3 stycznia zostanie zaprzysiężony nowy Kongres. Dojdzie w nim do jednej zasadniczej zmiany – Izba Reprezentantów nie będzie już kontrolowana przez prezydenckich demokratów, lecz republikanów. A ci nie tylko będą mieli w niej przewagę dziewięciu kongresmenów, lecz także przejmą kluczowe komisje. Nic nie będzie stało na przeszkodzie, by zaprowadzili zapowiadany ściślejszy nadzór nad środkami przekazywanymi naszym wschodnim sąsiadom (nie są nawet wykluczone parlamentarne śledztwa). Większość lojalistów Donalda Trumpa, a ich od stycznia na Kapitolu zobaczymy więcej niż w odchodzącym Kongresie, idzie nawet o krok dalej i jest za znacznym ograniczeniem wsparcia dla Ukrainy. Zamiast tego – jak proponują – pieniądze mają zostać przeznaczone na ochronę południowej granicy USA, gdzie trwa poważny kryzys migracyjny.
Dryf prawicowego elektoratu w kierunku skupienia się na „sprawach Ameryki” od kilku miesięcy widać w sondażach. Z badania think tanku Chicago Council on Global Affairs wynika, że na wiosnę 80 proc. wyborców republikanów deklarowało poparcie dla wysyłania Ukrainie pomocy wojskowej. W lipcu odsetek ten spadł do 68 proc., a w listopadzie do 55 proc. Gdy prawdopodobny przyszły szef Izby Reprezentantów Kevin McCarthy zapewniał w kampanii, że „nie będzie czeków in blanco”, jeśli republikanie wygrają wybory, to wypowiadał po prostu słowa, których oczekuje znaczna część elektoratu jego partii.