Bruksela na razie przygląda się rozmowom, jakie Viktor Orbán prowadzi z Władimirem Putinem o współpracy energetycznej, w tym dostawach gazu na Węgry

Wtorkowa wizyta Orbána w Moskwie odbyła się w szczycie kryzysu energetycznego i trwającego konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Nie spotkała się jednak z żadną zdecydowaną reakcją unijnych przywódców. Jeden z rzeczników Komisji Europejskiej, Tim McPhie, mówił podczas wczorajszego briefingu dla mediów, że nie zna jeszcze ustaleń rosyjsko-węgierskich. Dodał przy tym, że zawieranie umów na dostawy gazu, które były tematem rozmów Orbána z Putinem, to wciąż kompetencja państw członkowskich.
Węgierski premier spotkał się z Władimirem Putinem zaledwie kilka dni po podpisaniu przez szefową Komisji Ursulę von der Leyen wspólnej deklaracji z prezydentem USA Joem Bidenem w sprawie zacieśniania współpracy energetycznej. Biden i von der Leyen zadeklarowali chęć zwiększenia dostaw LNG do Europy z USA, co – jak podkreślili – ma przyczynić się do zwiększenia dywersyfikacji źródeł dostaw i w efekcie zmniejszenia ryzyka wstrząsów na rynku. Choć zwiększenie dostaw LNG – surowca traktowanego przez KE jako przejściowe źródło energii w drodze do neutralności klimatycznej – w niewielkim stopniu może przyczynić się do uniezależnienia od rosyjskich dostaw, to poszukiwanie współpracy za oceanem jest wyraźnym sygnałem dla krajów członkowskich. Wydaje się, że kolejnym, którego Orbán nie traktuje poważnie.
W ubiegłym roku KE zaproponowała bowiem państwom członkowskim wspólne zakupy gazu i stworzenie europejskiej rezerwy strategicznej. Propozycja von der Leyen z grudnia spotkała się z pozytywną reakcją większości europejskich stolic, w tym Warszawy. W praktyce państwa członkowskie mogłyby zawierać porozumienia dotyczące wspólnych dostaw gazu, a następnie przekazywać je do Komisji, która weryfikowałaby, czy nie naruszają one unijnych regulacji.
Orbán idzie jednak własną drogą. Choć do podpisania kontraktu na dostawy gazu z Rosji na Węgry doszło w ubiegłym roku, to wtorkowa wizyta szefa węgierskiego rządu w Moskwie potwierdziła, że nie wycofa się on z obranego kursu. Udział gazu w węgierskim miksie energetycznym stanowi około jednej czwartej, z czego ponad 80 proc. pochodzi z Rosji. Władimir Putin zapewniał, że na mocy obowiązującego do 2036 r. kontraktu Węgry kupują i będą kupować od Rosji gaz po znacznie niższych cenach niż rynkowe. Nie wiadomo jednak, na jakie dokładnie kwoty opiewa kontrakt.
Gaz nie jest jedynym elementem rosyjsko-węgierskiego porozumienia energetycznego. Kolejnym jest atom, który odpowiada za ponad 50 proc. produkcji energii na Węgrzech. Problemem jest jednak to, że wszystkie cztery bloki jedynej węgierskiej elektrowni jądrowej Paks będzie trzeba wygaszać za 10 lat. Tutaj ponownie pomocną dłoń wyciągnął Władimir Putin, który potwierdził, że rosyjska spółka Rosatom zamierza zbudować dwa nowe reaktory jądrowe na Węgrzech. Orbán pojechał do Moskwy m.in. po tę deklarację.
Sam Orbán swoją wizytę nazwał „misją pokojową”. Zapewniał, że rozmowy z Putinem poprzedził konsultacjami z prezydentem sprawującej przewodnictwo w Unii Europejskiej Francji – Emmanuelem Macronem oraz – co potwierdził sam zainteresowany – sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem. ©℗

PGNiG wygrywa i przegrywa w sprawie Gazpromu

Wczoraj unijny Trybunał Sprawiedliwości wydał decyzje w sprawie dwóch skarg polskiego koncernu gazowego. Spółka kwestionowała ugodę Komisji Europejską z Rosjanami, na mocy której Gazprom zobowiązał się m.in. do rewizji formuł cenowych w umowach z odbiorcami z Europy Środkowo-Wschodniej. Według PGNiG w rozstrzygnięciach Brukseli zabrakło m.in. zobowiązania rosyjskiego koncernu do zmiany postępowania przy wykorzystaniu Gazociągu Jamalskiego. Sąd w Luksemburgu uznał jednak, że KE dopełniła procedur i należycie uzasadniła swoje decyzje.
TSUE przyznał natomiast rację polskiemu koncernowi w sprawie innej skargi dotyczącej monopolistycznych praktyk Gazpromu. Zarzuty PGNiG dotyczyły deficytu dostaw gazu w latach 2009–2010 i presji Rosjan, by w zamian za jego uzupełnienie Polska zgodziła się na wzmocnienie wpływu Gazpromu na zarządzanie Jamałem. W związku z błędami proceduralnymi – przede wszystkim niewystarczającymi wyjaśnieniami dla PGNiG – Bruksela będzie musiała ponownie zbadać sprawę.
Jak sugeruje prezes polskiej spółki Paweł Majewski, wyrok trybunału w Luksemburgu może mieć nie tylko historyczne konsekwencje, ponieważ „większość praktyk Gazpromu, które zakwestionowało PGNiG, ma swoją kontynuację również dzisiaj”. – Liczymy na to, że KE wykorzysta okazję, którą daje dzisiejszy wyrok, do podjęcia zdecydowanych działań wobec naruszeń prawa konkurencji przez Gazprom – podkreśla Majewski. Szef polskiej spółki krytycznie odniósł się zarazem do drugiego orzeczenia TSUE. Podtrzymanie ówczesnej decyzji KE może – jego zdaniem – „utwierdzić Gazprom w przekonaniu, że działania polegające na nadużywaniu pozycji dominującej na europejskim rynku gazu będą traktowane przez instytucje unijne pobłażliwie”.
Sprawy przed sądem UE to pokłosie dochodzenia antymonopolowego prowadzonego przez Komisję w latach 2012–2018. ©℗
Marceli Sommer