Mateusz Morawiecki i Boris Johnson przekonywali w Kijowie, że Ukraina może liczyć na wsparcie sojuszników. Wczoraj powołano do życia trójstronny format współpracy brytyjsko-polsko-ukraińskiej.

Premier Mateusz Morawiecki zapewniał wczoraj w Kijowie o solidarności z Ukrainą w obliczu wojny. Wymiernym dowodem tego ma być przekazanie jej amunicji, dronów i zestawów przeciwlotniczych Grom - o czym informowaliśmy w DGP 25 stycznia. Decyzje w tej sprawie po stronie polskiej zapadły niedługo przed spotkaniem Andrzeja Dudy i Wołodymyra Zełenskiego w Wiśle dziesięć dni temu. Wcześniej - jeszcze za prezydentury Petra Poroszenki - Polska, za pośrednictwem firm na Cyprze, dostarczała Ukrainie pociski moździerzowe kaliber 60 mm.

Również wczoraj w Kijowie gościł szef brytyjskiego rządu Boris Johnson. Obaj premierzy spotkali się ze swoim ukraińskim odpowiednikiem Denysem Szmyhalem i prezydentem Zełenskim. Londyn, Warszawa i Kijów od wczoraj oficjalnie mają ściśle współpracować w dziedzinie bezpieczeństwa. To element nowej polityki, której założenia w połowie stycznia przedstawiła szefowa dyplomacji Wielkiej Brytanii Liz Truss podczas wykładu w Lowy Institute. Truss opisała współczesne stosunki międzynarodowe jako rywalizację z osią autokracji budowaną świadomie przez Chiny i Rosję we współpracy z krajami takimi jak Białoruś, Korea Północna czy Birma. Po drugiej stronie mają stać: USA, Wielka Brytania i kraje frontowe na wschodzie - Polska, państwa bałtyckie i pozostająca poza Sojuszem Północnoatlantyckim Ukraina, a także Kanada i Australia. To rodzaj formatu NATO plus.

Poza tym sojuszem pozostają Węgry. Podczas gdy Morawiecki i Johnson razem z Ukraińcami ogłaszali zacieśnienie współpracy i budowę nowego formatu, w Moskwie wizytę składał Victor Orbán.

- Spotkanie premiera Węgier z prezydentem Rosji będzie najważniejszym z dotychczasowych - oświadczył szef węgierskiej dyplomacji Péter Szijjártó. Ta wizyta wzbudziła konsternację. Węgry od lat prowadzą bowiem z Ukrainą spór o prawa mniejszości węgierskiej na Zakarpaciu. Budapeszt, który nie raz wprost mówił, że Ukraina to państwo upadłe - blokuje relacje Kijowa z NATO.

