Lider szyickiej biedoty po raz kolejny doprowadza do przesilenia, aby zapewnić sobie wpływ na kształt rządu. Zapowiada, że wycofuje się z polityki, ale tak naprawdę przenosi ją na ulicę.

48-letni Muktada as-Sadr przez dwie dekady kreowania irackiej polityki należał do wąskiego grona liderów, którzy potrafili mobilizować tysiące ludzi do protestów i sterować temperaturą reżyserowanych wydarzeń. Jako przywódca szyickiej biedoty i młodzieży cieszy się ogromnym autorytetem. Przede wszystkim dlatego, że podczas rządów sunnity Saddama Husajna jego rodzina nie wyemigrowała do Iranu. As-Sadr zapłacił za to wysoką cenę. W 1999 r. jego ojciec, wielki ajatollah Muhammad Sadik as-Sadr, oraz dwaj bracia zostali zamordowani przez bezpiekę.
Najnowsza odsłona kryzysu rozpoczęła się wraz z zapowiedzią as-Sadra wycofania się z życia politycznego. – Zdecydowałem się nie wpływać na sprawy polityczne – powiedział w poniedziałek. Wczoraj ogłosił strajk głodowy, dopóki nie zakończy się przemoc. A tymczasowy premier kraju Mustafa al-Kazimi, były redaktor naczelny irackiej edycji „Newsweeka” i były szef wywiadu oraz polityczny sojusznik Sadra, wprowadził na terenie całego kraju godzinę policyjną. Szyicki tłum od poniedziałku sieje chaos na ulicach Bagdadu. Wdarł się do budynku rządu. W nocy z poniedziałku na wtorek wierne as-Sadrowi Kompanie Pokoju, które powstały na bazie Armii Mahdiego, starły się z wojskiem. Podawano dane o ponad 20 zabitych i setkach rannych.
As-Sadr z dawnego sojusznika Iranu w ostatnich latach ewoluował w kierunku nacjonalisty sprzeciwiającego się wszelkim obcym wpływom nad Tygrysem i Eufratem. Jest również przeciwny ingerencjom Teheranu, który traktuje Irak jako terytorium do prowadzenia wojen zastępczych i swoją „głębię strategiczną”. Choć „bycie przeciwko” ma tu znaczenie dwuznaczne; według informacji podawanych przez USA Kompanie Pokoju wojskowo współpracują z Brygadą al-Kuds, czyli elitarną jednostką irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji. Tak samo nie do końca prawdziwe mogą być deklaracje o wycofaniu się as-Sadra z polityki. Kleryk, wywołując kolejne niepokoje, zawsze realizuje konkretny cel. Tak było w przypadku powstań przeciw Amerykanom (w 2004 r. z Armią Mahdiego w bitwie o ratusz w Karbali starli się również polscy żołnierze) i w 2016 r., gdy chciał rekonstrukcji rządu Hajdara al-Abadiego. Gdy parlament się na nią nie zgodził, w bagdadzkiej Zielonej Strefie (dzielnicy rządowej i dyplomatycznej) wybuchła rebelia.
W 2021 r. koalicja ugrupowań pod jego przywództwem – po miesiącach protestów na terenie całego Iraku – wygrała wybory parlamentarne, ale nie zdobyła wystarczającej liczby mandatów, by efektywnie przejąć władzę. Chaos i bezowocne negocjacje o kształt koalicji paraliżowały kraj. W czerwcu as-Sadr wezwał wiernych mu 73 deputowanych do złożenia mandatów, a pod budynkiem parlamentu powstało miasteczko namiotowe. Demonstrujący wzywali do wcześniejszych wyborów, ale już bez udziału sił proirańskich. Szyickie ugrupowania w parlamencie przeciwne as-Sadrowi, a współpracujące z Teheranem wysunęły tymczasem na premiera Muhammada as-Sudaniego, byłego ministra praw człowieka. Szyici as-Sadra współpracujący z Kurdyjską Partią Demokratyczną i sunnicką Partią Postępu nie zaakceptowali tej kandydatury. Ale nie mieli już posłów, by mieć cokolwiek do powiedzenia w ramach życia politycznego.
W poniedziałek iracki kryzys wszedł w gorącą fazę. Zwolennicy as-Sadra wkroczyli do budynków rządowych. Na nagraniach widać, jak część z nich kąpie się w basenach, a inni rabują gmach. Wczoraj wstrzymano część komercyjnych lotów do Bagdadu, a Iran zamknął lądową granicę z Irakiem i zaapelował do swoich obywateli o powstrzymanie się przed pielgrzymkami do tego kraju. Pytanie, co teraz zrobi Muktada as-Sadr. Nie można wykluczyć, że skoro nie udało mu się przejąć władzy poprzez parlament, będzie chciał ją zdobyć na ulicy, tak jak to robił przez dwie dekady. Wycofanie 73 deputowanych okazało się błędem, bo szybko ich zastąpiono, a kleryk stracił wpływ na oficjalną politykę. Wywołując chaos, mobilizuje swój elektorat i gra va banque. ©℗