Macron prawdopodobnie zwróci się w stronę centrum. Nie ma już możliwości ubiegania się o trzecią kadencję ani potrzeby niszczenia prawicy - mówi Florence Faucher, profesor francuskiego Sciences Po i uniwersytetu w Oksfordzie.

Który z kandydatów wypadł w kampanii lepiej, Emmanuel Macron czy Marine Le Pen?
To bardzo trudne pytanie, ponieważ pod wieloma względami tej kampanii w ogóle nie było. Prezydent był zajęty sytuacją międzynarodową. Można jednak powiedzieć, że Marine Le Pen poszło bardzo dobrze. Pomogła jej w tym obecność innego kandydata ze skrajnej prawicy (Erica Zemmoura - red.), który sprawił, że wydawała się mniej radykalna i rasistowska. To złagodziło jej wizerunek. Wydawała się bardziej przyjazna. Prawdopodobnie jest więc osobą, która miała najwięcej szczęścia w pierwszej turze, ale nie jestem pewna, czy można powiedzieć, że jej kampania była lepsza.
Mimo że Francuzi nie byli zadowoleni z pierwszej kadencji Macrona, istnieje duże prawdopodobieństwo, że to właśnie on zwyciężył we wczorajszych wyborach. Czy jest szansa, że coś się w jego rządach zmieni?
Tak. Stanie się tak z kilku powodów. Po pierwsze, różnica w głosach między nim a Le Pen będzie niewielka. W pewnym sensie Macron zostanie przez to osłabiony. Poza tym istnieje szansa, że Francuzi wybiorą w czerwcu zupełnie inne Zgromadzenie Narodowe. Żyjemy w systemie półparlamentarnym. Mamy prezydenta, który ma dużą władzę, ale tak naprawdę jego rząd jest zależny od większości w parlamencie. Jeśli większość, która popiera prezydenta, jest słaba lub nie ma jej wcale, musi on tworzyć koalicję. Wtedy prezydentura z założenia będzie zupełnie inna. Drugą kwestią jest to, że Macron nie może się ubiegać o trzecią kadencję. Jego cel od tej pory będzie więc prawdopodobnie zupełnie inny od tego, który miał jako prezydent marzący o ponownym wyborze.
Możliwe, że partia prezydenta straci w czerwcu miejsca w Zgromadzeniu. Jakiej koalicji możemy się spodziewać?
W tej chwili bardzo trudno jest to przewidzieć, ponieważ uwaga wszystkich skupia się na wyborach prezydenckich. Mamy skomplikowany system wyborczy w wyborach parlamentarnych. On również składa się z dwóch tur. Pierwsza jest swego rodzaju systemem „first past the post”. W tym sensie, że w drugiej pozostaje tylko dwóch lub trzech najlepszych kandydatów, a różnica głosów może być bardzo niewielka. Jeśli spojrzymy na wybory prezydenckie, zauważymy, że elektorat jest bardzo podzielony. Jedna trzecia będzie głosować na skrajną prawicę. Mamy co najmniej dwie takie partie. Mamy też radykalną lewicę z Jeanem-Lukiem Melenchonem na czele, ale po lewej stronie jest wiele innych partii, które mają historyczne osiągnięcia w zakresie liczby posiadanych posłów, jak np. Partia Socjalistyczna czy Zieloni. Bardzo prawdopodobne, że i tam będzie spora konkurencja.
Przez ostatnie lata Macron skręcał w prawo. Dalej będzie podążał w tym kierunku?
Podejrzewam, że zwróci się w stronę centrum. Macron ewoluował w kierunku prawicy po części dlatego, że spodziewał się, że w drugiej turze będzie musiał zdobyć głosy prawicy głównego nurtu. W rzeczywistości słaby wynik Valerie Pecresse (kandydatki Partii Republikańskiej - red.) oznacza, że głosy, które Macron musiał zdobyć w drugiej turze, znajdowały się po lewej stronie. Macron nie ma już możliwości ubiegania się o trzecią kadencję i nie ma też potrzeby niszczenia prawicy. Ona już jest zniszczona. Myślę więc, że ta równowaga się zmieni.
W ostatnich dniach kampanii Macron składał obietnice lewicowym wyborcom, proponując np. powołanie premiera, który będzie odpowiadał za walkę z kryzysem klimatycznym. Czy można się spodziewać, że te plany zrealizuje?
Ta obietnica wyborcza jest bardzo ważna dla młodego pokolenia, przyszłości Francji i w pewnym sensie także Europy. Myślę, że potraktuje ją poważnie, bo nie ma już przed sobą wizji kolejnych wyborów. Może być bardziej podatny na opinie młodego pokolenia niż lobby energetycznych.
Florence Faucher, profesor francuskiego Sciences Po i uniwersytetu w Oksfordzie / Materiały prasowe