Liczba spraw skierowanych do sądów z paragrafu dotyczącego dyskredytacji rosyjskiej armii sięga już 5 tys. Najczęściej zapadają kary grzywny.

Sądy wyznaczają kary administracyjne

Praktycznie nie ma dnia, by ktoś w Rosji nie miał problemów z prawem za wyrażenie niezadowolenia z trwającej wojny z Ukrainą. W większości przypadków, zgodnie z obowiązującymi od 4 marca przepisami, sądy wyznaczają kary administracyjne w postaci grzywien o równowartości kilku tysięcy złotych.
W poniedziałek sąd obwodowy w Tiumeni skierował do ponownego rozpatrzenia sprawę Alisy Klimientowej, która napisała na asfalcie „Niet w…e!” (Nie dla w…y!). Sąd pierwszej instancji umorzył postępowanie, ponieważ – przynajmniej tak brzmiało uzasadnienie – uwierzył w zapewnienia kobiety, że miała na myśli hasło „Niet woble”, a nie „Niet wojnie”. „Wobła” to po rosyjsku płoć kaspijska, gatunek ryby żyjącej w największym jeziorze świata. Klimientowa dowodziła w sądzie, że kierowała się niechęcią do ryb. Jak komentowali zwolennicy ruchów antywojennych, udało jej się trafić na sędziego, który wykorzystał dowolny podsunięty pretekst, by nie karać za sprzeciw wobec agresji. Policja odwołała się jednak od orzeczenia, a drugi sędzia nie był już tak wyrozumiały. W międzyczasie hasło wzbudziło furorę w rosyjskim internecie; celebrytka Ksienija Sobczak wypuściła linię odzieży z hasłem „Niet woble”, a satyryk Siemion Slepakow nagrał piosenkę pod tym tytułem.
Podobne przejawy represji stara się na bieżąco śledzić serwis OWD-Info. Tylko wczoraj do południa dziennikarze portalu przytoczyli cztery kolejne przypadki związane ze ściganiem krytyki wojska. Sąd w Moskwie orzekł wobec Leonida Lapunowa karę 70 tys. rubli (5215 zł) za dyskredytację i naruszenie porządku zgromadzeń publicznych za jednoosobową pikietę z 16 listopada, na którą mężczyzna przyniósł plakat o treści „Niet wojnie”. 30 tys. rubli (2235 zł) ma zapłacić Oleg Bielajew z Włodzimierza, który na swoim profilu w serwisie WKontaktie zamieszczał takie hasła, jak „Niet wojnie!”, „Niet mogilizacyi!” (nie dla mogilizacji, nawiązującej do mobilizacji i mogiły) i „Rossija biez Putina!”. Bielajew twierdzi też, że policja zmusiła go do usunięcia wywrotowych wpisów. Z kolei Anna Stiepanowa, działaczka ekologiczna z Archangielska, odpowie za dyskredytację armii już po raz trzeci. Poprzednio nakazano jej zapłatę dwóch grzywien po 30 tys. rubli za posty w sieci i antywojenny komentarz dla niemieckich dokumentalistów. Na razie nie wiadomo, co tym razem inkryminują jej śledczy. Stiepanowa wyjechała z Rosji, postępowanie będzie zaoczne.
Czwarty przypadek jest bardziej optymistyczny. Artiom Czerniej z Włodzimierza wygrał w apelacji i nie musi płacić 30 tys. rubli za antywojenne wpisy na WKontaktie. „Nigdy nie jest za późno, by zatrzymać się i powiedzieć «nie» przelewowi krwi, działaniom wojennym, dehumanizacji, propagandzie, żonglerce słowami. Teraz ważne jest jedno: zatrzymać rozlew krwi i usiąść przy stole negocjacyjnym. Powinniśmy mówić, że jesteśmy przeciwni wojnie. Powinniśmy trzymać się razem” – pisał w jednym z nich, choć nie wiadomo, czy ten konkretny wpis znalazł się w obciążającym Czernieja materiale dowodowym. Wygrana włodzimierskiego urbanisty jest zdarzeniem niecodziennym. Gazeta „RBK” przeanalizowała orzeczenia w sprawach związanych z dyskredytacją sił zbrojnych. Według danych na 19 października w pierwszej instancji w 2538 przypadkach orzeczono kary administracyjne, 305 razy cofnięto do uzupełnienia wnioski o ukaranie, a 138 spraw zakończyło się umorzeniem. W drugiej instancji 950 orzeczeń utrzymano, a 35 cofnięto. W sumie do sądów trafiło ok. 4800 spraw. Według zebranych przez „RBK” statystyk najwięcej trafia do sądów w dużych miastach: Moskwie (632 sprawy) i Petersburgu (247).

Moskwa. Centrum rosyjskich nastrojów protestacyjnych

Stolica jest uznawana za centrum rosyjskich nastrojów protestacyjnych, z kolei dawny Leningrad słynie z podwyższonej represyjności. Dalej idzie położony nieopodal strefy działań wojennych Kraj Krasnodarski (164), okupowany Krym (140) i graniczący z Polską obwód kaliningradzki (123). W większości ofiarami rosyjskiego systemu sprawiedliwości padają obywatele publikujący antywojenne wpisy w internecie, wychodzący na ulice z pacyfistycznymi hasłami, umieszczający podobne treści na odzieży i plecakach. Antopolożka Aleksandra Archipowa, która bada tego typu przypadki, przytacza też przykłady publicznego prezentowania okładki książki „Wojna i pokój” Lwa Tołstoja, nieprawomyślnego kazania w cerkwi, użycia słowa „front” w internecie (w oficjalnej terminologii stosuje się zwrot „linia kontaktu”, podobnie jak wojna jest określana mianem specjalnej operacji wojskowej), oplucia znaku z symbolizującą agresję na Ukrainę łacińską literą Z, a nawet „wyrażania milczącego poparcia” dla protestów czy deklamowania wiersza Nikołaja Niekrasowa. W tej ostatniej sprawie ukarano Lubow Summ, tłumaczkę m.in. Salmana Rushdiego na rosyjski, za wiersz „Wnimaja użasam wojny” (Słuchając okropności wojny) z 1855 r.