Niewielu obywateli Tunezji zdecydowało się oddać głos w sobotnich wyborach do parlamentu. Frekwencja wyniosła niecałe 9 proc. Max Gallien z brytyjskiego Instytutu Studiów nad Rozwojem napisał na Twitterze, że kraj jest „na dobrej drodze do odnotowania najniższej frekwencji w jakichkolwiek wyborach we współczesnej historii świata”. Dotychczas rekordzistami byli Haiti, z 18-proc. frekwencją w 2015 r., i Afganistan, gdzie w 2019 r. głosowało 19 proc. uprawnionych.
Większość partii politycznych zdecydowała się na bojkot, uznając głosowanie za krok wieńczący drogę prezydenta Kajsa Su’ajjida do autokracji. W lipcu 2021 r. zdymisjonował on rząd premiera Hiszama Maszisziego i zawiesił działanie parlamentu. W kolejnych miesiącach ogłosił, że będzie rządził na mocy dekretów i opublikował „polityczną mapę drogową” zakładającą m.in. przeprowadzenie referendum konstytucyjnego. Zmiany uwzględniały usunięcie wprowadzonego w wyniku arabskiej wiosny z początku poprzedniej dekady hybrydowego systemu parlamentarno-prezydenckiego na rzecz systemu prezydenckiego podobnego do tego, który obowiązywał przed rewolucją w 2011 r.
Przeciwnicy tunezyjskiego przywódcy określali jego działania mianem zamachu stanu. Politycy i działacze opozycji są oskarżani o zdradę czy szpiegostwo. W sobotę Su’ajjid mówił, że Tunezja „zrywa z tymi, którzy zniszczyli kraj”. – Ci, którzy zostali dziś wybrani, powinni pamiętać, że są obserwowani przez swoich wyborców i jeśli nie sprostają zadaniu, ich mandat zostanie odebrany – komentował, oddając głos w lokalu wyborczym w Tunisie. W miejsce tradycyjnych partii, na które Su’ajjid zrzucił odpowiedzialność za kryzys gospodarczy, prezydent zachęcił osoby prywatne do startu w wyborach z programami mającymi – jego zdaniem – służyć ich najbliższej społeczności. W rezultacie o 161 miejsc w parlamencie walczyło ponad tysiąc samofinansujących się kandydatów.
Doprowadziło to do wyjątkowej sytuacji, w której wielu wyborców nie wiedziało nawet, kto startuje. W niektórych okręgach na kartach do głosowania znajdował się tylko jeden kandydat. Z powodu nieobecności dużej części partii politycznych okres przedwyborczy był wyjątkowo spokojny. Niektórzy uprawnieni do głosowania nie wiedzieli nawet, że wybory się w ogóle odbywają.
Pogrążona w kryzysie gospodarka jest jednym z powodów, dla których mieszkańcy nie udali się do urn wyborczych. Według krajowego instytutu statystycznego inflacja wynosi obecnie w Tunezji prawie 10 proc., a stopa bezrobocia plasuje się na poziomie ponad 15 proc. Pandemia koronawirusa oraz skutki inwazji Rosji na Ukrainę doprowadziły do gwałtownego wzrostu cen pszenicy i innych importowanych towarów. W sklepach zaczęło brakować podstawowych produktów – mleka, cukru, ryżu czy wody mineralnej.
Mleko zostało niedawno dodane do długiej listy racjonowanych produktów spożywczych. W Tunezji cena mleka jest ustalana przez państwo, które częściowo dotuje sektor mleczarski, by wesprzeć konsumentów. Ale w ostatnich latach koszty produkcji poszły w górę i wielu rolników ponosi straty. Jesienią Tunezyjczycy za litr mleka płacili 1,35 dinara (1,89 zł), podczas gdy koszt produkcji wynosił 1,8 dinara. Fiaskiem zakończyły się negocjacje władz kraju z Międzynarodowym Funduszem Walutowym w sprawie pożyczek. Liczący milion członków związek zawodowy UGTT, który w przeszłości był w stanie paraliżować gospodarkę strajkami, nie zgodził się m.in. na żądanie MFW dotyczące obniżenia płac w sektorze publicznym.
Opozycyjna koalicja Front Ocalenia wezwała w sobotę Su’ajjida do rezygnacji. Przekonywała, że stracił legitymację do rządzenia. Front składający się z kilku partii, w tym islamistycznej An-Nahdy, która była największym ugrupowaniem w poprzednim parlamencie, wezwał do „masowych protestów, by domagać się rozpisania nowych wyborów prezydenckich”. Choć ugrupowania przeciwne prezydentowi krytykowały wcześniej jego program polityczny, nie nawoływały nigdy do rezygnacji z urzędu. – To, co się dziś stało, jest trzęsieniem ziemi. Od tego momentu uważamy Su’ajjida za nielegalnego prezydenta i żądamy, by po tym fiasku podał się do dymisji – komentował lider Frontu Nadżib asz-Szabi. ©℗