Polityka nowego rządu jest też w kilku wymiarach ważna dla Polski – począwszy od ropiejącej sprawy Turowa, poprzez perspektywy ożywienia Grupy Wyszehradzkiej, aż po ewentualne wsparcie bliskich naszym interesom koncepcji
polityki energetycznej i zagranicznej całej Unii. Dlatego warto czujnie obserwować polityczne wydarzenia nad Wełtawą, a Czechów – niestety często u nas lekceważonych – zacząć traktować jako poważnych partnerów. I w dodatku nie mieć oporów, by się od nich uczyć.
Wyniki niedawnego bardzo ciekawego badania think tanku GLOBSEC wskazują, że Czechy są liderem wśród państw Europy Środkowo-Wschodniej pod względem odporności na wrogie wpływy reżimów autorytarnych, takich jak Rosja czy
Chiny. W porównaniu z sąsiadami mają relatywnie prozachodnie elity, niezależną pozycję dobrych jakościowo mediów publicznych, dobrą administrację państwową i względnie sprawne instytucje publiczne, w tym nieźle funkcjonujące służby wywiadu i kontrwywiadu (zwłaszcza Dowództwo Sił Informacyjnych i Cybernetycznych oraz Centrum Przeciwko Terroryzmowi i Zagrożeniom Hybrydowym). Silne jest także społeczeństwo obywatelskie – 75 proc. Czechów czynnie wspiera organizacje trzeciego sektora lub nieformalne grupy aktywistyczne.
Za słabości uznano niedostateczne uregulowanie lobbingu oraz problemy z korupcją i praniem pieniędzy, a także niewystarczającą odporność środowiska akademickiego na wpływy zewnętrzne (w ostatnich latach ujawniono przypadki zakulisowego oddziaływania służb chińskich na działalność naukową i ekspercką, m.in. na praskim Uniwersytecie Karola i w Akademii Nauk). Pomimo pochwał pod adresem administracji odnotowano niedostatki w koordynacji pomiędzy resortami, w tym kluczowymi z punktu widzenia bezpieczeństwa – ujawniło się to m.in. przy okazji zamachu terrorystycznego w magazynie amunicji we Vrběticach, zorganizowanego przez wywiad rosyjski („Jednostka 29155”, Magazyn DGP z 23 kwietnia 2021 r.). Badanie zwróciło też uwagę na specyficzny, lecz silny rys eurosceptyczny czeskiego społeczeństwa – związany, jak to określono, z „pragmatyzmem gospodarczym”, nieufnością wobec zewnętrznych projektów ideologicznych, ale też brakiem poczucia sprawczości w
UE (w hipotetycznym referendum na temat wystąpienia z Unii rozwiązanie takie poparłoby ok. 20 proc. głosujących).
Ostatni okres przyniósł Czechom rozczarowanie rządami premiera Andreja Babiša i jego partii ANO. „Antysystemowość”, która poprzednio skusiła wielu wyborców, sprowadziła się w rzeczywistości do kilku pustych gestów i wykorzystywania władzy dla wspierania prywatnych interesów. Do tego doszły narastające kłopoty ekonomiczne, w tym najwyższa od 13 lat inflacja (6 proc. w październiku i listopadzie) oraz deficyt budżetowy na rekordowo wysokim poziomie 377 mld koron (efekt gwałtownych, przedwyborczych podwyżek emerytur i płac oraz rekordowej obniżki podatków, przy jednoczesnym spowolnieniu gospodarczym wywołanym przez pandemię).
