Brytyjski premier Boris Johnson i jego żona Carrie oraz minister finansów Rishi Sunak zostali powiadomieni we wtorek, że zostaną ukarani mandatami za złamanie restrykcji covidowych w czasie nieformalnych spotkań towarzyskich na Downing Street.

Mandaty są wynikiem trwającego dochodzenia londyńskiej policji metropolitalnej w sprawie 12 spotkań na Downing Street i w innych budynkach rządowych wiosną i późną jesienią 2020 roku oraz wiosną 2021 roku. Johnson brał udział przynajmniej w trzech z nich, choć możliwe, że nawet w sześciu.

Johnson stanie się pierwszym urzędującym premierem Wielkiej Brytanii, który będzie ukarany za złamanie prawa. Mandaty karne nie są równoznaczne z wyrokiem skazującym, ale w przypadku ich niezapłacenia mogą skutkować wezwaniem do sądu i wszczęciem postępowania karnego.

"Premier i minister finansów otrzymali dziś powiadomienie, że policja metropolitalna zamierza wystawić im mandaty karne" - przekazał rzecznik rządu. Poinformowano również, że podobny mandat otrzyma żona premiera Carrie. Nie wiadomo jeszcze, za udział w którym wydarzeniu lub wydarzeniach nałożono mandaty, choć wiadomo, że cała trójka uczestniczyła w spotkaniu z okazji urodzin Johnsona w czerwcu 2020 roku.

Wcześniej we wtorek policja przekazała, że do wtorku skierowała ponad 50 wniosków do biura rejestrów karnych, które jest odpowiedzialne za wystawianie mandatów, co oznacza, że zdecydowała się na ukaranie 30 kolejnych osób, poza 20, które już wcześniej dostały mandaty.

Natychmiast po informacji o tym, że Johnson i Sunak zostaną ukarani, opozycyjne Partia Pracy i Szkocka Partia Narodowa zażądały ich dymisji, a Liberalni Demokraci - zwołania posiedzenia Izby Gmin, by można było przegłosować wniosek nad wotum nieufności dla szefa rządu. Ale o ile w momencie, gdy zaczynało się policyjne dochodzenie odwołanie Johnsona było realne, bo domagała się tego także część posłów z jego Partii Konserwatywnej, to teraz w związku z wojną na Ukrainie i aktywną rolą, jaką odgrywa brytyjski premier w pomocy dla tego kraju, jego dobrowolna rezygnacja bądź odwołanie wydają się być wysoce mało prawdopodobne.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)