Już 10 krajów członkowskich Sojuszu ratyfikowało protokoły akcesyjne Finlandii i Szwecji. W środę zajmie się nimi polski Senat. Wciąż nie wiadomo, co zrobi Turcja.

To był negocjacyjny rekord szybkości. Po zaledwie kilku tygodniach rozmów w ubiegły wtorek przedstawiciele 30 krajów Sojuszu Północnoatlantyckiego podpisali protokoły akcesyjne z ministrami spraw zagranicznych Finlandii i Szwecji. - To historyczny moment - mówił Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO. - Z 32 państwami przy stole będziemy jeszcze silniejsi, a ludzie będą bardziej bezpieczni w obliczu największego kryzysu bezpieczeństwa od dekad - mówił Norweg, wskazując na zagrożenie ze strony Rosji.
Po zgodzie ambasadorów 30 dotychczasowych członków musi jeszcze ratyfikować zawarte umowy. To także odbywa się w ekspresowym tempie. W ciągu tygodnia zrobiło to już 10 państw członkowskich: Dania, Kanada, Norwegia, Islandia, Estonia, Wielka Brytania, Albania, Niemcy, Luksemburg i - przedwczoraj - Holandia. Również polscy politycy nie zasypują gruszek w popiele. Sejm przyjął odpowiednie ustawy w ubiegłym tygodniu, a na najbliższym posiedzeniu zajmie się nimi Senat. Można się spodziewać, że po przyjęciu ustaw prezydent Andrzej Duda nie będzie zwlekał z ich podpisaniem.
Choć proces akcesji przebiega błyskawicznie, to trzeba zwrócić uwagę na dwie kwestie. Pierwszą jest postawa Turcji, która już podczas negocjacji nie była przekonana do akcesji ze względu na domniemane popieranie przez Finlandię i Szwecję terrorystów kurdyjskich. Sprawę udało się rozwiązać; te trzy kraje podpisały specjalne memorandum w tej kwestii. - Być może doszło do jakiegoś porozumienia między Turcją i Stanami Zjednoczonymi - usłyszeliśmy niedawno od przedstawiciela polskiego Pałacu Prezydenckiego. Teraz Turcja może jednak zwlekać i podbijać negocjacyjną stawkę także przy ratyfikacji tej umowy. - Poza powtarzaniem postulatów o ekstradycji Kurdów władze jeszcze nie wykonały żadnych ruchów w kwestii ratyfikacji. Ale im szybciej ratyfikować będą inne państwa, tym większa będzie presja na Ankarę, by także podjąć temat - mówi turkolog Karol Wasilewski z Agencji Analitycznej NeoŚwiat.
Drugim obszarem, na który trzeba zwrócić uwagę, jest postawa Rosji w stosunku do Finlandii i Szwecji, które są w procedurze akcesyjnej, ale jeszcze nie są pełnoprawnymi członkami Sojuszu z gwarancjami bezpieczeństwa wynikającymi z art. 5 traktatu waszyngtońskiego, który w uproszczeniu przewiduje zasadę „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Choć kilka krajów, m.in. Stany Zjednoczone, Wielka Brytania czy Polska, ogłosiły gwarancje na ten okres przejściowy, to Helsinki i Sztokholm były gotowe na różnego rodzaju incydenty prowokowane przez Moskwę. Jeszcze w połowie maja wiceminister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Riabkow mówił, że akcesja „to kolejny poważny błąd o dalekosiężnych konsekwencjach”. - Nie będziemy tego tak po prostu znosić - groził polityk.
Ale już pod koniec czerwca prezydent Władimir Putin wypowiadał się w innym tonie. - Ze Szwecją i Finlandią nie mamy takich problemów, jakie mamy z Ukrainą. Chcą wstąpić do NATO, proszę bardzo - wyjaśniał na konferencji podczas szczytu państw basenu Morza Kaspijskiego w Aszchabadzie. Jednocześnie dodał, że jeśli w tych krajach powstanie infrastruktura sojusznicza, to Rosja odpowie podobnym działaniem. - Możemy się spodziewać jakichś operacji hybrydowych, np. powtórki z tego, co się działo na granicy polsko-białoruskiej. Podobne zjawisko w mniejszej skali mogliśmy obserwować na naszej granicy w latach 2015-2016 - mówił niedawno DGP ambasador Finlandii Juha Ottman. - Przygotowujemy się też na ataki cybernetyczne i próby wpływania na inne państwa członkowskie NATO, by zablokowały naszą akcesję - dodawał. ©℗