Kilkuset naukowców, ekspertów, przedstawicieli agend rządowych i branży tytoniowej wzięło udział w 9. edycji E-Cigarette Summit – szczytu, który odbył się wirtualnie w pierwszej połowie grudnia. Silnie wybrzmiał podczas obrad głos, że e-papierosy mogą być pomocne w rzucaniu palenia.

Przed pandemią impreza organizowana była w Londynie i od samego początku zyskała uznanie jako neutralne miejsce spotkań naukowców, organów regulacyjnych, przemysłu, przedstawicieli zdrowia publicznego, by mogli oni zapoznać się z najnowszymi badaniami dotyczącymi e-papierosów i redukcji szkód związanych z paleniem. – Naszym celem zawsze będzie zapewnienie możliwości zbadania rozbieżnych opinii w kontekście wspólnego celu, jakim jest zmniejszenie liczby zgonów i chorób związanych z paleniem – zapewniają organizatorzy szczytu.

Nie ignorować świadectw

Jednym z najciekawszych punktów E-Cigarette Summit była rozmowa z Colinem Mendelsohnem, przewodniczącym Australijskiego Stowarzyszenia Redukcji Szkód Tytoniowych, który jest autorem książki „Przestań palić, zacznij wapować (używać e-papierosów – przyp. red.). Jego zdaniem opór niektórych zachodnich regulatorów w stosunku do e-papierosów opiera się nie na dowodach, ale na kwestiach ideologicznych, postawach moralnych, czy też sprzyjaniu interesom niektórych firm. – Absurdem w Australii jest np. to, że o wiele łatwiej jest kupić znacznie bardziej szkodliwe papierosy, niż waporyzatory. Nie możemy zignorować świadectw milionów waperów, którzy rzucili palenie i przeszli na mniej szkodliwe e-papierosy– mówił.

Wrogiem są toksyczne substancje

I rzeczywiście, zmiany w podejściu do e-papierosów zaczynają być coraz bardziej widoczne w niektórych krajach. Podczas szczytu szeroko dyskutowano kwestię polityki zdrowotnej Wielkiej Brytanii, która niebawem może stać się pierwszym krajem na świecie, gdzie e-papierosy będą przepisywane na receptę przez lekarzy publicznej służby zdrowia osobom chcącym rzucić palenie. Tamtejszy Urząd ds. Rejestracji Produktów Leczniczych poinformował niedawno, że producenci e-papierosów mogą zgłaszać swoje produkty do zatwierdzenia w takim samym trybie, jak leki. Współgrał z tym głos Roberta Beaglehole’a, emerytowanego profesora Uniwersytetu w Auckland i szefa nowozelandzkiej organizacji walczącej ze skutkami używania tytoniu. Przytoczył on statystyczne dane, z których wynika, że co roku na świecie umiera 8 mln osób z powodu chorób związanych z używaniem tytoniu, z czego 80 proc. przypada na palenie papierosów. – Wrogiem są toksyczne substancje wydzielane przy paleniu tytoniu, a nie sama niktotyna - przekonywał profesor Beaglehole.

Wielka Brytania i Niemcy

Interesująco wyglądała kwestia porównania, jak państwo może prowadzić aktywną politykę redukcji szkód i jakie korzyści to przynosi zdrowiu publicznemu. – W Niemczech mamy wysoki odsetek aktywnych palaczy, to ok. 30 proc. społeczeństwa. Dzieje się tak, gdyż nadal pozwalamy na reklamę papierosów na billboardach, czy też mamy różne przepisy w poszczególnych landach odnośnie palenia w barach, czy restauracjach. Jednocześnie państwo stwierdza: „e-papierosy nie powinny być stosowane do rzucania palenia”, mimo iż istnieją badania DEBRA (Deutsche Befragung zum Rauchverhalten – organizacja zajmująca się badaniami zachowań związanymi z paleniem – przyp. red.) pokazujące, że e-papierosy oznaczają wyższe wskaźniki rzucenia tradycyjnych papierosów. Spójrzmy tymczasem na Wielką Brytanię, która zachęca do rzucania palenia przy użyciu e-papierosów. Tam odsetek palaczy wynosi 15 proc., czyli dwa razy mniej niż w Niemczech – mówił profesor Daniel Kotz z Uniwersytetu Heinricha Heinego.

Materiał partnera