Wybory prezydenckie wygrał lewicowiec Gabriel Boric
Druga tura wyborów prezydenckich w Chile była starciem wody z ogniem. Z jednej strony José Antonio Kast – konserwatysta, ojciec dziewięciorga dzieci, katolik ciepło wypowiadający się o dyktaturze gen. Augusto Pinocheta. Kandydat „prawa i porządku”, postulujący rynkowe deregulacje i zaostrzenie polityki migracyjnej. Z drugiej Gabriel Boric (chorwackie pochodzenie) – 35-letni wytatuowany lewicowiec, entuzjasta twórczości Pablo Nerudy prowadzący kampanię pod hasłami „pokoleniowej zmiany” i obiecujący zasypywanie nierówności. Reprezentant „ulicznej lewicy” oraz pokolenia milenialsów, którego wzrost popularności rozpoczął się od organizowania studenckich protestów.
Górą ze starcia – określanego nawet jako najważniejsze od czasu rywalizacji Salvadora Allendego i Pinocheta – wyszedł pochodzący z wietrznego Punta Arenas nad Cieśniną Magellana Boric. W niedzielnej drugiej turze uzyskał 55,87 proc. głosów (Kast 44,13 proc.). Do zwycięstwa młody polityk doszedł na fali demonstracji społecznych o lewicowym profilu, które wybuchły w 2019 r. w proteście przeciwko nieznacznemu podwyższeniu cen biletów za transport publiczny i doprowadziły do poważnych politycznych konsekwencji. Na ich skutek w Chile powołano Zgromadzenie Konstytucyjne, w którym w maju tego roku najwięcej głosów uzyskali kandydaci spoza głównych partii, w większości socjalistyczni, chłodno ustosunkowani do neoliberalizmu. W przyszłym roku Chilijczycy będą głosować w referendum nad projektem konstytucji wystosowanym przez nową instytucję. Przewiduje on, że kraj odejdzie od zasad leseferyzmu, a rząd będzie mocniej działał na rzecz ochrony klimatu i zapewni szerszą pomoc dla grup dotychczas marginalizowanych.
Pozostało
85%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama