- Są próby eksportu drogą kolejową przez państwa Unii Europejskiej, w tym Polskę, ale to napotyka wiele problemów. Różna jest szerokość torów. Trzeba też dokonywać przeładunku - mówi w rozmowie z DGP Sławomir Matuszak, Ośrodek Studiów Wschodnich, w latach 2012-2017 pracował w Ambasadzie RP w Kijowie.

ikona lupy />
Sławomir Matuszak, Ośrodek Studiów Wschodnich, w latach 2012-2017 pracował w Ambasadzie RP w Kijowie / Materiały prasowe
Rosjanie zrównali z ziemią Mariupol. Zdobycie przez nich Odessy wydaje się mało realne, ale jednak blokują ten port od strony morza. Co dla ukraińskiej gospodarki oznacza de facto odcięcie od eksportowych dróg wodnych - zarówno Morza Azowskiego, jak i Czarnego?
To jest katastrofa. Eksport jest kluczowy, szczególnie jeśli chodzi o produkcję metalurgiczną i żywność. Na przykład w przypadku oleju słonecznikowego 50 proc. światowego eksportu pochodziło przed wojną z Ukrainy, jeśli chodzi o pszenicę było to kilkanaście procent. Podobnie było z kukurydzą. Już teraz widać duży wzrost cen tych produktów na świecie i potencjalne problemy krajów, które były głównymi odbiorcami żywności z Ukrainy. To były państwa Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, które nie są zbyt zamożne.
Przed wojną dwie trzecie eksportu z Ukrainy podróżowało drogą morską. Teraz zablokowany jest nie tylko port w Odessie. Na zachodnim wybrzeżu Ukrainy jest kilka ważnych punktów, m.in. Czarnomorsk i Mikołajów. Trudno jest znaleźć inne szlaki handlowe. Są próby eksportu drogą kolejową przez państwa Unii Europejskiej, w tym Polskę, ale to napotyka wiele problemów: różna jest szerokość torów i są trudności wynikające z potrzeby przeładunku. Poza jedną linią kolejową nie da się bezpośrednio przejechać z Ukrainy w głąb Polski. W marcu ukraiński eksport spadł o połowę, a import zmniejszył się o ponad 70 proc. To są dramatyczne spadki.
Ile czasu potrzeba, by porty czarnomorskie wznowiły działanie?
Ewentualne zawieszenie broni wcale nie musi oznaczać końca blokady morskiej. Zakładając, że Rosjanie rzeczywiście pozwolą z tych portów korzystać, to w opinii ekspertów potrzeba około miesiąca na rozminowanie szlaków wodnych. Infrastruktura portów nie uległa zniszczeniu, tak więc porty będą mogły wznowić działanie w ciągu kilku tygodni. Ale nasuwa się pytanie, jakie statki będą chciały pływać w regionie, w którym utrzymuje się napięcie.
A eksport przez Mołdawię i Rumunię, które też mają dostęp do Morza Czarnego?
Są takie próby, ale nie da się tego łatwo zastąpić w najbliższym czasie. Mówimy tu raczej o latach niż o miesiącach. Trudno to precyzyjnie stwierdzić, ponieważ w Ukrainie pojawia się coraz większa blokada informacyjna. Ze wstępnych szacunków ministerstwa gospodarki wynika, że udało się wywieźć ok. 1,5 mln ton zbóż i oleju słonecznikowego. To dużo, ale wcześniej było to 5-6 mln ton miesięcznie. Częściowo udało się ten strumień towarów przekierować, ale w stopniu niewystarczającym. Początkowe szacunki branży mówiły, że uda się wywieźć tylko 500 tys. ton, więc i tak jest lepiej, niż zakładano. Nie da się zastąpić w 100 proc. w krótkim czasie możliwości wywozu z ukraińskich portów.
Po wojnie będzie co eksportować? Jak dużo pól nie zostało obsianych z powodu agresji Rosji?
Zboża ozime sieje się jesienią, tak więc w tym wypadku nie ma problemu. Jeśli chodzi o zboża jare, to ministerstwo rolnictwa szacowało, że zasiano ok. 70 proc. tego, co było rok wcześniej. Ale już w tej chwili Ukraina ma ogromne zapasy zboża, których nie jest w stanie wyeksportować.
Na ile istotne dla Ukrainy jest to, że Rosjanie zajęli dosyć szeroki korytarz, który łączy okupowany przez nich od 2014 r. Krym z samozwańczymi republikami na Donbasie?
Gospodarczo ma to znaczenie ograniczone. W porównaniu z portami czarnomorskimi Morze Azowskie odgrywało znacznie mniejszą rolę. Wyjątkiem był Mariupol, przez który była eksportowana produkcja hutnicza Azowstalu i Kombinatu Metalurgicznego im. Iljicza, ale teraz oba te zakłady są zniszczone. Nawet jeśli infrastruktura portu by działała, to nie ma czego eksportować.
A jakie korzyści ma z tego korytarza Rosja? Bo chyba do najbardziej spektakularnych należało już po dwóch dniach walk wysadzenie tamy na Kanale Północno krymskim i udrożnienie dostępu Krymu do wody z Dniepru.
Przed wojną Mariupol miał znaczenie gospodarcze, był to ważny, choć nie najważniejszy ośrodek przemysłowy. Ale teraz to są ruiny, dlatego trudno mówić o korzyściach gospodarczych. Wysadzenie tamy miało znaczenie głównie propagandowe, bo po budowie mostu krymskiego logistykę rosyjską na Krym udało się w dużym stopniu zorganizować. Nawet jeśli kanał będzie odblokowany, to przywrócenie rolnictwa na półwyspie zajmie czas, bo ta przerwa w produkcji to prawie osiem lat. Rosjanie potrzebowali jakiegoś sukcesu, a to można propagandowo sprzedać jako sukces.
Ale np. Chersoń jest znacznie mniej zniszczony. Jeszcze długo po zajęciu przez Rosjan odbywały się w mieście proukraińskie demonstracje. Czy okupowanie tak rozległego terytorium jest w ogóle możliwe?
Jest coraz więcej informacji o terroryzowaniu ludności miejscowej. Nie na miarę Buczy, ale jednak. Nawet przy wrogiej postawie ludności przy odpowiednio brutalnych środkach jest to możliwe. Rosjanie będą próbować organizować kolejne referenda dotyczące niepodległości kolejnych regionów, ale ich główny problem pod tym względem polega na tym, że nie są w stanie znaleźć kolaborantów. Nie ma poważanych ludzi, którzy szliby na współpracę. Ci, którzy to robią, to margines. Sytuacja jest więc zupełnie inna niż na Donbasie w 2014 r., kiedy to merowie miast na dużą skalę przechodzili na stronę separatystów. Teraz praktycznie nie ma takich przypadków. Ewentualne referenda będą jeszcze bardziej groteskowe niż w 2014 r.
Rozmawiał Maciej Miłosz