Pretekstem do ogólnonarodowej debaty na temat roli kobiet na froncie okazał się charytatywny kalendarz.

6 grudnia, w Dzień Sił Zbrojnych Ukrainy (ZSU), należący do eksprezydenta Petra Poroszenki 5 kanał rozpoczął sprzedaż kalendarza ze zdjęciami uzbrojonych, ale nagich pracowniczek telewizji. Kierownictwo kanału ogłosiło, że planuje zebrać 1 mln hrywien (125 tys. zł) i kupić za nie środki łączności dla wojska. Fotografie nie są wulgarne, nie widać na nich twarzy ani miejsc intymnych, ale wywołały dyskusję na temat instrumentalizacji kobiecego ciała i – szerzej – gotowości armii do przyjmowania kobiet w swoje szeregi. W ZSU służy obecnie kilkadziesiąt tysięcy kobiet, ale dopiero niedawno zaczęto przygotowywać żeńskie kroje mundurów. Brakuje też sprawnych procedur w przypadku oskarżeń o nadużycia seksualne.
Przeciw inicjatywie wystąpiły środowiska kobiece. „Kategorycznie potępiamy taki sposób zbiórki pieniędzy na potrzeby armii i uważamy tę akcję za wypełnioną dyskryminacyjnymi i seksistowskimi narracjami. Niweluje ona pracę, jaką wykonują media i społeczeństwo obywatelskie, by kobiety w Ukrainie, w tym wojskowe, nie były traktowane jako obiekty seksualne. Żołnierki same często spotykają się z seksizmem oraz przemocą seksualną” – czytamy w oświadczeniu przedstawicielek środowiska medialnego, w tym korespondentek wojennych. – Kalendarz skupia uwagę na kobiecie jako na trofeum wojennym – tłumaczyła inicjatorka odezwy Chrystyna Kit, szefowa Stowarzyszenia Prawniczek Ukrainy Jurfem. – Tam nie ma nie wiadomo jakiej erotyki, wszystko zostało zrobione w sposób maksymalnie artystyczny. Ataki organizacji obywatelskich są niezasłużone – odpowiedziała jej prezenterka 5 kanału Kateryna Kelbus.
Niczego złego w inicjatywie nie dostrzegł rzecznik praw obywatelskich Dmytro Łubineć. – Jeśli nie podoba ci się, co widzisz w kalendarzu, to go nie kupuj, a znajdź inny sposób wsparcia ZSU. To w założeniu nie może nikogo obrażać ani niczego naruszać – oświadczył. A Tetiana Czornowoł, była posłanka, a obecnie dowódczyni plutonu w szeregach ZSU, zapewniła, że nigdy nie spotkała się z przypadkami seksizmu. Innego zdania jest Marta Hawryszko, historyczka zajmująca się naukowo przypadkami przemocy seksualnej podczas II wojny światowej. „Akcja legitymizuje instrumentalizację kobiecego ciała i seksualności w «interesach narodowych». A to ma wpływ na zamilczanie molestowania seksualnego w armii” – napisała, przypominając, że formalnie ukraińskie żołnierki zgłosiły dotychczas jedynie dwa przypadki molestowania. „Obie kobiety nie wywalczyły sprawiedliwości, a Wałerija (Sikał – red.) rozczarowana opuściła armię” – czytamy.
We wrześniu platforma United24 podała, że w szeregach ZSU służy 50 tys. kobiet stanowiących 22 proc. stanu osobowego, z których 37 tys. nosi mundury (w tym 5 tys. przebywa na pierwszej linii frontu), a 13 tys. zajmuje stanowiska cywilne. Wśród nich jest gen. Tetiana Ostaszczenko, dowodząca Siłami Medycznymi ZSU. – Tutaj nie jesteś kobietą, tylko żołnierką, pracowniczką medyczną, wolontariuszką. Wojna nie ma płci – mówiła „Ukrajinśkiej prawdzie” Marharyta Riwnaczenko, która po rozpoczęciu inwazji zaciągnęła się do obrony terytorialnej. Jednak siły zbrojne wciąż nie są gotowe na taką liczbę kobiet. Brakuje choćby mundurów uwzględniających różnice w budowie kobiet i mężczyzn. – Można chodzić w męskich, ale trudno je dobrać. Noszę spodnie jednego rozmiaru, a kurtkę innego. Wymieniamy się: ja ci górę, ty mi dół – opowiadała „Ukrajinśkiej prawdzie” saperka Łesia Łytwynowa. – Mundur wisiał na mnie jak spadochron, spodnie musiałam przerabiać – mówiła kanałowi ICTV inna żołnierka Natalija Kołodij.
Inne kobiety przewiązują zbyt luźne miejsca dodatkowymi pasami albo kupują wojskową odzież na własną rękę. Problem jest zwłaszcza z ubraniami w rozmiarach XS i S. „W 2020 r. wydałam 1800 hrywien (po ówczesnym kursie 270 zł – red.). Niewielkie pieniądze, ale szkoda mi już było czasu na szukanie krawców” – pisała Jaryna Czornohuz, żołnierka piechoty morskiej (kalendarz 5 kanału wywołał u niej „uczucie zniesmaczenia i braku szacunku dla samej siebie”). Czornohuz chwaliła lipcową zapowiedź wprowadzenia regulaminowego umundurowania dla kobiet, a w rozmowie z ukraińską redakcją BBC dodawała, że „brak wygodnych mundurów kobiecych w dziewiątym roku wojny z Rosją to świadectwo lekceważenia kobiet w armii”. Dotychczas oddzielne mundury przewidywano jedynie dla stroju paradnego, nieprzydatnego w warunkach bojowych, bo zawierającego spódnice. Na razie resort obrony zamówił do testów trzy warianty kobiecych mundurów polowych, które w bliskiej przyszłości mają zostać szerzej wprowadzone. ©℗