Po orzeczeniu sądu rosyjskie media lokalne usuwają artykuły o poległych na froncie Rosjanach.

Dane o rosyjskich stratach poniesionych na wojnie z Ukrainą są tajne, nawet jeśli informacje pochodzą z otwartych źródeł – zdecydował sąd w Swietłogorsku w obwodzie kaliningradzkim. Sprawę wniósł prokurator wojskowy garnizonu Floty Bałtyckiej, a w charakterze pozwanego wystąpiła redakcja lokalnego serwisu 60.ru z Pskowa, która opublikowała listę poległych z tego miasta.
Dziennikarze 60.ru zbierali informacje ze źródeł otwartych – śledzili nekrologi, komunikaty władz dotyczące pośmiertnych nagród dla wojskowych i wieści publikowane przez ich bliskich w serwisach społecznościowych. Sąd uznał, że „straty w stanie osobowym w czasie wojny, pokoju oraz podczas przeprowadzania operacji specjalnych” są tajemnicą państwową, której ujawnianie grozi odpowiedzialnością karną. W efekcie 60.ru „ze względu na bezpieczeństwo dziennikarzy” było zmuszone skasować artykuł. Podobnie zrobiły inne miejscowe serwisy należące do Wiktora Szkulowa, wśród nich strony z Jekaterynburga, Krasnodaru, Krasnojarska, Nowosybirska, Omska i Samary. Rosyjskie redakcje już wcześniej ograniczyły informowanie o wojnie, odkąd na początku marca weszły w życie przepisy zakazujące „dyskredytacji sił zbrojnych”. W efekcie większość nie wychyla się poza narrację z oficjalnych komunikatów resortu obrony.
Władze starają się ograniczyć liczbę urzędników, którzy wiedzą o stratach. Resort obrony chce, by rząd podjął decyzję o tym, aby rekompensaty dla rodzin poległych wypłacały nie administracje rejonowe, lecz wojskowe komendy uzupełnień. „Celem jest ograniczenie kręgu osób mających dostęp do świadectw o członkach rodzin żołnierzy sił zbrojnych poległych przy wykonywaniu zadań w trakcie specjalnej operacji wojskowej na terytoriach Ukrainy, DRL i ŁRL (chodzi o samozwańcze, sterowane z Moskwy parapaństwa Donbasu – red.)”. Kreml nie publikuje informacji o stratach własnych. Ostatnie dane oficjalne pochodzą z 25 marca i mówią o 1351 poległych żołnierzach (w tę liczbę nie wchodzą walczący w szeregach Rosgwardii ani oddziałów DRL i ŁRL). Według Amerykanów i Brytyjczyków straty są kilkunastokrotnie wyższe, a więc porównywalne do poniesionych przez dekadę interwencji radzieckiej w Afganistanie. Ukraina podaje 31,4 tys. poległych Rosjan, choć ta liczba przez niezależnych ekspertów jest uznawana za zawyżoną. Kijów też nie podaje strat własnych, ale prezydent Wołodymyr Zełenski mówił, że podczas trwającej od kwietnia bitwy o Donbas codziennie ginie 60–100 Ukraińców.
Podobną decyzję władze rosyjskie podjęły w 2015 r., rok po rozpoczęciu agresji przeciw Ukrainie. W maju 2015 r. prezydent Władimir Putin podpisał dekret o utajnieniu strat poniesionych przez resort obrony „w czasie pokoju podczas przeprowadzania operacji specjalnej”. Wówczas Moskwa w ogóle nie przyznawała, że jej żołnierze przekroczyli granicę z Ukrainą, choć od lutego 2014 r. byli oni obecni w tym kraju bez znaków rozpoznawczych, a w sierpniu 2014 r. na Donbas wjechały rosyjskie kolumny pancerne, by przybyć z odsieczą rozbijanym w wyniku kontrofensywy oddziałom separatystów dowodzonym przez rosyjskich „urlopowiczów”. Wówczas uznano to za reakcję na starania opozycyjnego deputowanego pskowskiej dumy obwodowej Lwa Szłosbierga. Polityk starał się uzyskać dane dotyczące strat w stacjonującej w tym obwodzie 76. dywizji powietrzno-desantowej, która brała udział w zajęciu Krymu i bojach na Donbasie. Prokuratura wojskowa przyznała w piśmie do Szłosbierga, że pewna liczba wojskowych zginęła, jednak odmówiła podania okoliczności ich śmierci.