Trwające od dwóch tygodni protesty nie dotyczą już wyłącznie praw kobiet. Irańczycy manifestują sprzeciw wobec władzy ajatollahów

Fala kobiecych protestów, którą zapoczątkowała śmierć zatrzymanej przez policję moralności za niewłaściwe nakrycie głowy 22-letniej Kurdyjki Mahsy Amini, doprowadziła już do śmierci ponad 75 osób. Zatrzymanych miało zostać 1200 osób demonstrujących w ponad 40 miastach przeciwko obowiązkowi noszenia hidżabu. Protesty wybuchły prawie dwa tygodnie temu w irańskim Kurdystanie. – Dziś odbywają się nawet w północnej prowincji Mazandaran, która nigdy nie była szczególnie aktywna – mówi w rozmowie z DGP Sylwia Surdykowska-Konieczny, iranistka z Uniwersytetu Warszawskiego.

Niezmienna narracja

To nie pierwszy raz, kiedy Irańczycy masowo wychodzą na ulice w nadziei na wzniecenie rewolucji. W listopadzie 2019 r. podwyżki cen benzyny o 50 proc. doprowadziły do zamieszek w 21 miastach. Według Amnesty International śmierć poniosło wówczas 106 protestujących. To były najbardziej krwawe manifestacje od 10 lat, ale nie przyniosły zmiany władzy. Teraz może być podobnie. – Protesty w ciągu ostatnich 10–15 lat za każdym razem trwały wiele dni czy nawet tygodni, ale reżim ostatecznie utrzymywał się u władzy, bo nie cofał się przed użyciem przemocy – tłumaczy nam Alex Vatanka z Middle East Institute.
Narracja irańskich przywódców się zresztą nie zmieniła. – W ubiegłym tygodniu prezydent Ebrahim Ra’isi przemawiał na szczycie ONZ. Z łatwością używał zwrotów takich jak „prawa kobiet” czy „prawa człowieka”, krytykując Stany Zjednoczone i Kanadę za ich nieprzestrzeganie. Pokazuje to, że reżim wciąż posługuje się tą samą retoryką, uznając wydarzenia w Iranie za przypadkowy incydent. System sam w sobie wadliwy ich zdaniem nie jest – podkreśla Surdykowska-Konieczny. Rząd głosi, że demonstracje to efekt spisku Zachodu, a nie społecznego oburzenia. Szybko zablokował mieszkańcom dostęp do internetu, uniemożliwiając korzystanie z takich platform, jak Instagram czy WhatsApp. To za ich pośrednictwem kobiety organizowały się oraz publikowały zdjęcia i nagrania z protestów, uwidaczniając brutalność walczącej z nimi policji. Zdaniem ekspertów gniew społeczeństwa jest jednak zauważalnie głębszy niż w latach poprzednich.
Prorządowe manifestacje w Iranie po śmierci Mahsy Amini / PAP/EPA / ABEDIN TAHERKENAREH
Protestujący palą zdjęcia liderów rewolucji islamskiej
– Nie należy lekceważyć centralnego znaczenia hidżabu dla ideologii republiki islamskiej. Nie chodzi tu o wzrost cen kurczaka czy paliwa. Kwestionując obowiązek nakrycia głowy, kwestionuje się tak naprawdę cały system – przekonuje Vatanka, podkreślając, że tym razem protesty są wielopokoleniowe. – Nie uczestniczą w nich wyłącznie młodzi – zaznacza. Wpływ na taki stan rzeczy może mieć także sytuacja ekonomiczna w kraju. W sierpniu inflacja wyniosła tam ponad 50 proc. To, że mieszkańcy buntują się przeciwko systemowi jako takiemu, odzwierciedlają skandowane w irańskich miastach hasła. Poza „kobiety, życie, wolność”, można usłyszeć też skierowane przeciwko ajatollahowi Ruhollahowi Chomejniemu, zmarłemu w 1989 r. przywódcy rewolucji islamskiej. Fundamentalistyczny duchowny szyicki uznawał równouprawnienie kobiet za niezgodne z islamem. Teraz w sieci pojawiają się nagrania, na których widać kobiety palące billboardy z jego wizerunkiem. – To coś zupełnie nowego. Chomejni przez lata był postacią, którą rzadko kto w sytuacji kryzysu krytykował. Była to w jakimś sensie postać uświęcona. Dlatego te płonące billboardy to sygnał, że Irańczycy stali się odważniejsi i bardziej zdeterminowani – zaznacza iranistka.

Porozumienie poczeka

Unia Europejska i Stany Zjednoczone rozważają nałożenie kolejnych sankcji na Teheran. Szef unijnej dyplomacji Josep Borrell potępił nieproporcjonalne użycie siły przez władze kraju i zapowiedział, że dalsze reakcje zostaną omówione na następnym spotkaniu ministrów spraw zagranicznych UE. Wśród możliwych działań wymienia się pomoc w zapobieganiu blokowaniu dostępu do internetu. Sytuacja wewnątrz Iranu może przełożyć się także na trwające wciąż negocjacje w sprawie przywrócenia umowy nuklearnej. Choć te zdaniem amerykańskich i europejskich negocjatorów miały być już na finiszu, teraz najprawdopodobniej ponownie zostaną opóźnione. Przeciwna porozumieniu Partia Republikańska wzywa administrację prezydenta USA Joego Bidena do wycofania z rozmów z Teheranem.
„Irański rząd zamordował kobietę za to, że nie nosiła chusty. Jak w takich warunkach Joe Biden może nadal naciskać na porozumienie nuklearne z terrorystycznym reżimem?”– napisała na Twitterze senator Marsha Blackburn. Doradca ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta Jake Sullivan przekonywał jednak, że obu spraw nie powinno się łączyć. – Mówimy o dyplomacji, dzięki której moglibyśmy uniemożliwić Iranowi uzyskanie broni jądrowej. Jeśli odniesiemy sukces, Ameryka i jej sojusznicy będą bezpieczniejsi – komentował. Vatanka tłumaczy, że podpisanie umowy w czasach, kiedy reżim ajatollahów brutalnie rozprawia się z walczącymi o swoje prawa kobietami, byłoby dla demokratów kompromitacją. – Stawka jest duża, bo w listopadzie w Stanach Zjednoczonych odbędą się wybory do Kongresu. Do tego czasu na pewno więc nikt nie będzie podejmował żadnych kroków w tym zakresie – mówi. ©℗