Amerykańscy i europejscy negocjatorzy ogłosili, że tekst umowy przywracającej porozumienie nuklearne z 2015 r. został przez nich przyjęty, a negocjacje zakończone. Również przedstawiciel Rosji Michaił Uljanow przekonuje, że jeśli Teheran i Waszyngton nie mają zastrzeżeń, to umowa może zostać przez Moskwę zawarta. Teraz piłka jest po stronie Iranu.

„To, co można było wynegocjować, zostało wynegocjowane. Za każdą kwestią techniczną i każdym paragrafem kryje się jednak decyzja polityczna, która musi zostać podjęta w stolicach” – napisał w poniedziałek na Twitterze szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.

Pierwotnie ambicje były wysokie

Porozumienie z 2015 r. nakładało ścisłe, ale tymczasowe ograniczenia na działalność nuklearną Iranu w zamian za zniesienie większości sankcji międzynarodowych. Były prezydent Donald Trump wycofał Waszyngton z porozumienia w maju 2018 r., co sprowokowało Teheran do systematycznego łamania jego zapisów. Administracja prezydenta USA Joego Bidena postawiła ożywienie porozumienia za jeden z głównych celów swojej polityki zagranicznej. Pierwotnie ambicje były wysokie – demokraci chcieli wynegocjować dodatkowe zapisy, które wzmocniłyby umowę. Dziś szanse na taki finał są niewielkie. – Przyjęty tekst rozciąga nas wszystkich do granic naszej elastyczności – cytuje europejskich dyplomatów „The Wall Street Journal”.

Żądania władz w Teheranie

W ostatnich dniach negocjacje koncentrowały się na żądaniu władz w Teheranie, zgodnie z którymi byłyby skłonne przywrócić porozumienie tylko, jeśli Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) zrezygnuje ze śledztwa w sprawie znalezionych w Iranie niezadeklarowanych materiałów jądrowych. W marcu MAEA przyjęła rezolucję potępiającą Iran za brak współpracy oraz odcięcie dostępu do miejsc, które agencja ma prawo kontrolować na mocy pierwotnego porozumienia nuklearnego z 2015 r.
Na takie rozwiązanie nie godzi się jednak Zachód. „WSJ” pisze, że zdaniem UE obawy Iranu dotyczące dochodzenia MAEA to sprawa, która z porozumieniem nie ma nic wspólnego i powinna zostać rozwiązana bezpośrednio z agencją. Pojawiły się jednak niepotwierdzone doniesienia o możliwości zakończenia śledztwa po podpisaniu umowy, pod warunkiem że Teheran zgodzi się w pełni współpracować z nuklearnym kontrolerem. Iran obawia się, że MAEA może wykorzystać kontynuację dochodzenia jako dźwignię, dzięki której agencja będzie mogła się domagać szerszego dostępu do irańskich obiektów nuklearnych. Ma również za złe Zachodowi, że dochodzenie opiera się na danych wywiadowczych dostarczonych przez Izrael.

Ajatollahowie wycofali się z dwóch kluczowych żądań

W międzyczasie Ajatollahowie wycofali się jednak z dwóch kluczowych żądań. Chodzi o status Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, który w 2019 r. ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump umieścił na liście organizacji terrorystycznych. Ewentualne usunięcie Strażników z tej listy miałoby zostać omówione dopiero po podpisaniu umowy. Teheran nie nalega już także, by administracja prezydenta USA Joego Bidena zapewniła mu gwarancje, że żaden kolejny prezydent nie wycofa się z umowy.
Przełom, jakim byłoby zawarcie umowy, zapewniłby Bidenowi konkretne osiągnięcie w polityce zagranicznej na kilka miesięcy przed jesiennymi wyborami. Negocjacje, które przeciągają się od kwietnia 2021 r., spotkały się jednak z krytyką ze strony republikanów i niektórych demokratów. Biden wie, że jeśli wznowi umowę, znajdzie się także pod ostrą krytyką ze strony Izraela oraz niektórych państw Zatoki Perskiej.

Ryzyko nuklearnego wyścigu zbrojeń

Jednocześnie zdaje sobie sprawę z ryzyka nuklearnego wyścigu zbrojeń na Bliskim Wschodzie, jeśli nie powstanie porozumienie obejmujące cywilny program atomowy Iranu. Postępy, które Ajatollahowie poczynili w ostatnich latach w jego rozwoju, oznaczają, że Teheran znajduje się obecnie znacznie bliżej produkcji broni jądrowej, niż przewidywano w ramach umowy z 2015 r. i nie zmieni tego żadne nowe porozumienie.
W Teheranie negocjacje również znalazły się pod ostrzałem. Irańczycy obawiają się, że USA ponownie opuszczą odnowiony układ i nałożą na Teheran dotkliwe sankcje po wyborach prezydenckich w USA w 2024 r. Ale odrzucenie umowy z założenia oznaczałoby wznowienie amerykańskich sankcji i prawdopodobny spadek eksportu irańskiej ropy z szacowanej średniej 1,5 mln baryłek dziennie w 2022 r. do ok. 1 mln baryłek w latach 2023–2026. Jeśli umowa zostałaby zaakceptowana, irański eksport może osiągnąć 2,5 mln baryłek dziennie, co doprowadziłoby do gwałtownego wzrostu irańskich dochodów. Joe Biden, którego czekają wybory parlamentarne, oraz Iran, który szuka sposobów na ożywienie swojej gospodarki, nie będą więc raczej skupiać się na analizie ostatecznych zapisów nowego porozumienia. Zamiast tego obie strony będą musiały wziąć pod uwagę szersze polityczne i gospodarcze implikacje ewentualnej rezygnacji z szansy na normalizację stosunków. ©℗