Netanjahu ogłasza sukces wyborczy. Koalicję chce budować z radykałami.

„Odzyskamy to państwo” – przekonywał po zamknięciu lokali wyborczych Itamar Ben-Gewir z partii Żydowska Siła. Skrajnie prawicowy polityk jest prawdopodobnie największym zwycięzcą tegorocznych wyborów do Knesetu. Po podliczeniu 97 proc. głosów (pełne wyniki nie były znane do zamknięcia tego wydania DGP) jego koalicji – w skład której wchodzi także Partia Religijnego Syjonizmu – przypadło 14 miejsc w 120-osobowym parlamencie. To wzrost o osiem mandatów w porównaniu z wyborami z marca ubiegłego roku. „Wystarczyły cztery cykle, by znormalizować Ben-Gewira. Po piątych jest już gwiazdą” – stwierdził wczoraj Jacob Magid z dziennika „Times of Israel”. Niegdyś marginalizowany, we wtorek przed lokalem wyborczym witany był okrzykami „przyszły premier”.
Ben-Gewirowi po raz pierwszy udało się dostać do Knesetu – po trzech nieudanych kampaniach – dopiero w ubiegłym roku. Jego pozycję wzmocniła wówczas współpraca z przywódcą Religijnego Syjonizmu Becalelem Smotriczem. Już wtedy Binjamin Netanjahu zachęcał Izraelczyków do głosowania na zbudowaną przez nich koalicję. Byłemu premierowi zależało bowiem, by skrajna prawica przekroczyła próg wyborczy.
Obrana przez „Bibiego” strategia zdaje się przynosić rezultaty, bo po roku spędzonym w opozycji polityk najprawdopodobniej odzyska fotel premiera. – Dziękuję wyborcom za ogromne wotum zaufania – powiedział. Poparcie dla kierowanego przez byłego szefa rządu Likudu plasuje się od lat na zbliżonym poziomie. Po przeliczeniu większości głosów jego partii przypadło od 31 do 32 mandatów. W 2021 r. otrzymała ich 30, a w 2020 – 36. Ale dzięki sojuszowi z Ben-Gewirem kierowany przez Netanjahu blok prawicowych ugrupowań – jeśli dojdzie do skutku – będzie mógł cieszyć się większością ok. 65 głosów w Knesecie. Utworzony w czerwcu 2021 r. sojusz Ja’ira Lapida i Naftalego Bennetta zdobyć miał ich tym razem zaledwie 50.
Po głosowaniu Ben-Gewir ślubował „działać przeciwko osobom rzucającym bombami i kamieniami”. Przekonywał, że będzie dążył do rozróżnienia między syjonistycznymi obywatelami kraju a tymi, którzy – jego zdaniem – chcą podważyć istnienie Izraela. „Śmierć terrorystom” – wtórował mu tłum. Polityk w rządzie Netanjahu miałby objąć stanowisko ministra ds. bezpieczeństwa wewnętrznego. Zajmowałby się m.in. nadzorem policji.
Można zakładać, że pod jego rządami kraj odnotuje wzrost brutalności służb mundurowych. Tylko w zeszłym miesiącu Ben-Gewir trafił na pierwsze strony gazet, gdy został sfilmowany, jak wyciąga broń w kierunku Palestyńczyków, którzy rzucili w niego kamieniem podczas wizyty w arabskiej części okupowanej Jerozolimy. Polityk wezwał policję do zastrzelenia sprawców.
Zwolennicy rządzącej dotychczas koalicji premiera Lapida potępili go w środę za niepowodzenia w kampanii wyborczej. Jak pisze „Times of Israel”, Lapid nie umiał odpowiednio zmobilizować ugrupowań wchodzących w skład sojuszu. Przywódca Jesz Atid miał zamiast tego skupić się na wzmacnianiu pozycji własnej partii. Ta zajęła drugie miejsce po Likudzie, zdobywając po przeliczeniu 97 proc. głosów 24 mandaty. Do Knesetu najpewniej nie weszła za to sojusznicza partia Merec, plasując się tuż poniżej progu wyborczego. „Zachował się lekkomyślnie, nie zarządzał blokiem, nie zadbał o Arabów, ani umowy nadwyżkowe” – cytował anonimowe źródło w środowisku Lapida kanał dwunasty izraelskiej telewizji. Porozumienia nadwyżkowe pozwalają partiom, które przekraczają próg, dzielić się głosami z innymi ugrupowaniami.
Choć do parlamentu udało się wejść arabskiej partii Ra’am (wchodzącej w skład utworzonej w 2021 r. koalicji Lapida), wyniki dla Palestyńczyków korzystne nie są. „Izraelczycy skłaniają się ku większemu ekstremizmowi, co oznacza, że wzrośnie agresja przeciwko naszym ludziom” – komentował w rozmowie z Reutersem rzecznik kontrolującego Strefę Gazy Hamasu Hazem Kassem. „Bibi” utrzymuje, że będzie inaczej. „Stworzę rząd narodowy, który będzie dbał o wszystkich (...). Izrael jest bowiem państwem, które szanuje wszystkich swoich obywateli” – przekonywał po głosowaniu. Mimo to analitycy twierdzą, że Netanjahu będzie prowadzić twardą politykę, by utrzymać wsparcie Ben-Gewira i jego skrajnie prawicowych sojuszników. Lapid ostrzegał, że na współpracy radykałów poza społecznością arabską najbardziej ucierpią kobiety i osoby LGBT.
Do urn udało się 71,3 proc. wyborców. To według izraelskiej centralnej komisji wyborczej najwyższa frekwencja od 2015 r. W najbliższych dniach prezydent kraju Jicchak Herzog wybierze lidera, który otrzyma mandat do utworzenia rządu. Zazwyczaj zostaje nim przywódca partii, która zdobyła najwięcej głosów lub otrzymała najwięcej rekomendacji od ustawodawców.
Polityk ten będzie miał na zakończenie negocjacji z poszczególnymi ugrupowaniami sześć tygodni. Izraelskie media ostrzegają, że jeśli „Bibiemu” faktycznie uda się sojusz zbudować, kraj wkrótce mogą czekać kolejne – szóste na przestrzeni ostatnich czterech lat – wybory.