Wagnerowcy w Mali i Republice Środkowoafrykańskiej wywłaszczali, zabijali, gwałcili i zakładali nielegalne więzienia.

Zaangażowanie Rosji w Afryce poprzez prywatne grupy wojskowe było wczoraj tematem Rady ds. Zagranicznych UE. Podczas spotkania podjęto decyzje, które otwierają drogę do umieszczenia Grupy Wagnera - sponsorowanej przez bliskiego Kremlowi oligarchę Jewgienija Prigożyna - na czarnej liście organizacji.
W przyjętym stanowisku czytamy, że zaakceptowano rozwiązania, które „pozwolą UE autonomicznie wprowadzać środki restrykcyjne na osoby i podmioty zagrażające pokojowi, bezpieczeństwu i stabilności Mali albo przeszkadzają w politycznej transformacji (tego państwa - red.)”. W praktyce oznacza to, że zamrażane są aktywa osób zaangażowanych w rosyjskie działania w Afryce, na Bliskim Wschodzie i na Ukrainie, a osoby, które swoją działalnością destabilizują te regiony (są to obywatele Federacji Rosyjskiej; w dużej mierze byli funkcjonariusze służb specjalnych i wojskowi. Między innymi lider Grupy Wagnera, były spadochroniarz i neonazista Dmitrij Utkin), zostają objęte zakazem wjazdu do UE. Firmy i instytucje finansowe z UE nie mogą również w żaden sposób finansować grup powiązanych z Prigożynem. Sankcje dotyczą również trzech rosyjskich firm z sektora energetycznego, które uznano za sponsora i przykrywkę dla prywatnych armii. W dokumencie, nad którym wczoraj obradowali ministrowie, znajdują się także opisy działań wagnerowców na Ukrainie, w Syrii, Libii, Sudanie i Mozambiku. Obszerne fragmenty dotyczą jednak przede wszystkim Mali i Republiki Środkowoafrykańskiej - dwóch państw, które przelały czarę goryczy i w których prywatne armie pozwalały sobie na największe nadużycia, łącznie z gwałtami, wywłaszczeniami, zabójstwami, egzekucjami i przetrzymywaniem ludzi w nielegalnych więzieniach.
To jak do tej pory najpoważniejsze uderzenie w sieć quasi-wojskowych organizacji działających na świecie pod ogólną nazwą Grupy Wagnera. W ubiegłym miesiącu stała się ona obiektem debaty Parlamentu Europejskiego. Krótko po tym szefowie MSZ państw Unii przyjęli kierunkową decyzję o konieczności ograniczenia możliwości jej działania. Ekspresowe tempo przyjęcia sankcji tłumaczone jest presją Francji, która uznała, że Moskwa poprzez siły proxy próbuje systemowo ograniczyć jej wpływy w Afryce. Wcześniej za pośrednictwem wagnerowców i przy wykorzystaniu antyfrancuskich nastrojów Kremlowi udało się uzależnić od siebie władze fantomowego państwa, jakim jest Republika Środkowoafrykańska.
Podczas wczorajszej Rady Ogólnej omawiano również sprawy afgańskie. UE szykuje się do ponownego otwarcia swojego przedstawicielstwa w Kabulu. Unia pracuje jednak nad formułą, która nie pozwalałaby zinterpretować takiej decyzji jako formalnego uznania władz talibskich. Bruksela przekonuje, że ponowne uruchomienie placówki jest konieczne, aby UE nie pozostała w tyle za tym, co w Afganistanie robi dyplomacja chińska, rosyjska i turecka. Przy czym UE nie chce się zgodzić, aby placówka była ochraniana przez formacje talibskie (w planach jest zatrudnienie prywatnej firmy wojskowej, która realizowałaby takie zadania). Naciska na to z kolei rząd w Kabulu.