Co prawda ANO i tak zdobyła najwięcej mandatów w październikowych wyborach, ale jej zdolność koalicyjna spadła do zera. Faktyczny sukces odniosły więc dwa bloki opozycyjne. Jeden to centroprawicowa koalicja SPOLU, której trzonem jest Obywatelska Partia Demokratyczna (ODS), umiarkowanie eurosceptyczna, konserwatywna obyczajowo i wolnorynkowa, założona przez byłego prezydenta i premiera Václava Klausa. Jej partnerami są ugrupowania chadeckie: KDU-ČSL oraz Tradycja Odpowiedzialność Dobrobyt (TOP 09), na poziomie europejskim należące do EPL. Blok drugi to PIRSTAN: koalicja Partii Piratów (PIR – proeuropejskiej, proekologicznej, postępowej obyczajowo, mocno akcentującej prawa obywatelskie oraz nowoczesne rozwiązania w administracji i edukacji) z Burmistrzami i Niezależnymi (STAN – listą skupiającą samorządowców o dość zróżnicowanych poglądach, ale zjednoczonych wokół pewnych pragmatycznych rozwiązań). Wymienione partie uzyskały razem 108 mandatów w 200-osobowej Izbie Poselskiej i – pomimo znacznych rozbieżności ideowych – zaskakująco szybko i sprawnie uzgodniły platformę programową (proszę, da się), a potem dogadały się co do ministerialnych personaliów (zwiększając przy tym liczbę członków gabinetu tylko o dwóch, co przy rozbieżnościach i wielobarwności koalicji też zasługuje na docenienie).
Wspólną platformą tej egzotycznej koalicji była przede wszystkim niechęć do ANO i skompromitowanego Babiša, a także do skrajnej prawicy (lewica różnych odmian tym razem została przez wyborców wyeliminowana z parlamentu). W drugiej kolejności – przekonanie o konieczności szybkich działań ekonomicznych i w sferze szeroko pojętego bezpieczeństwa. W tej kwestii zadeklarowano m.in. szybką sanację finansów publicznych, reformę emerytur, zwiększenie wydatków na obronność i kulturę, regularną waloryzację nakładów na ochronę zdrowia, utrzymanie pensji dla nauczycieli w wysokości 130 proc. średniej płacy, znaczące przyspieszenie cyfryzacji – i to wszystko bez podnoszenia podatków. Podobno dogadano się nawet co do sposobów uzyskania takich cudów, choć koalicjanci wciąż zachowują tajemnicę w sprawie szczegółów.
Sprawny przebieg rozmów był w dużej mierze zasługą lidera ODS Petra Fiali – i to on, za zgodą koalicjantów, został przez prezydenta Miloša Zemana powołany na stanowisko premiera. Ten profesor nauk politycznych, były dziekan Wydziału Nauk Społecznych i rektor Uniwersytetu Masaryka w Brnie, pełnił już kilka lat temu funkcję ministra szkolnictwa, potem zasiadał w parlamencie i kierował konserwatywno-liberalnym think tankiem Pravý Breh (Prawy Brzeg). Ale dał się poznać przede wszystkim jako zręczny i skuteczny szef partii, którą wyciągnął z poważnych kłopotów po korupcyjnych aferach swego poprzednika.
Koalicjanci zachowali niezależność w kwestii obsady stanowisk, przyznanych im do dyspozycji. SPOLU mają w nowym rządzie przypaść ministerstwa: finansów, sprawiedliwości, obrony, pracy i spraw społecznych, transportu, rolnictwa, zdrowia, środowiska i kultury, a ponadto nowo utworzone stanowisko ministra ds. nauki, badań i innowacji. PIRSTAN obsadza resorty: spraw zagranicznych (Jan Lipavský z Piratów), przemysłu, szkolnictwa, rozwoju regionalnego i cyfryzacji oraz dwa nowe stanowiska ministerialne – do spraw legislacyjnych oraz do spraw europejskich.
Prezydent Zeman zgłosił zastrzeżenia tylko do jednej kandydatury ministerialnej – Lipavskiego. Zarzucił mu brak kompetencji, a przede wszystkim „zdystansowane” stanowisko w sprawie Izraela i partnerów z Grupy Wyszehradzkiej. Faktem jest, że 36-letni polityk Piratów nie imponuje doświadczeniem w polityce zagranicznej – pracował głównie jako analityk i menedżer bankowych systemów informatycznych – ale w parlamencie, w poprzedniej kadencji, pełnił funkcje m.in. wiceszefa komisji spraw zagranicznych i komisji obrony, członka podkomisji ds. migracji i polityki azylowej, był też członkiem stałego komitetu wywiadu i radził sobie w tych rolach bardzo dobrze. Faktem jest także, że kilkakrotnie krytykował politykę Izraela, który ma w Czechach status specjalnego partnera (czynił to w sposób raczej umiarkowany) oraz politykę partii rządzących Polski i Węgier w zakresie praworządności (sam Zeman też nie słynie ze szczególnie ciepłych uczuć pod adresem PiS i FIDESZ).