Podczas gdy Polska zacieśnia współpracę z krajami Zachodu na rzecz bezpieczeństwa Ukrainy, premier Węgier składa wizytę na Kremlu
Polski premier zapewniał wczoraj w Kijowie o solidarności z Ukrainą w obliczu wojny. Mateusz Morawiecki wcześniej mówił, że nad Dniepr, oprócz amunicji – mogą trafić z Polski drony. Jak pisaliśmy w DGP, w razie zaostrzenia sytuacji w grę wchodzą również zestawy przeciwlotnicze Grom. Decyzje w tej spawie po stronie polskiej zapadły jeszcze przed spotkaniem prezydentów Andrzeja Dudy i Wołodymyra Zełenskiego w Wiśle 21 stycznia.
– Jestem w Kijowie po to, żeby zamanifestować jedność Polski z Ukrainą w obliczu niebezpieczeństw, o których wszyscy wiemy – mówił w Kijowie Morawiecki. Do ukraińskiej stolicy we wtorek poleciał również szef brytyjskiego rządu. – Jakiekolwiek wejście poza terytorium, które Rosja zajęła w 2014 r., będzie katastrofą dla świata i dla Rosji – mówił Boris Johnson.
Londyn wysyła też sygnał, że jest skłonny do radykalnego wzmocnienia wschodniej flanki NATO. Mowa o dozbrojeniu państw bałtyckich i nawet podwojeniu brytyjskiego kontyngentu w Estonii. Jak przekonują źródła DGP, jeśli dojdzie do agresji na Ukrainę, również do Polski trafią dodatkowi żołnierze amerykańscy. – Rozmawiamy o batalionowej grupie bojowej – przekonują nasi rozmówcy. W tej chwili jedna z takich grup, stacjonująca w Bemowie Piskim, liczy 800 żołnierzy.
Wczoraj poinformowano również o zacieśnieniu współpracy na linii Londyn–Warszawa–Kijów. W połowie stycznia szczegółowo opowiadała o tym podczas wykładu w Lowy Institute szefowa brytyjskiej dyplomacji Liz Truss. Oprócz bezpieczeństwa militarnego mówiła o dywersyfikacji dostaw surowców energetycznych czy o ambicjach Chin w Cieśninie Tajwańskiej i współpracy rosyjsko-chińskiej w kosmosie oraz na zachodnim Pacyfiku. Truss opisuje współczesne stosunki międzynarodowe jako rywalizację z osią autokracji budowaną świadomie przez Chiny i Rosję we współpracy z krajami takimi jak Białoruś, Korea Północna czy Birma.
Podczas gdy Morawiecki i Johnson razem z Ukraińcami ogłaszali zacieśnienie współpracy i budowę nowego sojuszu, w Moskwie wizytę składał Viktor Orbán. – Spotkanie premiera Węgier z prezydentem Rosji będzie najważniejsze z dotychczasowych – oświadczył szef węgierskiej dyplomacji Péter Szijjártó. Przed spotkaniem Orbán miał konsultować się z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem (Francja sprawuje obecnie prezydencję w UE) i sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem. Wyjazd do Moskwy budzi jednak wątpliwości. Budapeszt prowadzi z Ukrainą spór o prawa mniejszości węgierskiej na Zakarpaciu. W tym newralgicznym regionie trwa paszportyzacja, czyli nadawanie obywatelstwa węgierskiego tym, którzy deklarują związek z Węgrami. Kijów – odwołując się do doświadczeń z Krymu i Donbasu – krytycznie ocenia ten proceder. Z kolei Budapeszt nieraz wprost mówił, że Ukraina to państwo upadłe, które nie powinno wstąpić do NATO. Na ścianie w gabinecie Orbána wisi mapa, na której powiaty węgierskojęzyczne Zakarpacia nie należą do Ukrainy.
Równolegle do trwającej ofensywy dyplomatycznej Ukraińcy kreślą scenariusze ewentualnego ataku. Były minister obrony Andrij Zahorodniuk we współpracy z ekspertami ds. wojskowości w analizie opublikowanej wczoraj w mediach ukraińskich przekonuje, że opcja wielkiej inwazji jest mało prawdopodobna. Jego zdaniem w grę wchodzi „wariant lokalny”. Najprawdopodobniej ograniczony do Donbasu. Zahorodniuk dodaje, że należy się spodziewać całej serii działań hybrydowych.
Wojna hybrydowa
Wśród nich eksperci ukraińscy wymieniają wywoływanie masowej paniki – np. poprzez organizowanie fałszywych alarmów bombowych na dużą skalę czy podawanie informacji, że wykradzione w internecie dane z mediów społecznościowych obywateli Ukrainy są na sprzedaż (podczas ostatniego ataku hakerskiego w połowie stycznia w „Telegramie” i mediach rosyjskich podawano taką informację). W „wariancie hybrydowym” mowa również o kampanii propagandowej, w której podawane będą informacje o ostrzałach artyleryjskich prowadzonych przez stronę ukraińską na cele cywilne, i przekonywanie, jakoby USA zgodziły się na propozycje Kremla, by nadać Donbasowi specjalny status. Według analityka „Ukrainśkiej Prawdy„ Romana Romaniuka w grę wchodzą też cyberataki na elektrownie atomowe, kolej, metro czy szerzej infrastrukturę krytyczną.
Wariant lokalny
W tzw. wariancie lokalnym ekipa Zahorodniuka nie wyklucza uderzeń z powietrza i ostrzałów rakietowych na infrastrukturę wojskową z terenu Białorusi i okupowanego Donbasu. Miałyby zostać do tego wykorzystane pociski Iskander, które dotarły już na Białoruś razem ze 103 brygadą wojsk rakietowych z rosyjskiego Wschodniego Okręgu Wojskowego. Celem ataku z powietrza miałyby być ukraińskie punkty dowodzenia czy np. bazy, w których składowane są wartościowe elementy sił zbrojnych – np. bezzałogowce tureckie Bayraktar (te same, które w maju 2021 r. kupiła Polska, i te same, które były jednym ze źródeł sukcesu Azerbejdżanu w niedawnej wojnie o Górski Karabach).
O tym, że to Donbas będzie w centrum wydarzeń, świadczą również niedawne decyzje Moskwy. Dla mieszkańców separatystycznych republik, którzy dysponują rosyjskim paszportem – uproszczono procedurę wstępowania do prokremlowskiej Jednej Rosji. Umożliwiono im również korzystanie z rządowego, rosyjskiego portalu gosuslugi.ru, na którym załatwia się kwestie świadczeń społecznych. Trwa również akcja paszportyzacji mieszkańców republik separatystycznych. Wszystkie te kroki mają pomóc zalegendować ewentualną operację wojskową jako „misję humanitarną” w celu ochrony interesów „obywateli rosyjskich”.
Inwazja na pełną skalę
Ten wariant był na stole już po upadku Wiktora Janukowycza w lutym 2014 r. Rosjanie oprócz zajęcia Krymu i wywołania separatyzmu na Donbasie planowali opanować Charków, zdobyć Mariupol i przebić korytarz lądowy na Krym. Pracowano również nad wywołaniem zamieszek w Odessie, które ostatecznie zakończyły się masakrą na Kulikowym Polu w maju 2014 r. Dziś cel Rosji byłby ten sam – odcięcie Ukrainy od morza i uczynienie z niej państwa kadłubowego, ograniczonego do obwodów zachodnich. W 2014 r., mimo zapaści armii ukraińskiej – Rosjanie nie byli w stanie go zrealizować. Dziś dysponują u granic Ukrainy siłami w liczbie 136 tys. żołnierzy (dane podawane wczoraj przez Zahorodniuka). Według analityków to wciąż za mało, aby wariant inwazji na pełną skalę z powodzeniem wcielić w życie.