Kreml postanowił nie dopuścić większości opozycyjnych kandydatów, zarzucając im dyskredytowanie armii i użycie symboliki ekstremistycznej

W niedzielę w Rosji odbył się jedyny dzień głosowania (w niektórych regionach rozciągnięty na trzy dni), przypadający zwykle na pierwszy albo drugi weekend września, podczas którego przeprowadza się różnego rodzaju wybory lokalne. To pierwsze głosowanie powszechne w Rosji, które odbyło się po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę. Aby zagwarantować sobie odpowiedni wynik, Kreml skorzystał ze zmian w prawie, które wprowadzano w poprzednich miesiącach.
Federacja Rosyjska składa się z 83 podmiotów plus dwóch na okupowanych terenach Ukrainy (Krym i Sewastopol). Tym razem mieszkańcy głosowali na 14 gubernatorów oraz deputowanych sześciu regionalnych parlamentów, a także licznych merów miast i deputowanych niższych szczebli samorządu. Do urn zaproszono też mieszkańców Krymu. W trzech okręgach zorganizowano wybory uzupełniające do Rady Państwowej Krymu, a w jednym – do Zgromadzenia Ustawodawczego Sewastopola. Ukraina uznaje te głosowania za nielegalne, bo zgodnie z prawem wojennym okupant nie ma prawa przeprowadzać wyborów. Rosja uznaje anektowane w 2014 r. terytoria za integralną część państwa.
Jak pisała rosyjska Meduza z powołaniem na źródła w administracji Władimira Putina, tuż po rozpoczęciu inwazji na Kremlu zastanawiano się, czy nie przesunąć jedynego dnia głosowania o rok. Później porzucono tę myśl, zamiast tego planując zorganizowanie tego dnia referendów o włączeniu okupowanych terytoriów Ukrainy do Rosji. Takie plebiscyty miały zostać zorganizowane na kontrolowanych obszarach obwodów chersońskiego, donieckiego, ługańskiego i zaporoskiego, a być może także charkowskiego. Ostatecznie je po cichu przeniesiono ze względu na problemy na froncie. Nową wymienianą datą jest 4 listopada, obchodzony w Rosji jako święto upamiętniające wyparcie Polaków z Kremla w 1612 r.
Partie parlamentarne popierają „specjalną operację wojskową”, jak w oficjalnym przekazie nazywa się agresję na Ukrainę. O tej jednomyślności „z jednym nikczemnym wyjątkiem” z uznaniem mówiła szefowa Centralnej Komisji Wyborczej Ełła Pamfiłowa 19 sierpnia na spotkaniu z prezydentem. Urzędniczka nie sprecyzowała, jaki konkretnie wyjątek miała na myśli, skoro kandydaci niepopierający wojny zostali w większości pozbawieni możliwości startu. Jedynie liberalna partia Jabłko, czas świetności przeżywająca w latach 90., występowała pod hasłem „Popieram pokój i wolność”, nie precyzując jednak, czy chodzi o wojnę z Ukrainą, czy abstrakcyjny pokój na świecie. W efekcie wzmożenia represji i wprowadzenia cenzury wojennej większość kandydatów prześcigała się w deklaracjach wsparcia dla Putina i konsolidacji społeczeństwa.
Kreml poradził sobie przy okazji z Rozumnym Głosowaniem Aleksieja Nawalnego, które polegało na wspieraniu najsilniejszego kandydata spoza kremlowskiej Jednej Rosji, co teraz w ograniczonym stopniu zostało wykorzystane jedynie podczas wyborów dzielnicowych w Moskwie. Zwolennicy uwięzionego opozycjonisty nie chcieli głosować np. na wspierających wojnę komunistów, w wielu regionach stanowiących drugą siłę polityczną. Realna opozycja była zaś wykreślana z list za „demonstrowanie symboliki ekstremistycznej”, za jaką uznaje się symbole sztabów Nawalnego, albo „dyskredytację sił zbrojnych”. Dla wielu kandydatów próba startu skończyła się postawieniem wspomnianych wyżej zarzutów karnych. Jak pisze Meduza, „zatrzymywanie i usuwanie z wyborów popularnych kandydatów opozycyjnych stało się główną strategią władzy w tej kampanii”. ©℗