W tej sytuacji można podejrzewać, że prezydent raczej szukał pretekstów, by nie powiedzieć głośno tego, co najbardziej mu u kandydata przeszkadza – twarda postawa Lipavskiego wobec Moskwy i Pekinu. Jako deputowany wzywał on rząd czeski do zażądania od Chin odszkodowania za straty z powodu pandemii, wprost oskarżając Państwo Środka o jej spowodowanie. Działał też na rzecz wykluczenia rosyjskich i chińskich dostawców z przetargu na dokończenie budowy elektrowni jądrowej Dukovany. Tymczasem Zeman od lat, w ramach swoiście pojętej „wielowektorowości”, odgrywa rolę ambasadora chińskich i rosyjskich interesów w Czechach i w Unii, i sporo zainwestował w przyjaźń ze wschodnimi mocarstwami. A Lipavský zalazł mu za skórę także osobiście – ostro krytykując postawę i wystąpienia prezydenta po wybuchu we Vrběticach oraz wzywając MSZ do cofnięcia paszportu dyplomatycznego doradcy prezydenta Martina Nejedlema, by powstrzymać tajemnicze konszachty tegoż ze współpracownikami Władimira Putina.
Pierwsze starcie wygrał Fiala. Zagroził Zemanowi odwołaniem się do sądu i „ostatecznym wyjaśnieniem kompetencji głowy państwa” – wobec czego, po paru dniach gry nerwów, prezydent zapowiedział, że powoła wszystkich proponowanych przez premiera kandydatów na ministrów. Twarda postawa Fiali to zapewne nie tylko gest solidarności z koalicjantem, lecz także sygnał akceptacji przez szefa rządu pryncypiów programu zagranicznego Piratów i uznania go za wspólny.
Wiadomo, że fundamentami czeskiej polityki zagranicznej mają pozostać członkostwo w UE i NATO, sojusz z USA i strategiczne partnerstwo z Izraelem. Wskazano też, że nowy rząd zamierza się kierować „havlowską zasadą wspierania demokracji, praw człowieka oraz społeczeństwa obywatelskiego”.
Najprawdopodobniej, w przełożeniu na konkrety, będzie to oznaczać twarde stanowisko wobec polityki rosyjskiej – zarówno wewnętrznej, jak i tej względem „bliskiej zagranicy” (Ukrainy, Białorusi, Mołdawii i Gruzji). Również – wobec rosyjskich prób wtrącania się w sprawy krajów Zachodu i jego struktur integracyjnych. Chiny mogą spodziewać się wsparcia Czechów dla europejskich sankcji i ostatecznego odejścia od priorytetu interesów gospodarczych nad względami bezpieczeństwa (w tym otwartego wykluczenia Huaweia i ZTE z budowy sieci 5G; poprzedni gabinet, ze względów taktycznych, nieco w tej sprawie kluczył i zwlekał). Być może będziemy nawet świadkami pójścia przez Pragę w ślady Wilna i faktycznego uznania Tajwanu (Lipavský wspominał o takiej możliwości już jakiś czas temu, a jego partyjny kolega, burmistrz Pragi Zděnek Hřib, jeździł nawet do Tajpej z oficjalnymi wizytami, wzbudzając wściekłość chińskich komunistów). Jest to o tyle realne, że Czechy mają z wyspiarską Republiką Chińską wyjątkowo zaawansowaną i intratną współpracę gospodarczą; nieoficjalnie wiadomo, że szykują się nawet do wspólnego wytwarzania czipów z takim globalnym potentatem jak Taiwan Semiconductor Manufacturing (TSMC).
