Zniesienie przez amerykański Sąd Najwyższy konstytucyjnego prawa do aborcji wyraźnie wpłynęło na dane demograficzne.

Zniesienie konstytucyjnego prawa do aborcji w czerwcu przez Sąd Najwyższy sprawi, że w Stanach Zjednoczonych urodzi się w tym roku o kilkadziesiąt tysięcy więcej dzieci, niż oczekiwano – przewidują organizacje pozarządowe. Przy 3,5 mln noworodków w skali roku liczba ta może się wydawać niezbyt pokaźna, ale znaczenie ma to, że przyrost nie zostanie rozłożony równomiernie między wszystkie stany. Wzrosty dotyczą głównie tych, gdzie po wyroku SN zaostrzono przepisy aborcyjne. W Arkansas szacuje się, że z powodu decyzji najważniejszego sądu w USA nowo narodzonych może być aż o 3 proc. więcej.
Po uchyleniu w tym roku przełomowego orzeczenia w sprawie Roe vs Wade z 1973 r. (aborcja została wtedy uznana w USA za legalną przez cały okres ciąży, ale stany mogły w niektórych przypadkach nakładać własne ograniczenia) w kilkudziesięciu regionach wprowadzono niemal całkowity zakaz przerywania ciąży. Według szacunków w ciągu półrocza co najmniej 65 klinik aborcyjnych zawiesiło działalność, a liczba legalnie usuwanych ciąż spadła w skali kraju o ok. 6 proc. (oficjalnie według rządowych danych w ostatnich latach wykonuje się nieco ponad 600 tys. aborcji rocznie). Caitlin Myers, profesor ekonomii w Middlebury College w Vermoncie, tłumaczyła magazynowi „The Atlantic”, że niemal co czwarta kobieta z „restrykcyjnych stanów” chcąca przerwać ciążę z różnych przyczyn nie ma obecnie możliwości wyjechać do miejsca, które to zapewnia. Wiele z nich decyduje się na donoszenie ciąży.
Tymczasem stany z najbardziej restrykcyjną polityką aborcyjną mają w USA najniższe standardy opieki okołoporodowej. Spośród sześciu stanów z najwyższym współczynnikiem umieralności niemowląt wszystkie w praktyce zakazały aborcji we wszystkich okolicznościach z wyjątkiem ratowania życia kobiety. Najgorsze pod tym względem jest Missisipi, gdzie liczba zgonów niemowląt przypadająca na 1000 urodzeń żywych wynosi 8,4. Kolejne są Luizjana (7,7) oraz Arkansas (7,3). Współczynniki te są około dwukrotnie wyższe niż w bogatszych i bardziej liberalnych stanach na Wschodnim i Zachodnim Wybrzeżu (w Vermoncie 3,2, a Kalifornii 4,1). Dla porównania w Polsce wskaźnik ten wynosi 4,4. Analiza agencji Associated Press wykazała też, że stany z najmniej liberalnymi przepisami są także najmniej sprzyjającymi do posiadania i wychowywania zdrowych dzieci.
Przed rządzonymi przez konserwatystów stanami ograniczającymi aborcje stoi wyzwanie zasypania wieloletnich nierówności w jakości opieki medycznej i zapewnienie bezpieczeństwa kobietom i dzieciom. System będzie dodatkowo obciążony, bo przy spodziewanym wyżu demograficznym więcej matek, rodzin i dzieci będzie potrzebować dodatkowej pomocy. Wielu konserwatystów po zadowalającym ich wyroku Sądu Najwyższego za punkt honoru stawia sobie teraz zapewnienie tego wsparcia. – Musimy się zjednoczyć jak nigdy dotąd, aby wspierać kobiety i nastolatki stojące w obliczu nieoczekiwanej lub niechcianej ciąży – mówił po wyroku SN Brad Little, republikański gubernator Idaho. Wtórował mu jego partyjny kolega Asa Hutchinson, gubernator Arkansas. – Państwo, które aspiruje do bycia pro-life, musi chronić najbardziej bezbronnych na każdym etapie życia – zapowiedział w sierpniu.
Konserwatyści mają różne pomysły. W Ohio gubernator Mike DeWine proponuje zniesienie podatku od pieluch i artykułów dziecięcych, w Missisipi dodatkowe środki mają być przeznaczone na centra kryzysowe i specjalne infolinie. Demokraci i liberałowie uważają, że ważniejsze jest poszerzenie dostępu do państwowego programu Medicaid, który zapewnia opiekę medyczną kilkudziesięciu milionom mniej majętnych Amerykanów. Mimo wyroku SN władze wielu stanów odmawiają takiego kroku, argumentując to m.in. kwestiami gospodarczymi. Równocześnie środowiska lewicowe apelują o wprowadzenie powszechnej edukacji seksualnej, dowodząc, że wskaźnik nastoletnich ciąży jest najwyższy w stanach, gdzie w szkołach jej nie ma (na czele tej statystyki są Arkansas i Missisipi). ©℗