Wczoraj, po niemal sześciu miesiącach przerwy, wznowione zostały rozmowy nuklearne z Iranem.

W negocjacjach udział biorą Francja, Wielka Brytania, Niemcy, Rosja i Chiny. W Austrii są także obecni dyplomaci amerykańscy. Iran odmawia jednak bezpośredniego spotkania z nimi. – Jakiekolwiek starania Amerykanów, by sprzedać fałszywą narrację, nie pomogłyby im w Wiedniu (podczas spotkania-red.) – mówił rzecznik resortu spraw zagranicznych Sa’id Chatibzade.
Stany Zjednoczone wraz z pozostałymi sygnatariuszami porozumienia z 2015 r. domagają się wznowienia rozmów tam, gdzie zostały przerwane wiosną. Od kwietnia do czerwca odbyło się aż sześć rund negocjacji. Obie strony wyraziły wówczas przekonanie, że kompromis jest możliwy.
Mocarstwa zachodnie nie znają jednak obecnych intencji rządu w Teheranie. Nie wiedzą, czy ten na poważnie podchodzi do spotkania, czy chce jedynie grać na zwłokę, by w międzyczasie wzbogacić więcej uranu niezbędnego do produkcji broni jądrowej. – Jeśli władze Iranu faktycznie chciałyby wykorzystać negocjacje jako przykrywkę dla przyspieszonego programu nuklearnego, będziemy musieli zareagować w sposób, który nie jest naszą preferencją – komentował specjalny wysłannik USA ds. Iranu Robert Malley. – Nikogo nie powinno dziwić, że w takiej sytuacji pojawiłaby się zwiększona presja na Iran – dodał.
Zachód spodziewa się, że Irańczycy będą chcieli prowadzić rozmowy od zera. Do Wiednia z Teheranu przyleciał bowiem nowy zespół negocjacyjny. Po tym, jak dyskusje utknęły w martwym punkcie, czerwcowe wybory prezydenckie w Iranie zwyciężył Ebrahim Ra’isi, który zaostrzył żądania swojego kraju co do porozumienia z Amerykanami. Choć większość członków zespołu miała się nie zmienić, przewodzi mu teraz nowy wiceminister spraw zagranicznych Ali Bagheri. Mężczyzna przez lata pozostawał zaciekłym krytykiem umowy z 2015 r.
Władze Iranu podchodzą do stołu negocjacyjnego z nowymi, maksymalistycznymi wymaganiami. Teheran nie chce rozmawiać już o swoich działaniach nuklearnych, a jedynie o konieczności zniesienia sankcji przez USA. Oczekują przy tym gwarancji, że żadna przyszła amerykańska administracja nie wycofa się z umowy. Prezydent Joe Biden sygnalizował, że jeśli ponownie się do porozumienia przyłączy, jego rząd na pewno od niego nie odejdzie. Jest to jedyna gwarancja, jaką może konstytucyjnie przedstawić. Teheran chce zażądać także od Stanów rekompensaty finansowej za poprzednie sankcje. Zachód obydwa wnioski uważa za nierealne. Jeśli Iran faktycznie będzie je forsował podczas rozmów w Wiedniu, te będą skazane na niepowodzenie.
W ubiegłym tygodniu strony bacznie obserwowały wizytę dyrektora Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) Rafaela Grossiego w Teheranie. Miała być dla nich wskazówką, jaką strategię do rozmów w Wiedniu przyjmą Irańczycy. Po spotkaniu Grossi mówił jednak, że rozmowy te były „niejednoznaczne”.
Jedną z kwestii spornych pozostaje bowiem fakt, że Iran odmawia inspektorom z MAEA dostępu do zakładu produkcji wirówek w mieście Karadż, który według „The Wall Street Journal” wznowił niedawno swoją działalność. – To poważnie wpływa na zdolność (MAEA – red.) do przywrócenia kontroli, która została powszechnie uznana za niezbędną w związku z powrotem do umowy –powiedział w środę Grossi na posiedzeniu Rady Gubernatorów.
Odmowa zezwolenia MAEA na zainstalowanie nowych kamer lub potwierdzenia, że produkcja nie została wznowiona, może podważyć próby rewitalizacji porozumienia i jego ścisłej weryfikacji. Aby wrócić do umowy, Iran musiałby więc ponownie otworzyć się na inspektorów, zdemontować sprzęt i zmniejszyć poziom wzbogacenia uranu.
Jeśli tego nie zrobi, amerykańscy dyplomaci przygotowują się na użycie innych narzędzi uniemożliwiających Iranowi zdobycie broni nuklearnej. To eufemizm, który pozwoliłby Izraelowi na przeprowadzanie cyber ataków lub operacji wojskowych na irańskie ośrodki nuklearne.
Izrael, który nie był stroną porozumienia, ruszył zresztą z własną ofensywą dyplomatyczną. Minister spraw zagranicznych Ja’ir Lapid udał się w niedzielę z dwudniową wizytą do Wielkiej Brytanii i Francji. W artykule dla gazety „The Telegraph” wraz ze swoją brytyjską odpowiedniczką Liz Truss napisali, że będą pracować dzień i noc, by uniemożliwić Iranowi przekształcenie się w potęgę nuklearną. – Zegar tyka, co zwiększa potrzebę bliskiej współpracy z naszymi partnerami – stwierdzili. Izraelski kanał telewizyjny 13 donosił, że jednym z głównych celów Lapida podczas wizyty w Europie jest zapewnienie, że sankcje bankowe przeciwko Iranowi zostaną utrzymane. Premier Izraela Naftali Bennett komentował w weekend, że jego kraj jest „bardzo zaniepokojony” faktem, że światowe mocarstwa zniosą nałożone sankcje w zamian za niewystarczające ograniczenie programu nuklearnego. Z tego względu Lapid miał w poniedziałek podpisać z Truss szereg porozumień – w tym dziesięcioletnią umowę o ścisłej współpracy w obszarach takich jak cyberbezpieczeństwo, technologia, handel i obrona.
Rozwój nuklearny Iranu może jednak sprawić, że wkrótce będzie za późno na jakiekolwiek porozumienie. W piątek Iran ogłosił kolejne postępy w zakresie wzbogacania uranu, co jeszcze bardziej skraca okres potrzebny Teheranowi na opracowanie broni nuklearnej. – Nie zostało nam dużo czasu do przyznania, że Iran wybrał inną drogę – uważa Malley. – Iran może wybrać jedną z dwóch ścieżek: dalszą eskalację i kryzys nuklearny lub wzajemny powrót do umowy tworzący możliwości nawiązania regionalnych więzi gospodarczych i dyplomatycznych – napisał na Twitterze.