Na taryfę ulgową w kwestiach zasadniczych raczej nie mają też co liczyć partnerzy wyszehradzcy. O ile politycy ODS do tej pory zachowywali powściągliwość w krytykowaniu stanu praworządności w Polsce i na Węgrzech, to liderzy Piratów nie żałowali mocnych słów i deklaracji. A w rządzie będą mieli w tej sprawie poparcie na przykład ministra ds. europejskich. Mikuláš Bek, który podobnie jak Fiala pełnił w przeszłości funkcję rektora Uniwersytetu Masaryka, wyrażał zaniepokojenie naruszaniem autonomii uczelni przez rządy polski i węgierski, a także orzeczeniami polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Pytany, czy Czechy zgodziłyby się na ewentualne uruchomienie mechanizmu warunkowego i zawieszenie dostępu Warszawy i Budapesztu do unijnego finansowania, przypomniał, że komisja spraw europejskich w czeskim Senacie, której w minionej kadencji przewodniczył, poparła taką ideę.
Czechy zapewne będą nadal wspierać inicjatywę Francji, przygotowującej sojusz państw zainteresowanych rozwojem energetyki jądrowej (to też Bułgaria, Finlandia, Chorwacja, Węgry, Polska, Rumunia, Słowacja i Słowenia). We wspólnym oświadczeniu z października stwierdzono m.in., że „Europa potrzebuje energii jądrowej, jeśli ma wygrać wojnę klimatyczną. Jest to niezbędne i niezawodne źródło niskoemisyjnej przyszłości dla wszystkich”. Dla Czechów to okazja lewarowania swojej pozycji w UE i ich dyplomacja zrobi wszystko, by jej nie zaprzepaścić. Warto przypomnieć, że Fiala – jeszcze jako szef i analityk Prawego Brzegu – krytycznie wypowiadał się o niemieckiej Energiewende oraz o „nieuzasadnionej, antyatomowej fobii niektórych europejskich polityków”. Teraz będzie miał okazję dać tym fobiom realny odpór, a jako szef dyplomacji zrealizować swe wcześniejsze zapowiedzi o promowaniu w Europie „racjonalnej i konstruktywnej dyskusji o energii i klimacie”.
Co do sporów z Polską – zarówno Fiala, jak i Lipavský sygnalizują, że szybkie rozwiązanie sprawy Turowa leży im na sercu. Z powodów politycznych (partnerstwo ODS i PiS w Parlamencie Europejskim) więcej dobrej woli wykazać może ten pierwszy. Ale z drugiej strony mało prawdopodobne, by polityk będący bez wątpienia twardym graczem i niezwykle zręcznym negocjatorem nagle chciał zrobić prezent sąsiadom całkiem za darmo. Tym bardziej że wyborcy i opozycja „od zaraz” będą go rozliczać z każdego przejawu słabości czy zaniechania. A już za chwilę przyjdzie nowej koalicji uzgadniać zmianę budżetu, przygotowanego przez poprzedników (i znaleźć w nim oszczędności na ok. 80 mld koron – równowartość niemal 1,4 proc. PKB), rozstrzygać taktykę dalszej walki z COVID-19 (tu do podjęcia lub wdrożenia są kontrowersyjne decyzje dotyczące przymusu szczepień poszczególnych grup wiekowych i zawodowych), pilnie wdrażać niezbędne rozwiązania dotyczące transparentności władzy i na dokładkę mierzyć się z wysokimi cenami energii. Nie będzie łatwo i pola manewru do spektakularnych ustępstw w sporze z Polakami może nie być.
W tej sytuacji – pozostaje mieć nadzieję, że po polskiej stronie nie zabraknie równie zręcznych negocjatorów, co Petr Fiala. I że bez względu na to, jak ostrą batalię oba kraje stoczą wokół Turowa, potrafią konstruktywnie współpracować w innych kwestiach, gdzie ich ważne interesy są zbieżne. ©℗
*Autor jest wykładowcą Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, ekspertem Fundacji Po.Int oraz Nowej Konfederacji