Skutki tragedii będą odczuwalne długo. Szkoły w kilku tureckich prowincjach mają być zamknięte przez najbliższe dwa tygodnie. W Syrii działalność na 48 godzin zawiesiła z kolei rafineria ropy naftowej Baniyas – podała państwowa agencja informacyjna SANA. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama