Ktoś musiał na Iwana Safronowa zrobić doniesienie, bo mimo że nic złego nie popełnił, któregoś ranka został po prostu aresztowany. W poniedziałek były dziennikarz „Kommiersanta” i „Wiedomosti”, a potem doradca szefa Roskosmosu Dmitrija Rogozina, dostał 22 lata za zdradę w postaci współpracy z czeskim wywiadem. „Tajne informacje”, które przekazywał do publikacji w czeskiej prasie, można znaleźć w Wikipedii, depeszach Reutersa i na stronach rosyjskich gazet codziennych. Drakońska kara to symbol tego, w jakim tempie Rosja stacza się w totalitaryzm. Dotrzymując zresztą kroku sąsiedniej Białorusi.

Lider Partii BNF Ryhor Kastusiou: 10 lat obozu / Bladyniec/Wikipedia
Safronow nie był bohaterem liberalnej bańki. Rogozin, który był jego pracodawcą, to naczelny jastrząb, który śnił o wojnie z Zachodem, jeszcze zanim to się stało modne. Ukraińcy wypominają dziennikarzowi słowa z 2014 r., gdy pół żartem, pół serio pisał o przyszłości ich kraju jako ukraińskiego okręgu federalnego w składzie Federacji Rosyjskiej. Nie pisywał paszkwili na Władimira Putina dla opozycyjnych portali w rodzaju Meduzy, lecz teksty o wojsku i kosmosie w mainstreamowych gazetach ekonomicznych, które przetrwały w autorytarnym kraju, krytykując wprawdzie władzę, ale bez przekraczania czerwonych linii. „Wiedomosti” nie uznały nawet wczoraj za stosowne zamieścić na pierwszej stronie informacji o wyroku na dawnego współpracownika („Kommiersant” poświęcił mu główny materiał).
Politolog Alaksandr Fiaduta: 10 lat obozu / nieznane
Opozycjonista Leonid Wołkow przypomniał, że identyczny wyrok - 22 lata kolonii karnej o zaostrzonym rygorze - usłyszał w 2015 r. Wasilij Fiedorowicz, którego banda dla zabawy zamordowała 14 Uzbeków i Tadżyków (tyle zabójstw mu udowodniono, ale w Jekaterynburgu doszło wówczas w sumie do 40 podobnych zbrodni). A partnerka Safronowa Ksienija Mironowa opowiedziała historię „alkoholika Miszani”, ich sąsiada, który za wyrzucenie z okna kolegi po flaszce ze skutkiem śmiertelnym dostał niedawno pięć lat. Dla systemu sprzedawanie obcokrajowcom informacji z Wikipedii to czteroipółkrotnie gorsza zbrodnia.
Tego samego dnia zapadły wyroki na osoby oskarżone o planowania zamachu na Alaksandra Łukaszenkę. Amerykańsko-białoruski prawnik Juraś Ziankowicz dostał 11 lat, a politolog Alaksandr Fiaduta i lider konserwatywnej Partii BNF Ryhor Kastusiou - po 10 lat. Są podstawy, by sądzić, że mężczyźni zostali wciągnięci w spisek wymyślony przez łukaszenkowskie służby w wyniku kombinacji podobnej do operacji „Trust”, gdy Czeka Feliksa Dzierżyńskiego zbudowała od podstaw antybolszewicką organizację podziemną, by zwabić do Rosji w szpony bezpieki białych emigrantów. Fiaduta i Ziankowicz zostali zatrzymani w Moskwie po spotkaniu z wojskowym, który miał im pomóc. Błąd życia, w dodatku do przewidzenia.
Prawnik Juraś Ziankowicz: 11 lat obozu / Ziankovich/Wikipedia
Dwucyfrowe wyroki na znane postaci opozycji stały się tradycją po 2020 r., gdy Łukaszenka po raz pierwszy zetknął się z realnym ryzykiem utraty władzy. Mąż Swiatłany Cichanouskiej Siarhiej dostał 18 lat łagru, bloger Ihar Łosik - 15 lat, bankier Wiktar Babaryka, który zdradzał ambicje prezydenckie, i jeden z najbardziej doświadczonych fighterów opozycji Mikałaj Statkiewicz - po 14 lat, a Maryja Kalesnikawa, członkini kobiecego tria Cichanouskiej - 11 lat. Częstą reakcją na takie wyroki - czy to na Białorusi, czy w Rosji - są słowa, że przecież tyle nie odsiedzą, bo wcześniej reżimy upadną bądź złagodnieją w wiecznej sinusoidzie dokręcania i odkręcania śruby. Białoruscy dekabryści, którzy trafiali do więzień po wyborach w 2010 r., też tak sądzili. Reżim Łukaszenki po rosyjskiej agresji na Ukrainę w 2014 r. przejściowo złagodniał, ale nie upadł.
Rosyjski dziennikarz Iwan Safronow: 22 lata obozu / EPA/PAP
W sprawie Ziankowicza-Fiaduty doszło do jeszcze jednego charakterystycznego zdarzenia. Prawnik w trakcie postępowania uwierzył obietnicom śledczych i poszedł na współpracę. W zamian za zeznania obciążające kolegów miał dostać niższy wyrok. W efekcie poszedł siedzieć na symboliczny rok dłużej niż Fiaduta i Kastusiou. Cóż, Franz Kafka pisał w „Procesie”, że „wszystko należy do sądu”. Nieświadomie do tych słów nawiązał Dmitrij Pieskow, rzecznik Kremla, pytany przez RBK o drakońskie orzeczenie w sprawie Safronowa. - To wyrok sądu, nie mam prawa go nijak komentować. Możemy skonstatować, że to bardzo surowy wyrok, więcej nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia - odparł. „Mieć taki proces, znaczy, już go przegrać” - mawiał Karol, wuj Józefa K.