Ekonomiści i organizacje pomocowe coraz głośniej mówią, że świat stoi w obliczu kumulacji konfliktów, które łatwo mogą się przerodzić w globalny kryzys.

Rosyjska inwazja w Ukrainie ograniczyła eksport z tych krajów wielu towarów, w tym pszenicy, oleju słonecznikowego czy kukurydzy. Efekty już widać w uzależnionych od importu państwach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Jednocześnie trwający kryzys energetyczny drastycznie podniósł ceny nawozów i koszty transportu. – Może to spowodować nasilenie się głodu i ubóstwa, co będzie miało poważne konsekwencje dla stabilności na świecie – komentował prezes Międzynarodowego Funduszu Rozwoju Rolnictwa Gilbert Houngbo.
Z wyjątkiem eksportujących ropę naftową państw Zatoki Perskiej gospodarki świata arabskiego są słabe, a społeczeństwa pozostają uzależnione od subsydiowanej żywności i energii. Liban i Irak od wielu miesięcy nie mają w pełni funkcjonujących parlamentów i rządów. Tunezją rządzi autokrata, a wojsko sudańskie wycofuje się z obietnicy przekazania władzy cywilom. Istnieją również obawy, że Libia może ponownie pogrążyć się w wojnie domowej.
W Libanie na początku marca cena chleba podskoczyła o 70 proc., a z półek sklepowych zniknęła mąka. Państwo to było w stanie zapaści finansowej jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie. Od 2019 r. jego waluta straciła ponad 90 proc. swojej wartości. Sytuację komplikuje fakt, że w wyniku eksplozji w porcie w Bejrucie, która w 2020 r. zniszczyła silosy zbożowe, Libańczycy mają obecnie możliwość przechowywania rezerw tylko na jeden miesiąc.
Niepewność związana z eksportem z Ukrainy i Rosji sprawiła, że ceny pszenicy są o dwie trzecie wyższe niż rok temu. Gwałtowne skoki cen żywności ściśle wiążą się z niestabilnością społeczną. Kryzys żywnościowy w latach 2007–2008, który wywołany został suszą w krajach będących głównymi producentami pszenicy i ryżu oraz wzrostem cen energii, doprowadził do zamieszek w ponad 40 państwach na całym świecie.
– Gwałtowny wzrost cen żywności, będący skutkiem wojny w Ukrainie, może wywołać zamieszki głodujących w biednych krajach – stwierdziła szefowa Światowej Organizacji Handlu Ngozi Okonjo-Iweala. Ostrzegła też państwa produkujące żywność przed gromadzeniem zapasów, żeby uniknąć powtórki z pandemii koronawirusa, kiedy bogate narody były w stanie zapewnić sobie dostęp do szczepionek, a dla ubogich ich zabrakło.
Rządy w regionie próbują pozyskiwać żywność od innych producentów w Europie, a także racjonują ją i wprowadzają zakazy eksportu podstawowych produktów. Liban przeznaczył całe zapasy mąki na produkcję chleba. „Dopóki nie zapewnimy sobie alternatywnych źródeł importu zboża, np. z Kanady i innych państw, pszenicy będziemy używać wyłącznie do produkcji chleba” – pisał na Twitterze tamtejszy minister przemysłu George Bouchkian.
Inni importerzy zboża i energii, jak Egipt czy Tunezja, będą musieli jeszcze bardziej nadwyrężać swoje budżety. – Martwię się o Egipt – mówiła na początku miesiąca szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego Kristalina Georgieva. Władze w Kairze od lat subsydiują zakup chleba. Ten kosztuje ok. 1 amerykańskiego centa. Osoby objęte programem – 70 proc. ze 100-milionowej populacji Egiptu – mają prawo do zakupu pięciu bochenków dziennie. Skarb Państwa rekompensuje piekarzom poniesione straty, wydając na ten cel ponad 3 mld dol. rocznie.
Rząd Abdela-Fattaha al-Sisiego zakazał już eksportu podstawowych produktów żywnościowych. Wezwał Egipcjan do ostrożnego wydawania pieniędzy i zagroził surowymi karami dla naciągaczy cenowych i chciwych pośredników. Kair stara się także uzupełnić swoje zapasy pszenicy dostawami m.in. z Indii. Dodatkowo rząd planuje w tym roku zakupić od rolników 6 mln ton lokalnej pszenicy, co stanowiłoby 60 proc. spodziewanych zbiorów. W ramach zachęty podniesiona została cena skupu. Władze prowadzą również rozmowy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym w sprawie potencjalnego wsparcia.
Dodatkowy pakiet ratunkowy negocjuje z MFW również Tunezja. W wyniku wojny ceny pszenicy są tam najwyższe od 14 lat. Tunezyjczycy odczuwają również skutki światowego wzrostu cen ropy naftowej. Rząd, który dotuje paliwo, planował swój budżet, zakładając cenę ropy na poziomie 75 dol. za baryłkę. Już w lutym został jednak zmuszony do dwukrotnego podniesienia cen paliw, próbując w ten sposób ograniczyć ogromny deficyt budżetowy kraju.
Prezydent Kais Saied, który osiem miesięcy temu przejął władzę, zawieszając parlament i konstytucję, nie przedstawił jeszcze planu rozwiązania problemu pogarszającej się sytuacji gospodarczej. W ostatnich miesiącach rząd zalegał z wypłatą wynagrodzeń w sektorze publicznym, a niedobory mąki występowały jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie.